Dedykuję tę opowieść wszystkim zadającym mi kąśliwe pytanie: „Od czego jest Fundacja?” Wszystkim w sile wieku, sprawnym, mobilnym, mającym obok siebie wsparcie w postaci członków rodziny lub znajomych czy przyjaciół. Wszystkim butnym, roszczeniowym, z palcem wskazującym gdzie i w jaki sposób mamy naprawić ich złe działanie, opieszałość bądź świadome ignorowanie tematu.
Głównymi postaciami tej opowieści są koty, opiekujący się nimi ludzie, wolontariuszki Fundacji oraz pseudo aktywiści, którzy szumnie nazywają się miłośnikami kotów.
Zaczęło się klasycznie, od telefonu do Maryli. To był wtorek po długim „świeczkowym” weekendzie, tuż przed tym nadchodzącym „rocznicowym”. Oba niezwykle ważne, choć każdy z innym wymiarem i ciężarem, szczególnie osobistym i społecznym.
Z powyższych przyczyn pewne struktury były lekko sparaliżowane.
To był wtorek. Zatem mój i prezesowej dyżur. Wygodnie jest, że nam się dyżury pokrywają. Jeśli decyzja przekracza Marty kompetencje, kieruje do mnie petenta. Proste, logiczne, zrozumiałe.
Tego dnia chyba każda wisiała na telefonie.
W trakcie rozmowy wyświetlił mi się długi numer, ewidentnie zagraniczny. „Później sprawdzę” pomyślałam. Oczywiście nie nastąpiło żadne „później”, bo nie miałam czasu.
Po godzinie 20 Maryla raportowała:
– Dzwonił Pan z Francji, zgłasza około 30 kotów, będzie wdzięczny za każdego rodzaju pomoc. Opiekunami kotów jest para starszych osób, mają po 87 lat każde i żadnej rodziny żyjącej w Polsce. Nimi z kolei opiekuje się osoba sama w dość słusznym wieku – 76 lat. Powiedziałam, że podjęcie takiej interwencji leży tylko w gestii szefowej, ale Pan twierdzi, że nie może się do Ciebie dodzwonić.
– Wiem, bo dziś od 18 non stop coś. Widziałam ten numer wśród dobijających się do mnie – przyznałam zgodnie z prawdą.
– Masz wiadomość i sms, odczytaj jak się obrobisz – poprosiła Maryla.
-Tak zrobię. Jak znajdę chwilkę.
Koło 23 udało mi się przeczytać bardzo piękną poprawną polszczyzną napisanego smsa :
„Witam Pani Izabello, zgodnie z podpowiedzią Pani wolontariuszki Maryli pozwoliłem sobie napisać wiadomość. Pani Fundację wskazała mi koleżanka żony, kociara z Warszawy Pani xxxx (i tu nazwisko, które nie jest mi obce). Sprawa jest delikatna, dotyczy kotów i moich Rodziców, będę zobowiązany i niewymownie wdzięczny jeśli Pani wskaże kiedy mogę wykonać telefon. Przesyłam pozdrowienia z szacunkiem MB.”
„Fiu, fiu…” musiało mi się wyrwać…
Idąc za ciosem odsłuchałam wiadomość. Treść była podobna do tej z smsa, ale przyznam się szczerze, lekko mnie zamurowała. Nie sama wiadomość o 30 kotach, nie takie bowiem podejmowałam interwencje. Zszokował mnie Głos Pana! Ja Go znałam! Wychowana na radiu, fanka Trójki i Jedynki, trochę dziwnie się czułam, kiedy „Radio” do mnie mówiło! No tak, błyskawicznie łączyłam kropki, przecież Pani polecająca Fundację, nosi w Trójce przezwisko „kociara”!!!
Musiałam się upewnić, szybko wbiłam w internet: korespondent polskiego radia w Paryżu. Wyskoczyło multum relacji, raz jeszcze wróciłam do wiadomości. To jest ten Głos!
Tyle lat słuchałam Jego relacji, a teraz się okazuje, że jest rodowitym łodzianinem. Świat jest mały, ale mój koci jest przeogromny jak widać.
„Ciekawe dlaczego akurat polecono Kocią Mamę?” Nie żebym była podejrzliwa, ale każda historia dzieje się z jakiegoś powodu. Nie patrząc na porę, wystukałam kilka słów: „Witam, proszę o kontakt jutro o 18, spokojnej nocy, z poważaniem Iza Milińska szefowa FKM.”
Odpowiedź przyszła niemal natychmiast: „Wdzięczny, odezwę się jutro, dziękuję za szybką reakcję. Spokojnej nocy MB.”