Zamieszanie

Adopcja to podstawa pracy, aktywność od początku wpisana jako priorytetowa, mająca o wiele szersze spektrum działania i ważności niż sądzi przeciętny obserwator sympatyzujący z fundacją. Ludzie komunikują się z nami z przeróżnych powodów, najczęściej są to jednak kwestie związane z naszą podstawową, definiowaną pracą, zatem dotyczy to przeważanie sterylizacji i kastracji środowiskowych, a co za tym idzie naturalne socjalizacji do człowieka miotów zabezpieczanych matek. Aktywność zawsze dwufazowa.

Kiedy w ramach współpracy „czyścimy” dane środowisko, regulujemy populację, zawsze dzieje się tak samo, jednocześnie przyjmujemy cały pakiet, więc matkę i jej potomstwo. Los kotki matki jest w jej tylko rękach, a raczej łapkach. Nasze postępowanie jest wypadkową jej zachowania, jeśli wykazuje chęć socjalizacji, po zabiegu przenosimy ją do domu tymczasowego, jeśli natomiast uważa człowieka za największego wroga, zwracamy wolność bez wahania. Kierujemy się zawsze opinią doświadczonych lekarzy, którzy opiekują się delikwentem podczas rekonwalescencji.

Nie zaburzamy w najmniejszym stopniu decyzji zwierzęcia. Takie od zawsze obowiązują reguły.

Kot to nie pies i ma prawo do swoich fochów i kaprysów, ponieważ takie cechy wpisane są od zawsze w ich geny i charaktery.

Wracając do sedna.

Adopcje.

Generalnie, kiedy uważnie się przestrzega momentu przejęcia dzikich miotów od opiekunów, rzadko kiedy zachodzą kosmiczne kłopoty. Jeśli opiekun przekazuje nam prawdziwe informacje, szczególnie o wieku kociąt, to zawsze umiemy tak poprowadzić interwencję, żeby przejąć miot w dla nas najkorzystniejszym momencie. Pozwala to na błyskawiczne ułożenie maluszków i przygotowanie ich do przekazania do stałych domów. Trudność socjalizacyjna pojawia się czasem w przypadku kociaków, które odłączone zostały na trwałe od matki i wiodą beztroskie życie kierowane ciekawością typową dla wieku. Proces dokładnie taki sam jak w przypadku naszych ludzkich dzieci, kiedy to pojawiają się czasem kłopoty wychowawcze wynikające z sytuacji, kiedy to „jajko stara się być mądrzejsze od kury”. My, rodzice mamy kilka narzędzi pomocowych, by dziecku przemówić do rozsądku, zwyczajnie wprowadzić na właściwe tory: miłość naszą bezwarunkową, ale musi być mądra, autorytet, wzór, wzajemnie zaufanie i przyjaźń.

Dygresje zawsze pomagają zrozumieć działania i okoliczności towarzyszące określonemu procesowi, w tym przypadku oczywiście na tapecie mamy adopcje, więc wszelkie dopowiedzi  mają za cel przybliżenie skomplikowanego, a z pozoru prostego zagadnienia.

Zawsze pytamy w jakiej komitywie są kocięta do człowieka, czy są miłe i żądne głaskania, czy raczej ostrożne i niezależne.

Adopcje bowiem odbywają się w dwojakim stylu, korzystając z okna życia w klinice bądź poprzez dom tymczasowy. O ile w domu tymczasowym mamy możliwość natarczywego głaskania, przytulania i uczenia „korzystania” z miłości człowieka, o tyle do lecznicowych okien kwalifikują się wyłącznie kocięta do bólu miłe i spokojne.

Uczciwość komunikacyjna przekazując, pozwala mi zdecydować, gdzie mają trafić maluszki.

W szukanie stałych domów zaangażowana jest nie tylko fundacja i jej wolontariusze, ale pomagają nam również lekarze, sympatycy, znajomi oraz społeczność najliczniejsza, a do nich zaliczają się ci, którzy już mają nasze koty.

Generalnie zawsze jest to raczej aktywność zakończona sukcesem, ale czasem z tej gorliwości wykluwa się niezłe zamieszanie.

Odruchem naturalnym, całkowicie zrozumiałym jest, że kiedy adoptujemy koty z organizacji i zachowanie ich jest dokładnie zgodnie z wiadomościami z postu, który przypadł nam do serca, to potem wszystkim kociarzom wskazujemy ścieżkę do fundacji.

Tylko pamiętać należy, że to nie człowiek sympatyzujący z fundacją jest stroną, to osoba, która decyduje się na adopcję powinna sama rozmawiać a nie wyręczać się pośrednikami.

Koty  dla nas są priorytetem.  Po to fundacja stworzyła pakiet opiekuńczy, by każdy kot i człowiek go adoptujący miał świadomość i pewność, iż adopcja to tylko kolejny etap w życiu kota a nie zerwanie więzi z Kocią Mamą. O wszelkich kwestiach opiekuńczych, o zabiegach, o tym co może się nawet za kilka lat wydarzyć i w jakim stopniu można na pomoc liczyć,  powinny rozmawiać bezpośrednio osoby zainteresowane. Tak jest właściwie i najlepiej. Takie zachowanie niweluje nieścisłości a to właśnie najbardziej zawsze chroni i opiekuna i kota.

Był dzień, kiedy do klinki trafił pakiet. Ruda dziewczynka, czarny kocurek i cudna trikolorka.

Jakaś osoba popatrzyła na kocięta, nie wiem jak to się zadziało, że opowiedziała o chęci adopcji osobie, która już żyje z czterema moimi kotami. Sytuacja klasyczna, telefon, bez żenady w niedziele, bo jakby kotu łapę urwało, nie rejestrujmy, że schronisko ma swoje zasady, ma się telefon do Kociej Mamy, to się atakuje, założyła fundację, niech się wyrabia!

Opowieści, jaka osoba zdeterminowana, jaka oddana, chętna na adopcję całej trójki, by rodzeństwa nie rozdzielać a tle zapytania o koszty zabiegu, no bo duże, o szczepienia i w jakim stopniu pomoże fundacja. Zapaliło mi  się światełko, nie zaprzeczę.

Chciałam być raz grzeczna, bardzo chciałam! Raz nie zagrzmieć, ale niestety nie wytrzymałam. Kiedy to potencjalni adoptujący zaczęli stawiać wymagania, tego samego dnia zwolniłam klinikę  z blokowania kociaków. Znalazły domy błyskawicznie! Wszystkie!

Lecznice, to nie hotele, nie sanatoria. Nikt nie będzie czekał, aż ktoś dojrzy do decyzji. Jest szczyt sezonu wysypu małych kociąt. Zachowanie egoistyczne nie ma racji bytu ani też negocjacje o wsparcie. Te aspekty są już opracowane i jeśli ktoś ma problem z zakupem kuwety, niech nie ubiega się o adopcję trzech cudnych kotów jednocześnie.

Ta okoliczność jest wypadkową mojego zaufania. To moja wina, iż zaufałam w słowa. Powinnam być bardziej uważna, bardziej nieufna, ale przecież gdybym na każdym kroku tak się zachowywała życie i praca społeczna byłoby nie do przyjęcia. Muszę  wierzyć w dobre intencje.

Jednak, zawsze wyciągam wnioski, analizuję  zdarzenia, tym razem było dokładnie tak samo. Odtąd nie ma dla mnie wiarygodnej osoby spoza fundacji, której się uda zaklepanie dla osoby trzeciej, mnie nieznanej kota.