Opinię kształtuje zachowanie i podejmowane decyzje.
O tym, że Kocia Mama nie skazuje na eutanazję niesamodzielnych kociąt, huczy na kociarskich forach. Jak zwykle są dwa obozy: zwolenników, którzy z radością przyjmują nasz opór przed standardowym rozwiązaniem preferowanym, i co najgorsze – stosowanym, przez większość organizacji i służb miejskich, i przeciwników, którzy twierdzą , że tak pracując jeszcze długo walczyć będziemy z bezdomnością.
Jestem głucha na te argumenty. Świadomie nie nawiązują dyskusji, bowiem skoro corocznie udaje się oddać do adopcji ponad 150 kotów, nieludzkie byłoby mordować małe smarki.
Ostatnie tygodnie zrobiły się gorące. Napływają prośby od stałych opiekunów, którzy powiedzmy oględnie zagapili się z zabiegiem i ich stadko powiększyło się o kolejne kilka kociąt, ale i tych z konieczności, bowiem przez zbieg okoliczności różnych stali się nieoczekiwanie rodziną zastępczą dla znalezionych kociątek.
Ta akcja ratunkowa przeprowadzona została błyskawicznie.
Rodzina będąc w parku na spacerze znalazła pudełko z czterema kociakami. Szukali pomocy w lokalnym schronisku, w organizacji społecznej. Jedno słowo słyszeli jako rozwiązanie ich kłopotliwej sytuacji: eutanazja. Tylko jak skazać maluchy, które patrzą ufnie, nieświadome zagrożenia? Jak zwykle, kiedy chce się pójść dobrą drogą, trzeba szukać ścieżki.
Tym razem oseskom pomogła adopcja sprzed kilku lat. Ktoś rzucił hasło: Kocia Mama. Narada była krótka. Szybko ustaliliśmy plan akacji. Łęczyca nie leży na drugim końcu kraju. Skoro można było przyjechać na adopcję, można zorganizować desant kociaków. To zadanie przydzieliłam znalazcom.
Dwóch panów pracujących w Łodzi, dojeżdżających codziennie zgodziło się przetransportować maluchy , mała niedogodność , że oni ruszają bladym świtem odrobinę po 4, mając to na uwadze wyznaczyłam lecznicę całodobową na punkt przekazania maluchów.
Jak się chce to można, zawsze to powtarzam. Wystarczy racjonalnie przeanalizować sytuację.
Maluchy przejęła Maryla, uczy je samodzielnego jedzenia.Za dwa, maksymalnie trzy tygodnie cudne buraski i dymne kociątka będą gotowe do adopcji.
Szkoda tylko, że za jakiś czas powtórzy się niestety ta sama historia. Wolę nie myśleć, czy kolejne kociątka też trafią na podobnie wrażliwego człowieka.