Bycie szefową przez tyle lat nauczyło mnie przede wszystkim dystansu do okoliczności, siebie, ale chyba w największej mierze do spotykanych ludzi. Dzielą się oni na dwie zasadnicze kategorie: tych, którzy komunikują się branżowo zgłaszając po pomoc czy poradę oraz tych, którzy stanowią liczną gromadę sympatyków, darczyńców, pomocników.
O ile każdy wolontariusz czuje konsolidację z ekipą, świadomie rejestrując i doceniając zależność wynikającą z podziału pracy, możliwości oraz predyspozycji poszczególnych osób tworzących Kocią Mamę, o tyle osoba zewnętrzna może być w początkowej fazie współpracy laikiem. Oczekuję, iż z biegiem czasu powinni jednak poznać i respektować reguły, które normują społeczną aktywność. Nie akceptuję ani nie toleruję prób celowego naruszania ustalonych, sprawdzonych reguł.
Zabiegając bardzo mocno o prawdziwy i rzetelny przekaz dotyczący prowadzonej działalności, mam nadzieję, że sympatycy i kociarze doceniają ten fakt.
Nie trzymamy tylko dla siebie najważniejszych wiadomości, opowiadamy na forum bez ubierania w cukierkowe otoczki. Nazywamy i klasyfikujemy zjawiska i sytuacje adekwatnie do ich rangi ważności.
Zawsze wyraźnie oraz przejrzyście określamy potrzeby i wymagania. Nie jesteśmy pazerne, chciwe, jednakże liczymy na odpowiednią, dostosowaną do potrzeb, pomoc.
Zmiany zachodzą wszędzie. Organizacje zmieniają nazwy, formy administracyjne, upadają, powstają nowe. Na szczęście nas omijają te zawieruchy, ale jest to raczej wypadkową wypracowanej stabilności. To, że żyję w pędzie, jest publiczną tajemnicą, podobnie jak fakt, że eksperymentowanie w kuchni przygotowując potrawy stanowi nie tylko formę relaksu, ale również terapii oraz sposobu na złagodzenie nadmiaru bodźców. Każdy reaguje inaczej na stres, który niestety jest nieodłącznie związany z pracą społeczną.
Najtrudniejsze dylematy zawsze dotyczą kwestii eutanazji. Reasumując całość informacji otrzymanych od lekarza prowadzącego, stan zdrowia kota i komfort jego dalszego życia, staram się wybrać takie rozwiązanie, które zapewni, że walka o kota nie zamieni się w eksperymentowanie z medycznymi pomysłami. Protokół postępowania musi być klarowny, a prowadzący musi umieć racjonalnie uzasadnić podjęte decyzje. Nigdy nie zdecyduję się na zadawanie zwierzęciu świadomego cierpienia ani nie przyzwolę na dziwne eksperymenty. Mam świadomość, że życie czasem stawia nas w obliczu trudnych do przyjęcia sytuacji, ale niestety muszę i na nie być przygotowana. Wolontariusz może się wahać, ma do tego absolutne i niepodważalne prawo. Weterynarz może sugerować, podsuwać rozwiązania, kierując się wiedzą i doświadczeniem. Moja rola jednak jest najtrudniejsza, muszę bowiem podjąć decyzję zgodnie ze swoim sumieniem, tak żebym nigdy nie miała nawet odczucia czy najmniejszej sugestii, że nie skorzystałam ze wszystkich możliwych form i sposobów, by ocalić kota. Diagnostyka w przypadku łatwych, klasycznych przypadków, nie jest kosztowna, sprowadza się do wykonania kilku podstawowych badań. Koszty generują się wtedy, kiedy u kota zbiega się klika medycznych problemów, wtedy dokładnie tak, jak w przypadku ludzi, mówimy o zespole chorób współistniejących czy współtowarzyszących. Nigdy nie brnę w koszty, w przypadkach, kiedy mam niepodważalne przekonanie, że żadne pieniądze czy testy nie uratują kotu życia. To są, mimo dramatycznych okoliczności, sytuacje bardzo łatwe, ponieważ jednoznaczne. Zawsze, kiedy zaczyna się rozważanie kilku opcji medycznych, różnych protokołów postępowania, wyrażam przyzwolenie, ale niezmiennie z naciskiem, żeby zadbać o komfort pacjenta, czyli wyeliminowanie bólu.
Człowiek jest przygotowany i świadomy, że choroba łączy się z bólem, niwelujemy go korzystając z dostępnych metod, ale zwierzę nigdy nie może być paraliżowane cierpieniem. Na pokładzie Kociej Mamy przebywa w domach tymczasowych dość duża ilość stałych rezydentów, czyli kotów, które z uwagi na swoje dolegliwości, przypadłości czy defekty, nigdy nie były prezentowane do adopcji. Sytuacja nie wynika z braku zaufania do potencjalnych zgłaszających się, tylko z wiedzy z jakiego rzędu kosztami wiąże się podstawowa opieka z uwagi na problemy, z którymi borykają się te istoty.
W czasie rozliczania podatku 1,5 % delikatnie przypominam o mnogości aktywności, które składają się na całokształt działania Kociej Mamy. Z uwagi na empatię działających w Fundacji kobiet oraz ich wolę wspierania nie tylko kotów z terenu, Kocia Mama de facto nie ogranicza się jedynie do jednego projektu, lecz wychodzi z inicjatywą pomocową wszędzie tam, gdzie istnieje bieda, niedostatek i cierpienie. Ta wrażliwość i niesamowita wola zmiany jakości otaczającej nas rzeczywistości sprawiają, że nawet wolontariat staje się swoistą formą nie tylko satysfakcji, lecz także terapii.
Nikt nie byłyby w stanie zaplanować i wymodelować takiej formy pracy społecznej. Stało się tak dlatego, że nigdy nie blokowałam pomysłów, potencjału ani predyspozycji wolontariuszy, którzy zgłaszali się na próbę albo w wyniku określonej intencji. A kiedy rozwinęli skrzydła, nie marzą o odlocie, a wręcz przeciwnie, bardzo mocno zapuszczają w to niezwykłe gniazdo korzenie!