Tym razem wsparła nas firma UPS.
Po odbiór pojechałam sama. Zazwyczaj tak robię w przypadku firm, które pierwszy raz organizują zbiórkę dla Kociej Mamy. O ile plakaty reklamujące i zachęcające do udziału w zbiórce może przekazać wolontariusz, o tyle czuję się w obowiązku osobiście podziękować za aktywność i po odbiór darów zawsze jadę osobiście. Tak nakazuje szacunek i moje zasady.
Nie ma obowiązku wspierania Fundacji, ale skoro już dana społeczność wykazała chęć aktywności dla nas, ładnie jest by to sama Szefowa podziękowała, ponieważ przy okazji zawsze jest kilka minut na pogawędkę. Nikt lepiej nie odpowie na tysiące pytań o Fundacji. Bywają różne tematycznie, niekiedy zaskakują, szokują, czasem przypominają teleturniej Jeden z Dziesięciu. Z tego powodu moment przekazania darów jest niezwykle ważny, modeluje relacje, buduje więź i komunikację na przyszłość.
Młodzi ludzie nie kupią ściemy. Ich się nie nabierze na słodkie, poprawne słowa, wyczuwają na kilometr fałsz i udawanie, dlatego tylko autentyczność kontaktu ma jakikolwiek sens i rokuje na przyszłość.
Ja natomiast nie należę do ludzi, którzy będą wbrew sobie zabiegać o poparcie. Kiedy widzę zaniedbanego kota, to to mówię, bez względu czy opiekuje się nim szwaczka czy medialna gwiazda.
Od lat trzymam się twardo zasady, by nie plątać się w żadne układy, to zawsze źle się kończy, kiedy człowiek stara się żyć wbrew sobie i dla wygody zakłamać rzeczywistość.
To dzięki pracy społecznej na rzecz kotów, poznałam wachlarz ludzkich zachowań i dziwnych charakterów. Czasem zastanawiam się czy trudno żyć jak się ma dwie twarze czy może łatwiej, bo się wtedy można ładnie podzielić. Jedna zgarnia brudy i wyrzuty sumienia, druga nadal ładnie się uśmiecha!
Efekt zbiórki chyba najbardziej interesował Iwonkę, która rozpętała mega kampanię pomocową dla Fundacji aktywizując pracowników wielu łódzkich korporacji. Jak zwykle niecierpliwie czekała na mój raport.
– Iwonka, możesz być spokojna, fajnie społeczność odpowiedziała na akcję, jest dużo dobrej jakości karmy. Cieszę się, bo mam fajny zapas dla wybrednych niejadków.
Młodzi, otwarci, bezpośredni, bystrzy, inteligentni – zaczęłam od tego co dla mnie też istotne. Troszkę zszokowani kiedy poznali liczby i najważniejsze cele.
– Hmm… – zaniemówili oglądając kalendarze. – To mają być te koty?
– Nie, to rodziny ratujące koty.
Szybko zrozumieli sens i ideę kalendarza.
Dobrze wróżę, to spotkanie będzie owocować, jestem pewna. To się czuje. Nie kryli ciekawości, nie bali się pytań, reagowali spontanicznie i adekwatnie do sytuacji. Myślę, że kompletnie inaczej sobie wyobrażali szefową największej łódzkiej Fundacji.
Nawiązaliśmy znajomość dzięki szczytnemu celowi. W jakim kierunku się ona rozwinie, zobaczymy.