Reportaże pisane przeze mnie mają przeróżne źródła, najczęściej są relacją ze spotkania w ramach edukacji, opisem ciekawej interwencji, trudnego zabiegu czy fajnego wydarzenia. Są też pracą w rodzaju „na zlecenie”. Bywa, że Anna, Katarzyna czy Emilka podsyłają mi temat, ponieważ mają świadomość, że tak go przedstawię, rozkładając na czynniki pierwsze, że poruszając trudny problem, pokażę obu zainteresowanym stronom, jak kwestia postrzegana jest z pozycji wszystkich zainteresowanych. Lubię pisać, zawsze miałam predyspozycje do ciekawego, wielopoziomowego nakreślania okoliczności czy problemu. Nigdy nie wydaję osądów ostatecznych, tylko ci, którzy nigdy nie byli społecznie aktywni, odważają się na jednoznaczne opinie.
Ten reportaż powstał na życzenie Kasi i dotyczy, niestety, edukacji.
Nie raz podnosiłam, kto i dlaczego nominowany jest do zespołu edukacyjnego, które koty pracują i w jakich zestawach, ale z ostatnich relacji mam prawo wnioskować, że nie każdy rozumie sens i filozofię kocich wykładów.
Jak znam życie, Ania, opiekująca się profilem społecznościowym na Facebooku, zamieści niebawem plakat, o przygotowanie którego poproszę naszą graficzkę Emilkę.
Kiedyś, lata temu, zeźlona byłam okrutnie zachowaniem rodziców, którzy wpraszali się na kawkę lub herbatkę do Kociej Mamy, by w tym czasie ich latorośle w wieku lat 7 lub 8 mogły się pobawić moimi prywatnymi kotami w ramach wolontariatu dla nieletnich. Wtedy to powstał plakat i zrodziło się hasło: Fundacja to nie figloraj!
Teraz życie podpowiedziało inne hasło: Fundacja to nie cyrk! Tak proszę państwa! Kiedyś, lata temu, zanim wprowadzono zakaz występowania zwierząt, to do cyrku kupowaliśmy bilety, by dzieciom pokazać trenowane lwy, konie, foki i inne egzotyczne zwierzęta. Nie będę komentować tego problemu, nawiążę do swojego poletka. W Kociej Mamie od zawsze, równorzędnie, prowadziłam interwencje, pomagając i ratując zarówno koty środowiskowe, nazywane europejskimi, jak i rasowe.
Na kocie wykłady każdy zespół jedzie w towarzystwie kota i wolontariusza, który jest jego właścicielem, takie rozwiązanie jest bezpieczne zarówno dla mruczka, jak i dla dzieci, ponieważ opiekun zna reakcje i zachowanie swojego pupila. To, że w zespole edukacyjnym pracuję ja i Natalia nie oznacza, że na każdym spotkaniu będziemy prowadziły zajęcia osobiście, z naszymi przepięknymi rasowcami. To jest tylko zbieg okoliczności, ze w naszych domach żyją chore nieuleczalnie, ale zjawiskowe, przekochane koty rasowe. Mając osiem kotów, tylko trzy kwalifikują się do pracy z dziećmi, Zośka jest straszną złośnicą, która reaguje nerwowo i może podrapać, Lila lubi przy każdej okazji pokazywać moc swoich zębów, Sońka z Buczy boi się własnego cienia, a duet siostrzany, Pestka – Śliwka, jest nieprzewidywalny i narwany. Tak więc, mając nawet nierasowe, i tak nie są dobrym wsparciem w tej robocie.
Ja, szefowa, generalne nie biorę udziału w prowadzonym projekcie edukacyjnym, pracuję, kiedy wypada któraś osoba z podstawowego składu, czyli jest chora albo ma jakieś pilne sprawy zawodowe lub rodzinne, wtedy ja staję na zastępstwo, oczywiście z moimi kotami.
I tu jest największy kłopot. Wolontariusze, wchodząc na spotkanie, słyszą recenzje: buu nie rasowy, oj tylko jeden! Czy to jest fajne miłe zachowanie? Czy oni faktycznie muszą przyjmować takie słowa?
Poświęcają swój prywatny czas, modelują życie, zawodowe i rodzinne, by być na spotkaniu, a na dzień dobry spotykają się z rozczarowaniem! To jest szalenie przykre, takie reakcje odbierają entuzjazm, podcinają skrzydła, odbierają radość z pracy, tym bardziej, że to nie dzieci mają roszczenia, a osoby dorosłe, uczące je, jak pozytywnie wejść w dorosłe życie!
Takie słowa nie powinny paść! Dzieci nie latają po fejsie, nie czatują w internecie, nie sprawdzają, co zawieszone jest na stronie internetowej, te słodkie przedszkolaki czekają na miłe kociaki i im nie robi różnicy, czy odwiedzi ich jakiś dostojny, rasowy, czy przekochana czarna Ryśka bez ogonka, wpisująca się na twardo w najważniejsze tematy pomocowe, które realizuje Fundacja. Nie ma lepszej twarzy fundacji kociej od czasów neurologicznego mojego Pitusia!
Mam prośbę do pedagogów, komunikujących się odnośnie przeprowadzenia kocich wykładów, proszę na wstępie się określić, które koty chcą państwo gościć, ponieważ nie umiem przewidzieć, czy sprostam oczekiwaniom. Jeśli wymagacie, że zawsze będą to moje rasowe, czy też Natalii, od razu uprzedzam, nie obiecuję, ale sugeruję wycieczkę zbiorową społeczności przedszkola na wystawę kotów rasowych, która dwa razy w roku odbywa się w Łodzi.
Skoro zaprasza się z wizytą gości, którzy przychodzą z masą prezentów, niespodzianek i atrakcji, to miło jest zachować się taktownie, utrzymując sympatyczną atmosferę.