Edukacja w swej pierwotnej formie miała być sposobem promocji właściwych relacji ze zwierzakami. Sama nazwa organizacji określa strefę, w której się poruszamy i działamy. Początkowo tworząc materiał dydaktyczny mający wzbogacić nasze pogadanki, miałyśmy na uwadze przede wszystkim dzieci z grup przedszkolnych i klas szkolnych nauczania początkowego. Z czasem nastąpiła konieczność przygotowania oferty dla młodzieży gimnazjalnej i licealnej.
Kiedy ruszył kontakt telefoniczny, poczta na stronie internetowej i portalach społecznościowych, oprócz prowadzenia interwencji i udzielania porad, dziewczyny automatycznie wdrażały stosowne w Fundacji standardy opieki nad bezdomnymi mające za cel dobrostan wolnożyjących zwierząt.
W czasie codziennych działań, podczas rozmów adopcyjnych, wypożyczania sprzętu czy też obecności na plenerowej imprezie, edukacja odbywała się mówiąc naszym fundacyjnym slangiem – przy okazji i po drodze.
Każdy moment jest bowiem dobry, by wykazać np. dlaczego mleko nie jest najlepszym napojem dla małych kotów, albo jakie korzyści mamy z prostego zabiegu kastracji. Jak łatwo osiągnąć, by nasz ukochany kocur przebywał grzecznie na podwórku, a nie wracał po tygodniu wynędzniały, pogryziony w walce z innymi amantami niesterylizowanej kotki.
Na ludzi nie trzeba grzmieć, nie trzeba ich wyśmiewać ani piętnować, wystarczy mieć po prostu wiedzę i umieć ją sensownie wykorzystać. Moc skutecznych argumentów, spokojna perswazja jest często najlepszym sposobem, by zmienić postawę nawet bardzo trudnego karmiciela.
To, że ustawicznie jesteśmy zapraszane do placówek, w których uczą się zdrowe dzieci, jest powszechne. Prowadzimy także pogadanki w ośrodkach, które pracują w systemie grup integracyjnych o różnym stopniu niesprawności. Fakt, że coraz częściej odzywają się do nas pedagodzy – terapeuci zajmujący się dziećmi wymagającymi szczególnej opieki, świadczy o opinii, jaką się cieszy ekipa edukacyjna. Ogromna delikatność, wrażliwość, wyczucie i spostrzegawczość to tylko kilka cech, które charakteryzują edukatorki.
Renata umie przyciągnąć do siebie ludzi, mimo, że zawsze omawiając zajęcia stawia twarde jasno sprecyzowane warunki. Osoby, które potrafią określić swoje żądania budzą zaufanie, nikt nie lubi mataczy posługujących się niedomówieniami. Nie mogłam wymarzyć sobie lepszej koordynatorki od pogadanek.
W naszej Kociej Mamie wiele problemów rozwiązuje samo życie i ono też nam podpowiada, jak wybrnąć z czasem trudnych problemów.
Kiedy Karolina napisała:
– Ciociu, czy Fundacja przyjdzie do przedszkola, w którym zaczęłam pracę? – wierna zasadom odesłałam ją z tym pytaniem do Reni.
– Kochanie, ja na moment pauzuję, mam rękę w gipsie. Dzwoń do Reni.
Tak zrobiła. Spotkanie zostało umówione. Dziewczyny pojechały na zajęcia do Milowych Ludków, przeprowadziły sprawnie wzbudzając uznanie i sympatię.
Tandem Renata i Weronika – świetnie się komunikuje i bardzo fajnie razem pracuje. Dobrały się jak w korcu maku, dopełniają się fenomenalnie, wiadomo, u nas nic nie może być ot tak zwyczajne i proste. Zadanie tym razem z górnej półki, i to nie ze względu na liczbę czekających na koty dzieci. Przedszkole dopiero startuje z naborem, podopieczni przyjmowani są tylko z określonymi schorzeniami. Praca nauczycielek bardziej kojarzy się z misją, może właśnie dlatego tak szybko z moimi dziewczynami złapały wspólną płaszczyznę zrozumienia.
Kiedy przywiozły karmę zasypały mnie lawiną rozmaitych wrażeń. Godzinę z okładem siedziały, opowiadały, analizowały.
Patrzyłam raz na jedną, raz na drugą.
Jak mnie cieszyła ich reakcje i emocje!!!
W takich momentach ani za grosz nie żałuję, że złamałam rękę, moja Fundacja przechodzi na szóstkę niezwykle trudny sprawdzian i to jest najważniejsze !!!