zasady i wyjątki

To, że kalekie są dla nas priorytetem w ratowaniu, wie każdy nawet średnio poinformowany o pracy fundacji. Adopcja zdrowych kotów w każdym wieku nie zaprząta zbytnio mi myśli, ponieważ zawsze znajdzie się potencjalny chętny nawet na kota, który delikatnie mówiąc, może być uznawany za „trudnego”. Trudny w naszym przypadku nie oznacza, że jest chory czy brudasem omijającym szerokim łukiem kuwetę. Nie ma takiej nawet opcji, by paskudzący kwalifikował się do adopcji. Czystość i zdrowa kondycja, to warunek umożliwiający przekazanie do nowego domu.

Koty „trudne” w naszej nomenklaturze oznaczają, że osobnik bardziej szuka kontaktu z drugim futrem niż z człowiekiem. Rzetelna wyczerpująca informacja w trakcie rozmowy przedadopcyjnej pozwala uniknąć obu stronom zbytecznych rozczarowań. Konstruktywna komunikacja przekłada się na fajne zjawisko permanentnego powracania po nasze akurat koty. Kiedyś, kilka lat temu, usłyszałam zaskakujące dla mnie zapytanie, a mianowicie, czy nie mam oporów przed tak nagminnym ściąganiem kotów? Byłam lekko zszokowana, ponieważ statystyki adopcyjne świadczą, iż nie mam powodu obawiać się zakocenia. Dzielę podopiecznych na trzy kategorie, oczywiście klasyfikując ich według zdrowia: pierwsza to zwierzęta wolne od chorób w różnym wieku, druga to te wirtualne, czyli wykluczone z różnych powodów z możliwości tradycyjnej adopcji, a trzecia to koty kalekie lub chore, ale stabilne na lekach lub po zabiegach naprawczych
Temat zdrowych to dwie kategorie, te do bólu miłe, nieschodzące z kolan i te delikatnie wycofane, aczkolwiek nieagresywne, one zwyczajne potrzebują więcej czasu, żeby bez oporu zaufać. Dokładnie tak samo jest z ludźmi. Jeden wchodzi w nowe dla siebie towarzystwo i momentalnie skupia na sobie uwagę wszystkich brylując jak gwiazda, inny w takiej samej sytuacji musi nabrać odwagi, żeby się odważyć na publiczną wypowiedź.

Koty kalekie dzielimy na powypadkowe, ale kompletne, jeśli rozpatrujemy ilość kończyn i na trójłapki, one bez przeszkód czekają na świadome domy. Schody zaczynają się w momencie, kiedy do adopcji staruje pakiet ślepaczków ze swoim przewodnikiem. Taki jest niepisany, ale honorowany zwyczaj. Pakiety zawsze sama zawożę do stałych domów, oczywiście w towarzystwie osoby prowadzącej dom tymczasowy, w którym przebywały. W tym przypadku po adopcji wszyscy muszą spokojnie spać bez najmniejszych wątpliwości odnośnie dalszego życia byłych podopiecznych.

Skoro jest kanon, to musi oczywiście nastąpić precedens. Tak się zadziało w przypadku Amorka i jego przewodnika Antka.

O adopcję poprosiła wolontariuszka fundacji wysłana przez męża z misją „wyjojczenia”. Nie widziałam przeszkód w tym pomyśle, oboje są po stażu pracy w Oddziale Straży Miejskiej Animal Patrol, ich dom to wielka kocio-psia banda, więc nie musiałam naginać tym razem okoliczności do obowiązującej dotąd reguły. Amor biega po domu z innymi dorosłymi kotami, które przejęły rolę, do której nominowany był Antoś. Relacje są cudowne, ślepaczek świetnie zaaklimatyzował, więc nie ma sensu upierać się przy starych przyzwyczajeniach.

Amorek zostaje w domu tymczasowym, nie mogłam wymarzyć sobie takiego scenariusza, a po Antka zgłosił się pan, który ma już koty z fundacji. To także norma, ludzie konsekwentnie wracają do nas po koty. Kiedy jeden odchodzi, jak to bywa w życiu, zapełniają pustkę zabierając naszego. Tym samym dają mi zielone światło na przyjmowanie kolejnych, wracają do nas lawinowo, to nie są sporadyczne incydentalne przypadki. W ostatnim tylko miesiącu aż 11 kotów zabrano do adopcji po pożegnaniu naszych, które zmarły zwyczajnie ze starości lub nieuleczalnej choroby.

Pamiętać należy, że Grupa Kocich opiekunek, przekształcona w Kocią Mamę pracowała na wariackich papierach 8 lat. Dodając do tego czasu lata pracy fundacji, już robi nam się fajna cyfra, prawie 25 lat. Są koty, które oczywiście żyją tak długo, dobrym przykładem był Rupieć Magdy, moja Zośka Maine Coon liczy sobie już 21 lat, co dla kota tej rasy jest raczej ewenementem, jednak przeciętny wiek długości życia kota oscyluje raczej między 15 a 20 lat. Więc siłą rzeczy, skoro ktoś był szczęśliwy z adoptowanym od nas kotem, nie będzie szukał przyjaciela w innej fundacji, tylko zastuka do znanych sobie drzwi.

Ludziom nie potrzeba lukru, pięknej, ale pustej fasady, oni potrzebują konkretów, żeby dokładnie wiedzieli na co mogą liczyć w czekającym go życiu z naszym byłym pupilem. Właśnie ta troska o komfort zarówno kota, jak i nowego opiekuna sprawia, że ludzie chętnie zgłaszają się do nas.