Trudno mieć dystans do okoliczności, które modelują sytuacje, wprowadzające nas w zdumienie oraz ogromne zaskoczenie, a odpowiedzialnie za nie są osoby, których codzienność składa się właśnie z nich.
Edukacja to, jak powszechnie wiadomo, temat rzeka. Wiemy doskonale, jakie rządzą nią reguły i zasady, ale te są sprawdzone oraz powielane niestety wyłącznie w przypadku Kociej Mamy.
Przyjmujemy zaproszenie od dosłownie każdej placówki. W odległości do 50 kilometrów od siedziby odwiedzamy każdą chętną na spotkanie społeczność. Priorytety niezmiennie są takie same, a mianowicie wyłącznie solidna zbiórka karmy. Nie prosimy o pieniądze, jak bowiem wycenić nasze zaangażowanie, czas, czy wiedzę. Liczymy na aktywność organizatorów, na zachęcanie do przekazywania gadżetów na Pchli Targ, czy karmy dla kociaków. Podczas ustalania terminu wizyty kilkakrotnie podkreślamy, jak wiele zależy od solidności przekazywania rzetelnej wiedzy o zakresie pracy oraz skali prowadzonych interwencji. Jedna poświęcona lekcja wychowawcza pomoże zrozumieć, jak fenomenalnie funkcjonuje Kocia Mama. Takie są moje wskazówki, prośby, podpowiedzi. Przekazuję rozległą teorię, podkreślając istotę zbiórki, a jak wygląda realizacja w rzeczywistości, to kompletnie inna historia.
Kilka tygodni temu nawiązała ze mną kontakt nauczycielka ze szkoły ponadpodstawowej w mieście odległym od Łodzi dość znacznie. Rekomendowała nasze usługi inna nauczycielka, która miała okazję uczestniczyć w kocich wykładach, i której to społeczność wykazała się bardzo dużą odpowiedzialnością w kwestii zrozumienia sensu oraz istoty wykładów oraz ich wpływu na całość działania Fundacji.
Mając szalenie pozytywne wspomnienie z ubiegłorocznej wizyty, sądziłam, że spotkanie, którego termin ustaliłam, zakończy się podobnym wynikiem.
Nic nie wróżyło rozczarowania. Osoba odpowiedzialna za projekt wykazywała dobre chęci, sygnalizowała, że młodzież rozsądnie podeszła do tematu zbiórki karmy, nie sądziłam, że czeka nas niemiłe zaskoczenie.
Od dnia ogłoszenia anonsu o wizycie Kociej Mamy z kotami minęło odpowiednio dużo czasu na zgromadzenie prezentów dla mruczących podopiecznych.
Zajęcia edukacyjne prowadzone są przez stałe zespoły edukatorek, jednak to ja z Blanką zawsze ratujemy innych z opresji. W życiu jest różnie, nie wszystkie przypadki losowe uda się przewidzieć, zapobiec im, czy też kolizje wyeliminować, a przeszkody skutecznie usunąć. Czasem codzienność płata nam figla w najmniej korzystnej porze. Nam obu najłatwiej jest przemodelować zajęcia rodzinne oraz spotkania zawodowe bez przykrych konsekwencji. Pracując w trybie własnej firmy, same ustalamy wszelkie grafiki.
Na spotkanie, zgodnie z obietnicą, zabrałam dwa zjawiskowe koty, Iwana i Lalusia. Moje koty są grzeczne, aktywne, ładnie współpracują podczas prelekcji. Iwan jest fenomenalnym mruczkiem, ponieważ swoim zachowaniem tylko potwierdza moje słowa, teorie, opinie. Laluś, klasyczny rozpieszczony, rozkapryszony cudak, zaświadcza dobitnie, jak kot może człowieka sobie podporządkować i mimo, iż komunikujemy się w zasadniczo różnych językach, umie wymóc na człowieku reakcję, której oczekuje.
To, co było ustalone, spełniłam. Perfekcja i sumienność od zawsze stanowią główny atrybut naszej pracy.
Przykro mi bardzo, że w takich kategoriach nie mogę opisać partnerów projektu.
Sądzę, że najkorzystniej będzie kiedy w punktach opiszę ten dzień.
Udało się w miarę szybko, bez korków i kłopotów, dotrzeć do miejsca A, zgodnie z umówioną godziną.
Na wykład zaproszono przedstawicieli różnych klas, co przyczyniło się do trudności komunikacyjnej, ponieważ uczestnicy, zamiast skupić się na temacie, podejmowali indywidualne dyskusje, wymieniając poglądy na temat sprawdzianów i kartkówek.
Spotkanie odbyło się w przejściowej salce, uczniowie innych klas przemieszczając się, wprowadzali zamieszanie, chaos, ignorowali konieczność pilnowania zamykania drzwi, a koty, jak zwykle, pracowały bez smyczy.
Na wykład próbowały wprosić się nadliczbowe osoby. Rozumiem doskonale ich pomysł, bo widząc rasowe piękne koty, reagowałabym dokładnie tak samo.
Ulokowanie nas tak niefortunnie sprawiło, że nie mogłam sama skupić uwagi na wykładzie, ani też nawiązać porządnej więzi z uczniami, ponieważ co rusz biegałyśmy z Blanką do otwieranych w obu końcach sali drzwi z okrzykiem: Uwaga na koty!
Jednak najbardziej poruszyła mnie wiadomość, że do tej szkoły uczęszcza prawie 600 uczniów. Widok zebranej ilości karmy, w połączeniu z tą informacją, sprawił, że entuzjazm, jaki generalnie towarzyszy moim wykładom, wyparował jak przysłowiowa kamfora!
Fundacja, jak zwykle, zostawiła na pamiątkę spotkania kalendarze, Blanka rozdała materiały reklamowe i oczywiście nasze przesmaczne kocie krówki.
Napisałam to podsumowanie zgodnie z własnym sumieniem, z prawdą i stanem faktycznym.
Zmęczyło mnie to spotkanie ogromnie, bo nie może być gorszej sytuacji dla perfekcjonistki niż ta niespodzianka, którą mi zgotowano. Uwielbiam spotkania edukacyjne, potrafię w ciekawy, frapujący sposób opowiedzieć o każdej interwencji i tej z cyklu humorystycznej, dramatycznej, czy klasycznej. Mam wiedzę, świetnie nawiązuję kontakt z uczestnikiem w każdym wieku, w tym przypadku jednak co rusz sprawdzałam godzinę. Zła organizacja spotkania, wybór niestosownej przestrzeni, brak wyobraźni w temacie, jak zapewnić bezpieczeństwo podczas wykładu kotom, a także jak zadbać o komfort mojej pracy, wywołało rozgoryczenie i smutek. Poczułam ogromne zniechęcenie, pojawiło się pytanie, w jakim celu nas zaproszono? Czy faktycznie miałyśmy przeprowadzić wykłady, bo temat fascynował młodzież, czy zwyczajnie nasza obecność łączyła się z awansem zawodowym.
Nie lubię wchodzić w spory, pomimo mocnego, zdefiniowanego charakteru, jednak jestem znana z tego, że fakty i okoliczności, bez względu na poprawność polityczną, nazywam po imieniu.
Od zawsze powtarzam, że z funkcją szefowej Kociej Mamy wiąże się ogrom obowiązków, które tworzą codzienną listę zadań. Nie mam czasu na takie spotkania bez korzyści, a w naszym przypadku profitem jest solidna zbiórka karmy. Ilość, którą zgromadzono w ramach akcji pomocowej społeczności liceum, jest adekwatna do zbiórki jednej nielicznej grupki dzieciaczków, uczęszczających do przedszkola.