Ten cykl powstał z określonym zamysłem, a mianowicie, by zwolennikom, ale również i przeciwnikom Fundacji uświadomić pewne, nie zawsze miłe, okoliczności i sytuacje, które niestety nie są incydentalne ani sporadyczne. Ponieważ korzystający z ogromną beztroską użytkowali sprzęt fundacyjny, gubiąc klatki łapki, niszcząc kontenery i kennele, a co już totalnie woła o pomstę do nieba, sprzęt oddawali brudny i śmierdzący, nie dość, że wprowadziłam dodatkową biurokrację, to jeszcze zmuszona byłam do pobierania kaucji.
Nowe zasady błyskawiczne spowodowały zapanowanie ładu i porządku, a ja miałam wreszcie oddawany czysty i kompletny sprzęt. Z użyczaniem przedmiotów do transportu, rzecz oczywista, wiąże się zaopiekowanie zwierzakiem. I tu dochodziło do kolejnych niedomówień albo, jak kto woli, świadomego mijania się z prawdą odnośnie ustaleń finansowych. Niezwykle często opiekunowie nadużywali dobrego wizerunku Fundacji, wykorzystując zaufanie lekarzy i bezczelnie leczyli koty na nasz rachunek, nie czyniąc z Kocią Mamą żadnych ustaleń. Tę aktywność uporządkowałam bardzo prosto, tworząc listę uprawnionych do zniżek, rabatów czy darmowych wizyt.
Kolejnym kwiatkiem dotyczącym sprzętu jest forma zwrotu albo raczej złośliwa opieszałość, w przypadku, kiedy tylko zaufam i nie pobiorę kaucji.
Sprzęt fundacyjny zakupiony jest z pieniędzy otrzymanych ze zbiórek społecznych, logiczne więc, że powinien jak najdłużej pracować w dobrym stanie, bowiem w przypadku zniszczenia lub uszkodzenia, muszę zakupić nowy, przez co uszczuplam środki przeznaczone na leczenie kotów. Paradoks sytuacyjny jest dość irytujący. Ufam w dobre intencje tych, których znam od lat. Odstąpiłam od pobrania kaucji, a oni, kiedy nie mają innej formy odegrania się za swoje brzydkie zachowanie, które dość mocno skrytykowałam, celowo zwlekają z oddaniem sprzętu, zapominając, że to nie mnie czynią krzywdę takim zachowaniem.
Na usta ciśnie się automatycznie pytanie, na ile kochają i mają na uwadze dobro kotów, skoro blokując sprzęt, uniemożliwiają innym ratowanie swoich podopiecznych. Niestety i w kociej branży filozofia Kalego jest dość często stosowana. Nauczona tym doświadczeniem, bez kaucji użyczam tylko dość sfatygowany sprzęt, taki, którego strata nie jest przykra. Nawet jeśli delikwent nie odda mi kuwety czy kennela, nie wylewam krokodylich łez, a w efekcie jestem od tych osób komunikacyjnie na dłuższy czas uwolniona. Czasem i straty okazują się zyskiem.