Dedykuję ten artykuł tym wszystkim bojącym się ratować koty, których oczy są dotknięte ostrą formą kociego kataru i wyglądają dramatycznie.
Na poziomie dzisiejszej medycyny i doświadczeniu lekarzy prowadzących fundacyjne koty, nawet te z pozoru wyglądające fatalnie, w wyniku umiejętnego leczenia i właściwej diagnozie mają szansę na ocalenie wzroku, widzenie doskonałe lub lekkie niedowidzenie, amputacji gałki ocznej dokonuje się tylko w ostateczności, a o poddaniu z tego powodu eutanazji nie ma nawet mowy.
Mamy bardzo duże i dobre osiągnięcia szczególnie w leczeniu oczu. Wiele, z pozoru beznadziejnych przypadków, udało się fajnie wyprowadzić, doskonale radzi sobie kot widzący nawet tylko zarys przedmiotów. W takich przypadkach preferujemy wyłącznie adopcję do domu niewychodzącego, czyli zamkniętą.
Cieszę się, że kobieta, która w stodole znalazła miot chorych kociaków zwróciła się właśnie do Kociej Mamy, działała chyba intuicyjnie, bowiem gdyby te kociaki w stanie w jakim je odkryła obejrzały inne fundacje z pewnością wskazałyby ostateczne rozwiązanie. Nie wypowiadam tej opinii pochopnie, ponieważ kilka tygodni temu rozpętała się na pewnym forum dyskusja wywołana zapytaniem co zrobić w przypadku miotu dotkniętego kocim katarem. W mojej ocenie oczy nie były w stanie, który kwalifikowałby maluchy do uśpienia, jednak w efekcie słuchając podpowiedzi różnych postronnych osób, nie zdecydowano się oddać nam kotów, a wybrano niestety eutanazję.
W takich sytuacjach zastanawiam się co czuje osoba niosąca świadomie koty do lecznicy? Przecież w moim pojmowaniu działania na rzecz dobrostanu zwierząt, nie podejmuje się bez ostateczne nieodwracalne decyzje bez walki. Zawsze, jeśli tylko jest szansa, cień nadziei trzeba próbować a nie rezygnować, ponieważ nikt, kto nie walczy nie ma szansy na taniec radości.
W historii Kociej Mamy było multum interwencji, kiedy w wyniku leczenia ocalone koty odzyskiwały w 100 % wzrok. Mam świadomość, że leczenie okulistyczne jest kosztowne, zarówno leki, krople jak i konsultacje specjalistyczne generują wysokie faktury, ale przecież organizacje mają w zasięgu ręki narzędzia pomocowe jakimi są zbiórki na portalach prozwierzęcych, dlatego tym bardziej dziwi mnie takie postępowanie.
Nasze małe nieporadne kociaki zaczęły być leczone na etapie, kiedy były niesamodzielnymi oseskami. Opiekunka zabrała cały komplet wraz z matką i podjęła walkę o zachowanie oczu. Teraz, kiedy matka przygotowywana jest do zabiegu, smarki przejmuje Fundacja, dalej my już będziemy kontynuować leczenie.
Jaki będzie efekt końcowy jeszcze nie wiemy, ale porównując zdjęcia pierwotne z obecnymi wiemy, że diagnoza była trafiona.
Jak zwykle tradycyjnie proszę o pomoc. To nie są kolejne kociaki, które wymagają typowej opieki weterynaryjnej związanej z procesem przygotowania do adopcji, to wyjątkowo maluszki, którym trzeba zapewnić optymalnie najlepszy start w kondycji zapewniającej bezbolesne życie.
Oko jest jednym z najważniejszych organów u każdej istoty na ziemi, brak jednego nie ogranicza zbyt mocno, ale brak obu to już ewidentny dyskomfort, więc będziemy się bardzo starać by wybrać jak najmniejsze zło. Trzymamy mocno kciuki za nowe „oczka” na naszym kocim pokładzie.