Z pozycji szefowej. odsłona jedenasta – Oczekiwania

W życiu nie liczą się wielkie gesty, patetyczne słowa, czy elokwentne przemówienia z okazji rocznicowych obchodów, ale zwykłe, proste i szczere zachowanie wobec drugiego człowieka, bez względu jakie okoliczności dzieją się obok albo na jakie sytuacje skazuje nas życie. Przyzwoitość, to słowo, które coraz częściej przechodzi w zapomnienie. Przykro mi to pisać, ale mając na co dzień kontakt z przeróżnymi osobami, coraz częściej otwieram oczy ze zdumienia, do jakich pokrętnych czynów są zdolni za, w sumie, niewielkie pieniądze.


Kiedyś stanęłam przed faktem, że ktoś mnie mamił ofertą pomocy, a ja w zamian miałam wyleczyć mu prywatne koty. Zapytałam wtedy, czy nie rozumie, że to Fundacji trzeba pomóc, by mogła właściwie wykonywać zapisy statutowe. Usłyszałam na to pełne oburzenia stwierdzenie: przecież jedną z zasad naczelnych powinno być FUNDOWANIE LUDZIOM POMOCY!
Tak, oczywiście tylko z małym wyjątkiem, nie tym domowym, wziętym do adopcji świadomie, a środowiskowym, o które nikt się nie zatroszczy i w przypadku, gdy Fundacja odmówi pomocy i nie wyleczy delikwenta, ten zakończy marnie swój żywot gdzieś pod krzakiem albo w kącie komórki.

Tyle lat już robię w tym kocim biznesie i nieustannie trafiam na takie kuriozalne przypadki, mimo, iż w umowie adopcyjnej jasno i wyraźnie, punkt po punkcie, spisane są warunki dotyczące zmiany statusu kota z fundacyjnego na właścicielskiego.
Od lat powraca ten sam problem, mówiąc delikatnie, drobnego mijania się z prawdą, korzystną dla siebie interpretacją umowy i, co ostatnio jest niezwykle częstym zjawiskiem, wskazywaniem Fundacji jako płatnika za weterynaryjne usługi prywatnego kota. Jestem świadoma okoliczności, w jakich żyjemy i trudności finansowych, szczególnie obecnie, w czasie nakładanych restrykcji. Wiemy, że działania zmierzające do osłabienia gospodarki agresora, mają wprost proporcjonalne przełożenie na nasz, nie tylko krajowy, ale i domowy budżet.

Nie godzę się mimo wszystko, by osoby mające pod opieką zbyt dużą ilość kotów, cedowały koszty ich utrzymania na Kocią Mamę. Od zawsze, przy każdej adopcji, przypominam, że dobra opieka nie sprowadza się wyłącznie do zakupu zabawek i postawienia miski ze średniej jakości karmą. To przede wszystkim dobrowolnie przyjęty obowiązek zapewnienia odpowiedzialnej opieki weterynaryjnej. Fundacja nie może odpowiadać za niekontrolowane zbieractwo zwierząt. Nie jest oznaką miłości posiadanie takiej ilości zwierząt, której nie jesteśmy w stanie zapewnić godnego życia. Rzecz jasna, dla każdego inna liczba będzie stanowiła limit.

To niestety związane jest bezpośrednio z naszymi finansami oraz świadomością i chęcią na jakim poziomie chcemy koty utrzymywać: czy tylko niezbędnym do przeżycia, czy w standardzie zapewniającym systematyczne wizyty kontrolne i umilające życie drapaki i zabawki.
Powiem tak, adoptujący od nas koty dzielą się na dwie zasadnicze grupy, tych, którzy autentycznie doceniają naszą pracę i tych, którzy chcą zaistnieć naszym kosztem. Wiadomo, że zawsze wszelkie malwersacje ujrzą światło dzienne i w zależności od poczucia własnej godności, płacą po fakcie rachunki albo zwyczajnie chowają głowę w piasek. Wtedy zachowania także są dwa kontrastowe, bo albo siedzą cicho ze wstydu, albo dołączają do „hejterów”.
Czy boli mnie takie zachowanie, czy męczą takie sytuacje?

Otóż dawno już nie, bowiem uważam, że lepiej uwolnić prawdę niż miałabym udawać mniej bystrą niż jestem. Szefowa ma inne prawa i zadania, ale też wyjątkowe obowiązki, przede wszystkim, żeby Fundacja była stabilna i wiarygodna. Ja osobiście nie mogę przymykać oczu na brzydkie, naruszające umowy zachowania. Nie było i nadal nie będzie w Kociej Mamie miejsca na jakiekolwiek kumoterstwo. Zarządzając społecznymi pieniędzmi, powierzonymi przez ufających w zdrowy rozsądek Kociej Mamy kociarzy, zapewniam, zawsze każda złotówka jest dwa razy oglądana, zanim zostanie wydana. Taka zasada panuje od zawsze i nadal będzie jedną z najważniejszych. Nie chcę nikogo urazić i przede wszystkim apeluję o rozsądek: KOCHAJCIE KOTY NA MIARĘ SWOICH MOŻLIWOŚCI. Budując w domu zbyt duże stado, sami narażacie się na wynikające z tego faktu ograniczenia. Nie można liczyć, że po dokonaniu się adopcji, Kocia Mama sfinansuje wszystkie operacje czy badania.

Zawsze apelowałam o rzetelną analizę możliwości adopcyjnych i nie jest dla mnie radością, kiedy w jednym domu biega 14 nieodrobaczonych, nieszczepionych kotów. Nie cieszy mnie fakt, że koty nie są zabezpieczane weterynaryjnie albo zabiegi wykonywane w ramach akcji urzędu miasta dedykowanej kotom środowiskowym. To opiekunom powinna się zapalić zielona, ostrzegawcza lampka, co się stanie, kiedy jeden kot zarazi drugiego.
Tyle lat pracy, a ciągle zbieram takie interwencyjne kwiatki.

Licząc na właściwie zrozumienie mojego przesłania, apeluję raz jeszcze o świadome adopcje, bowiem nie ilość kotów w domu świadczy o naszej empatii czy rozmiarze serca, a poziom życia, jaki możemy im zapewnić.