Lato jest niestety szalenie specyficzną porą, z jednej strony cieszymy się ogromnie, kiedy już nadejdą ciepłe miesiące, z drugiej mamy niezły kłopot, żeby zgrabnie spiąć jakąś plenerową imprezę. Doskonale rozumiejąc prawo do odpoczynku, świadoma jak bardzo trudny i odpowiedzialny jest nasz wolontariat, staram się tak modelować wyjazdami, żeby zawsze na miejscu obecna była osoba wprowadzona w tajniki fundacji. Kwestia nie dotyczy wyłącznie wiedzy, gdzie zgromadzony jest sprzęt, karma czy lek, dotyczy to bardziej sfery decyzyjnej odnośnie kosztownych operacji i reprezentacji Kociej Mamy podczas oficjalnych wizyt czy spotkań. Grupa nie może zostać bez nadzoru, bez wsparcia czy opieki, nie na tym poziomie pracy i zakresu prowadzonych projektów. O ile można zawiesić na czas wakacji zajęcia edukacyjne, o tyle domy tymczasowe roztaczają opiekę nad autentycznie chorymi kotami. Tak się dziwnie porobiło, wspominałam już wcześniej, że ciężar adopcji przeniósł się niestety na koty wirtualne. One są nieadopcyjne przez co nieustannie generują koszty.
Mając wytyczne, by upłynniać jak najwięcej produktów, Iwonka skutecznie wyszukuje w spisie imprez te, na które wpisuje się Kocia Mama. Laik pomyśli, że prosta sprawa, wystarczy zgłosić chęć udziału i każdy organizator klaszcze z radości w ręce z zachwytem. Otóż wręcz przeciwnie. To my jako udziałowcy musimy przede wszystkim spełnić wymagania, oczekiwania i nakazy organizatora. Generalnie obecnie, by przyciągnąć odwiedzających, wybiera się te organizacje, które stawiają wyłącznie na promocję i reklamę, czyli są nowymi w branży organizacji społecznych i każde ich zaistnienie w przestrzeni miejskiej jest już ogromnym sukcesem. Dla nas kiermasz równoznaczny jest z zarabianiem pieniędzy na opłacenie faktur, a nie z rozdawnictwem rękodzieła czy gadżetów z logo fundacji. Dla prestiżu nie odważę się marnować cennego czasu moich wolontariuszy, by ich obecność miała znamiona hostess, w dodatku rozdających przybyłym nasze, przepiękne fanty. Na tym etapie każdy ruch musi być precyzyjnie przemyślany i logistycznie doskonale spójny.
Tak więc latem, kiedy większość siedzi już na walizkach, a reszta nogami przebiera, by się pakować, Iwonka wyszukała Targ na Jaracza, który zaprasza nas z otwartymi ramionami.
Powiem tak, sześć kolejnych sobotnich dyżurów udało się cudnie spiąć. Krew się nie polała przy tym ani żadna z rozpaczy nie szukała mostu by skoczyć ani balkonu czy w desperacji nawet okna. Jak na trudny czas, ładnie wszystko się poskładało i wszyscy szczęśliwi z niecierpliwością czekają na rezultaty.
Zasada jest prosta, zawsze dyżur pełnią dwie dziewczyny, żeby uniknąć sytuacji pozostawienia stoiska bez nadzoru.
Inauguracja nie należała do najbardziej udanych, ponieważ akurat tego dnia dość mocno padał deszcz, który zwyczajnie wystraszył, i wystawców i potencjalnych klientów. Jednak chęć uzyskania zasobów to jedno, ale bardziej godna uwagi jest postawa, zaangażowanie i wspólna odpowiedzialność za realizację zadań statutowych. Z taką gromadą łatwiej się działa, góry nie są tak trudne do przeniesienia, a radość z ocalonych kotów napędza wszystkim akumulatory i tym sposobem o wiele fajniej się działa. Mam nadzieję, że to lato będzie dla nas łaskawe. Epidemie omijają nas szerokim łukiem, kociaki nie są przekazywane w jakimś dramatycznym stanie, a na wypadki i przykre okoliczności nikt oprócz Opatrzności nie ma wpływu, więc wszystkie zdarzenia przyjmujemy ze stoickim spokojem wiedząc, że są nierozerwalnie związane z pełnionym wolontariatem.