zapleśniały bukiet

Hasła stymulujące pracę fundacji pomagają w szybszej komunikacji. Termin „spod lady” dotyczy kilku przeróżnych aktywności, tak samo, jak przeróżne bywają u nas „sezony”.
Jest sezon na porzuconego, kiedy zbliżają się wakacje, albo sezon wymiany na nowego, kiedy zaczyna psuć się kot stary, a w błyskawicznym tempie zbliżają się te najpiękniejsze w roku święta. Paradoks goni paradoks. Miłość niesamowita do kotów, przesada i nadopiekuńczość jakoś dziwnie w tych sezonach mają wolne. Wyciszają się sumienia, wyrzuty, poczucie wyrządzania krzywdy z premedytacją. Tak, jak szybko wzbiera w nas miłość, niestety z jeszcze większym natężeniem i w dodatku bez wyrzutów czy nostalgii, umiera. Nigdy nie pojmę tej dwoistości ludzkiego charakteru. Obecnie zaczął się sezon na kota porzuconego, niestety nie pierwszy i nie ostatni.

O ile na wyrzucenie ciężarnej kotki z domu kompletnie nie mamy wpływu, o tyle na wiek tych wystawionych, odebranych matce, od lat staramy się jakość wpłynąć. Im starsze, tym dla nas mniejszy kłopot, zmartwienie, obciążenie.
Porzucone znajdujemy w przeróżnym stanie, często zdrowe, ale bywa, że i bardzo mocno chore i wtedy od razu zasuwa się pytanie o stan matki tych kociąt. Z nimi sprawa już się pozytywnie toczy. Zostawione w widocznym, bezpiecznym miejscu, przeważnie nieopodal mieszkającego lub pracującego w pobliżu kociarza, z reguły mają szansę na pomoc ze strony fundacji.

Gorzej wygląda położenie ich chorych matek, skoro opiekun wybiera taki rodzaj adopcji, wnioskuję, że jest istotą pozbawioną empatii, ale i podstawowej wiedzy o prowadzonym projekcie bezpłatnej kastracji i sterylizacji kotów w mieście. Nieświadomość programów pomocowych przekłada się na powielanie sytuacji. Kiedy bowiem raz osoba się przekona, że porzucenie kończy się pozytywnie dla kociaków, czyni z niego zwyczaj, nie szukając innego rozwiązania. Od lat apeluję, by osoby, które już odważyły się skorzystać z takiej formy, nawet anonimowo, nie przyznając się do czynu, zgłosiły się o pomoc w przeprowadzeniu zabiegu.

Akcja nie dotyczy wyłącznie zabiegów wykluczających rozmnażanie, w pakiecie jest także likwidacja pasożytów i leczenie kociego kataru. Nikt nie zadaje kłopotliwych pytań, nie utrudnia, nie buduje barier, wręcz przeciwnie, czynimy wszystko, by w sumie sytuacja tak naprawdę przykra dla wszystkich, nie powtarzała się wraz z kolejnym cyklem rozrodczym. Efekty, nawet minimalne, są światełkiem nadziei. Mając świadomość wstydu, zakłopotania i odwagi na wyjawienie prawdy z obawy o rozliczenie, mam propozycję skierowaną do wszystkich, którzy w miejscu publicznym znaleźli porzucone kocięta. Skoro osoba raczej nie z gruntu zła, co nieporadna życiowo, wniosek wysuwam, analizując zachowanie, mimo wszystko nie zdecydowała się na drastyczne kroki, jest raczej mieszkańcem żyjącym w okolicy, zachęcam, by dokładnie w miejscu porzucenia zawiesić wiadomość z prośbą o kontakt z fundacją w celu sterylizacji kotki. Nie wymagamy przyznania się do czynu, jakiś deklaracji czy obietnic.

Tyle odwagi cywilnej wystarczy, by przerwać łańcuch złych wydarzeń. Maluszki mają obecnie, sądząc po wadze, około 5 tygodni, ale ten czynnik też może mylić, jeśli matka i one prowadzone były na źle dopasowanej diecie. O przyszłość jestem spokojna, są milutkie, grzeczne, umaszczone fajnie, niby przeciętnie, aczkolwiek wiele osób takie właśnie preferuje. Klasyczne dachowce. Kiedy poznamy płeć, a one wyjdą z kociego kataru, zaczniemy szukać domów. Teraz prosimy o udział w akcji, zbierającej budżet na podstawową opiekę weterynaryjną. Cel tym razem 1000 zł, zachęcamy do udziału z całego serca.