U schyłku tego lata sytuacja jest dość kuriozalna, bowiem tylu zgłoszeń z prośbą o przyjęcie kotów nie otrzymywałam już od dawna. Dzwonią i piszą dosłownie zewsząd : Szadek, Zduńska Wola, Głowno, Sieradz, Piotrków, Uniejów.
Zawsze prosimy o zdjęcia poglądowe, bywa, że małe nieporadne kociątko okazuje się kilkuletnią kotką. To opiekunowie wymogli takie postępowanie okłamując nas bez żenady.
Wykorzystując siłę i potencjał grupy podejmujemy przy okazji statutowych działań projekty lekko odbiegające od tych najważniejszych, ale skoro możemy komuś pomóc, nie widzę powodu, by z takiej aktywności rezygnować. Dziewczyny przekazują fanty na biedne dzieci, dary do Matki Polki, ciuchy na psie bazarki, zbieramy korki plastykowe by pomóc w zakupie sprzętu do rehabilitacji ludziom po wypadkach losowych. Jako szefowa nie mam z tym problemu, że są aktywne na innych forach czy grupach. Najważniejsza dla mnie jest ich świadomość problemu i wrażliwe serce, skupione i tak są na działaniu w Kociej Mamie.
Oglądając przysyłane zdjęcia, czasem zastanawiam się jak ocenią nasz stan umysłu ludzie zgłaszający nam interwencję? Czy nie mają świadomości, że zdjęcia dokumentują kompletnie odwrotnie ich opowieści? Jak można zapewniać, że otacza się troskliwą opieką malutkie kocię, gdy koci katar zaraz uszkodzi mu oczy? To nie rumiankiem się leczy podobne infekcje. Nie trzeba być kociarzem by wiedzieć , iż w takim stanie konieczna jest wizyta w lecznicy, tym bardziej jeśli w swoim otoczeniu ma się utytułowanego człowieka, który lat temu kilka otrzymał zaszczytne miano Kociarza Roku. Powinien wiedzieć, jak się działa w takich sytuacjach, a nie całość interwencji przerzucić na fundację.
Nie chcę pamiętać ile obietnic pomocy usłyszałyśmy obie Martą, kiedy przekazywał nam chore kociaki, które rodziły się w komórkach na jego podwórku. Kilka ślepaczków z wyczerpania umarło, tym, którym się udało przeżyć, oczywiście znalazłam super domy.
Słowa o wsparciu dla Kociej Mamy poszły w zapomnienie, nie pierwsze zresztą rzucone na wiatr.
Kolejna perełka ostatnich zgłaszanych problemów, dotyczy kociej rodziny. Pan zajrzał na moment do domu, zaraz bowiem z powrotem udaje się za granicę, i zastał kocich niechcianych lokatorów. Dom i ogród stały kilka miesięcy puste, pan ma kilka dni na to by zabezpieczyć rodzinę. Oglądam zdjęcia, zrobione dosłownie kilka chwil po rozmowie z Marylą. Widzę zadbany ogród i kocięta zaciekawione tym co robi człowiek. Pozują śmiało, wcale nie uciekając przed intruzem, kompletnie wyjątkowe zachowanie dla tych, które niby żyły bez towarzystwa człowieka.
– Maryla, masz jakieś informacje jeszcze? Bo coś mi się w tej interwencji nie składa. Te kociaki są oswojone, dam sobie uciąć rękę.
– Wiesz, pan twierdzi, że przykładnie korzystają z kuwety! Miały otworzone piwniczne okienko.
– Oooo miały kuwetę, w domu ponoć opuszczonym na kilka miesięcy… Ciekawe, kto zmieniał żwirek? Że też człowiek nie bał się włamania czy kradzieży… Wyjątkowo zapobiegliwy i przewidujący, takich poproszę więcej!
Kręcę głowa, mógł się wysilić, żeby odrobinę sensu miały te bajki!
Dla równowagi są i tacy, którzy sami wykonują podstawową kocią pracę, a dopiero kiedy dalsza opieka ich przerasta, zwracają się do Fundacji.
Tak zachowała się Marta, niańczyła kocią rodzinę aż do chwili, gdy mieszkała na działce, była wcześniej z Marylą w kontakcie, maluchy czekały w kolejce na przyjęcie. Gdy nadeszła godzina zero, rozbrykana ekipa zmieniła miejscówkę i teraz szaleje w kuchni w mojej pracowni, izoluję towarzystwo od moich kapryśnych, chorych kotów.
Tak zachowała się opiekunka, gdy troszczyła się o działkowy miot. Kiedy noce stały się zimne, maluchy trafiły do lecznicy na przegląd a obecnie biegają w DT Doroty.
Obie matki pojechały na zabiegi czyli interwencje dopięte według naszych reguł.
Obyło się bez kłamstwa, mataczeń, dziwnych opowieści.
Od lat powtarzam: My, kociary, nie jesteśmy głupie ani naiwne, kojarzymy fakty, wyciągamy wnioski, czytamy między wierszami. Po co zatem nas bez sensu kłamać? Nie tak traktuje się człowieka czy organizację, do której udajemy się po pomoc. Na kłamstwie nic dobrego się nie zbuduje, tracą na jakości wszelkie pozytywne nawet uczynki, usztywnia komunikacyjnie, przekreśla możliwość dalszej współpracy. Nie w tym celu zakładałam Kocią Mamę, by oganiać się od aferzystów i kłamców.
Wdzięczna jestem tym, którzy dostrzegają wszelkie aspekty aktywności, przekazującym nam gry dla dzieci, zabawki, sprzęty codziennego użytku, ubrania i zbędne w domach gadżety.
Ci ludzie pośrednio zachęcają nas do podejmowania kolejnych aktywności, rozumiejąc, że jako organizacja jesteśmy świadome potrzeb i mamy wiedzę, gdzie faktycznie najpilniej trzeba działać. Nie przypisujemy sobie uczynków innych. Doceniamy otrzymane rzeczy, bo przecież nadal obok nas jest ogrom biedy, nieszczęścia i przedmioty, które z różnych przyczyn straciły dla nas wartość, dla innych mogą być przydatne wręcz niezbędne.
To kolejne hasło, które powstało w Kociej Mamie: Robiąc porządek we własnym gospodarstwie, pomyśl zanim coś trafi do śmieci, wyrzucić zawsze zdążysz a nuż kogoś ucieszysz!