Bywa, że jak już znajdę chwilkę dla siebie, zastanawiam się jak długo jeszcze przyjdzie realizować projekt edukacyjny w obecnym wymiarze, trybie, rzeczywistości, realiach i atmosferze. Nie dość, że żyjemy okrutnym czasie, to na domiar wszelką stabilność i możliwość planowania zaburza nadal panujący i zbierający żniwo wirus Covid-19. Nie jestem w stanie dosłownie nic zaplanować, nawet kiedy już jedziemy na spotkanie nie mamy pojęcia czy w ogóle uda nam się poprowadzić zajęcia.
Podziwiam spokój i kreatywność Kasi. Dla mnie, to co się wyprawia w kwestii przekładanych terminów dosłownie i w przenośni woła o pomstę do Nieba.
Nie rozumiem idei jaką kierują się organizatorzy zbiórek. Są one dedykowane kotom, którymi opiekuje się Kocia Mama. Teraz w obliczu wojny, kiedy skierowane jesteśmy na pomoc kocim uchodźcom, nikt nas nie zwolnił z obowiązku i za zebraną karmę musimy spełnić zobowiązanie.
Wszyscy mają świadomość jak ważna, bliska sercu jest dla nas kocia edukacja, jednak nie rozumiem, dlaczego to my mamy ponosić konsekwencję wynikające z panującego Covida-19.
Bardzo proszę by wszyscy zrozumieli, że nie pracujemy w oparciu o etaty, a tylko dobre serce. Nie stać nas organizować transporty, które generują koszty, a nie przynoszą zysków.
Wiele placówek oświatowych sądzi, że jesteśmy grupą kocich miłośniczek, która ma w domu bogatych sponsorów dbających o potrzeby dnia codziennego związane z wydatkami, a tym samym ułatwiają nam przestrzeń do społecznego działania. Otóż już wyprowadzam z błędu! To my Wolontariuszki Kociej Mamy jesteśmy w swoich domach trybem napędowym, często samotne matki, bywa, że wdowy albo osoby bardzo niezamożne, a jednak mające chęć i potrzebę by pracować społecznie.
Często się zdarza, iż jadąc na umówione spotkanie, nie odbywa się ono z przyczyn od nas niezależnych, nagle okazuje się, że społeczność kilku klas trafia na kwarantannę albo izolację i tym samym szlag trafia misternie ułożony plan. Czy w takiej sytuacji mamy jakąś alternatywę? Otóż kompletnie nie! Nie bierze się nas w żadnym aspekcie pod uwagę, nie ma się na uwadze poniesionych kosztów i zawalonych prywatnych godzin, o zmianach dowiadujemy się dopiero na miejscu. Mam świadomość trudności tej rzeczywistości, jestem szalenie elastyczna i wyrozumiała, jednak czy czasem nie możemy liczyć na maleńki bonus i ulgę w wykonaniu zlecenia?
W tej szkole gościłyśmy jakoś pod koniec ubiegłego roku, cykl zajęć zaburzył Covid-19. Odłożone wtedy prelekcje dla dwóch tylko klas poprowadziłyśmy w połowie marca tego roku, czy naprawdę było to warte zachodu? Nie piszę tych słów ze złością, tylko apeluję o odrobinę wyobraźni, serca i szacunku do naszej pracy. Faktem jest, że w tej szkole zbiórka była przepiękna, ale czy koniecznie trzeba było dwie osoby fatygować do tylko dwóch klas? My nie jesteśmy roszczeniowe, nie raz jeszcze pojawimy się w tej szkole, więc za rok dzieci otrzymałyby bogatą rekompensatę, ale potraktowane zostałyśmy jak typowe biurokratki urzędniczki: bo bilans musi wyjść na zero.
Z całym szacunkiem do rodziców, do grona nauczycielskiego, do organizatorów, znając życie dzieci wcale nie pogniewałyby się jakby spotkały się z nami w nowej edycji, we wrześniu.
Staram się być bardzo wyrozumiała, jednak pragnę, by zmieniła się jakość postrzegania naszej pracy i szacunek do czasu prywatnego. Zajęcia wiążą się nie tylko z wydatkiem na pomoce edukacyjne, to przede wszystkim poświęcony jest czas, a on jest zawsze w deficycie, dlatego od tej chwili, wprowadzam nowe regulujące umawianiem spotkań zasady.
Otóż mam świadomość, iż wirus wiele zaburza, komplikuje i kwestie z pozoru proste czyni trudnymi, jednak w podobnych przypadkach będziemy ponownie zaglądać do szkół z zaległą edukacją, ale by jakoś wynagrodzić nam straty, proszę by organizatorzy domawiali tyle klas, aby pogadanki odbywały się równolegle przez trzy godziny prowadzone przez dwa zespoły edukacyjne.
Zawsze wychodziłam z założenia, że nawet kłopoty i chwilowe trudności da się z sensem przekuć z korzyścią dla innych, no i Fundacji.