Mózg.
Obiekt badań naukowców i lekarzy.
Dotąd będący dla nas największą zagadką dzieła tworzenia istoty homo sapiens ale nie tylko, także wszystkich tych, które Matka Natura wyposażyła w pofałdowane zwoje, w których ukryte są predyspozycje, talenty, możliwości, skłonności.
Badania, doświadczenia, analizy, obserwacje, testy nad ludzkim i zwierzęcym mózgiem trwają od wieków.
Mózg niezmiennie nas fascynuje, przeraża, zachwyca. Procesy w nim zachodzące trudne są do przewidzenia. Genetycy, psychiatrzy, naukowcy na przestrzeni wieków prowadzą rozmaite badania próbując poznać jego tajniki, jednak mimo to nadal wiele reakcji i następstw trudnych jest do jednoznacznego opisania, zaszufladkowania, klasyfikacji.
Mózg jest swego rodzaju dziwną fabryką, która kształtuje danego osobnika. Naukowcy starają się poznać, opisać, zrozumieć reakcje, odruchy, zachowania, ale na ile im się to udaje, świadczą publikacje dokumentujące wyniki ich pracy.
Zespół otępienny mózgu – definicja opisująca stan umysłu osoby dotkniętej chorobą Alzheimera – brzmi dla przeciętnego człowieka koszmarnie, wywołując u wrażliwszych dreszcz grozy. Nie umiem opisać uczucia, które mną zawładnęło, kiedy po raz pierwszy usłyszałam tę definicję.
Przerażenie, niemoc, lęk, bezsilność – nie wiem, które określenie jest najbliższe emocji, którą wtedy poczułam.
Nie o chorobie Alzheimera chcę dziś pisać ale o ludziach, którzy dostrzegli tragizm przez nią wywołany, zauważyli jak bardzo zmienia się los nie tylko samej dotkniętej chorobą osoby, ale i jej najbliższego otoczenia, rodziny, dzieci, przyjaciół, znajomych.
Od grupki ludzi o wielkich sercach, od kilku zapaleńców i fantastów, zaczęła się dziać niesamowita historia. Podjęli się niebywałej i nieocenionej pracy przy budowaniu bazy placówek i instytucji mających pomóc w tych dość specyficznych realiach uzyskać wsparcie, opiekę, zrozumienie.
Tej choroby uczyli się wszyscy: chorzy, rodzina, lekarze ale i postronni ludzie nie mający z nią na co dzień do czynienia. Prace poznawcze nad zdefiniowaniem choroby szły równolegle ze społeczną edukacją, w specyfice tej choroby jest to aktywność niezwykle ważna.
Najbardziej przytłacza fakt, że dotknięty tę chorobą człowiek nie ma żadnych szans na zwycięstwo, skazany jest niestety bezlitosnym wyrokiem, jaki dostał od losu.
Nijak ma ona się do nawet ostrego przeziębienia, do zakaźnej choroby czy nawet jakiejś formy raka. W tych przypadkach można liczyć na sukces wspierając się zdobyczami współczesnej medycyny, natomiast w przypadku choroby Alzheimera, droga wiedzie tylko w jednym kierunku do kompletnego otępienia.
Przykra i bardzo bolesna jest taka wiedza.
Z pokorą chylę czoła przed ludźmi, którzy 25 lat temu odważyli się podjąć pracę, a raczej rozpocząć szlachetną misję, by starać się zmienić przede wszystkim nastawienie opinii społecznej do osób dotkniętych chorobą otępienną.
Kocia Mama pojawiła się na jubileuszu z sympatii dla podopiecznych Środowiskowego Domu Samopomocy, bowiem od pewnego czasu prowadzimy wspólnie z terapeutami projekt mający na celu uaktywnienie tych stref umysłu, które wpływają na pamięć przeszłą czyli pobudzają bodźce odpowiedzialne za nasze wspomnienia. Kilka lat temu zauważono, że systematyczne ćwiczenie pamięci, szczególnie tej dość odległej, niezwykle wspomagają działanie środków farmakologicznych.
Przypadek losu sprawił, iż kierowniczką ośrodka jest moja wieloletnia przyjaciółka i kociara, która jest także psychologiem. Obie oddane jesteśmy bezwarunkowo swoim pasjom, Ona troszczy się o ludzi dotkniętych tą szczególnie trudną chorobą, ja, wiadomo, Kocia Mama, od lat ratuje najbardziej dramatyczne przypadki. Obie działamy w specyficznej przestrzeni, jej i moi podopieczni są na końcu pomocowej listy, obie grupy nie są ujęte jako priorytetowe w lokalnym czy państwowym budżecie, zatem obie musimy same walczyć o zapewnienie im dobrego losu. To, że akurat w tak trudnej przestrzeni znalazły wspólny mianownik działania dwie lubiące się kobiety, jest już niebywałe, ale kompletnie zagadkowy jest fakt jakie są dalsze skutki uboczne naszej sympatii: polubiły się serdecznie i zaakceptowały wzajemnie społeczności, którym przewodzimy.
Mówią o moich wolontariuszkach, że są wyjątkowe. Myślę, że współpraca z Łódzkim Towarzystwem Alzheimerowskim całkowicie potwierdza tę opinię.
Z ogromną dumą słuchałam listu intencyjnego Fundacji Kocia Mama, który w gronie tak znamienitych Gości czytała moja prezesowa, Renata.
A jak znam życie, gdy przejdzie trema związana z przygotowaniem pierwszego tak uroczyście obchodzonego jubileuszu, kiedy nacieszą się organizatorki sukcesem, kiedy opadną radosne emocje, Majka zadzwoni i zapyta: „Pamiętacie o nas? Bo my czekamy!”