Minęły ponad dwa tygodnie odkąd byłyśmy z wizytą na pięknym, ukwieconym Widzewie. Z opiekunką kociej rodziny byłyśmy w stałym kontakcie. Na bieżąco informowała o zachowaniu kotki, o postępach w rozwoju kociąt.
– Same piją wodę ze spodeczka, wąchają i smakują saszetki – meldowała. – Korzystają z kuwetki! Matka źle toleruje ograniczenie swobody, ewidentne tęskni za spacerami.
– Nie mamy innej możliwości, musi wytrzymać tę niedogodność. Skończy się jej gehenna, jak małe będą samodzielne.
We wtorek zaczynający trzeci tydzień „niewoli”, kociaki zaczęły jeść. Wszystkie czekałyśmy na ten sygnał. Przygotowałam lecznicę na przyjęcie, z Gosią i panią ustaliłam termin.
Pakiet wylądował w Gabinecie Perełka. Maluszki po kontroli i pierwszym weterynaryjnym działaniu pojadą do domu tymczasowego. Matka zostanie zabezpieczona i wróci do swojego kolorowego ogrodu.
Dziękuję opiekunce, że moje rady przyjmowała bez oporu, bez negacji, bez dyskusji. Tym razem pracowało mi się z nią świetnie, zrozumiała, że spotkała prawdziwą kociarę z krwi i kości.
Tego ogromu pracy, tylu zajęć i obowiązków nie da rady udźwignąć jedna osoba. Musi mieć pomocny zespół ale i świadomych, konkretnych karmicieli, którzy wspierają współpracując według naszego klucza.
Jestem osobą czynną, sumienną i pracowitą. Staram się zabezpieczyć w jak najlepszej konwencji objęte opieką koty. Interwencje są tylko niewielkim fragmentem mojego wolontariatu. Mając zespół i sprzęt, nie powinnam ich sama podejmować, ale mam świadomość, że jest to także najlepszy sposób, by wyszkolić nowe łapiące koty kadry.
Pierwsza część, ta trudniejsza czynności koniecznych, by zabezpieczyć koty jest za nami. Jeśli karmicielka wyrazi chęć dalszej współpracy, zarówno ja jak i Gosia jesteśmy do dyspozycji.
Być może do miłego!