z pozycji szefowej odsłona 15 zaufanie

Ludzie dzwonią, piszą, szukają pomocy, wsparcia, podpowiedzi. Takie zjawisko jest wynikiem zaufania, wiary w naszą wiedzę i troskę o dobro kotów oraz pewności, że podsuniemy najlepsze rozwiązania. Tematy moich dyżurów są przedziwne, od klasycznego zapytania o wypożyczenie sprzętu, po porady behawioralne, czy konsultację odnośnie wdrożonego przez klinikę leczenia. Mając świadomość, że nie jestem weterynarzem ani nawet technikiem, wiele osób mogłoby w tym momencie unieść ze zdziwienia brwi. Jednak ci, którzy znają mnie bliżej, doskonale zdają sobie sprawę, że opiekując się, a w zasadzie żyjąc, z kotami wyłącznie kalekimi, nabywam automatycznie specjalistyczną wiedzę z zakresu diagnostyki, profilaktyki oraz każdej trudnej terapii. Znam ludzi, którzy mimo opieki czy życia z kotami z trudnych adopcji, nie potrafią dobrze połączyć kropek ani też wyciągnąć właściwych wniosków. Zawsze bezkrytycznie ufają weterynarzom i godzą się na czynności czy też zabiegi, które powinny wywołać u nich zaniepokojenie. Nie raz tłumaczyłam, że nie każdy niestety lekarz ma monopol na dobre pomysły. Pomyłki, błędy, złe wnioski zdarzają się niestety każdemu, ale nasza czujność i troska o ukochanego pupila powinny zapalić w naszej głowie światło ostrzegawcze, szczególnie w przypadku, kiedy zaordynowana terapia nie przynosi dobrego efektu.

Nie podważam kompetencji współpracujących z Fundacją lekarzy, odnoszę się wyłącznie do przypadków, kiedy to opiekunowie zgłosili się do Kociej Mamy z troski o kota z zapytaniem.

Generalnie zawsze droga jest taka sama, proszę o całość dokumentacji medycznej i konsultuję ją w jednej z naszych klinik. Modne są szalenie terapie w oparciu o sterydy, tylko mało kto posiada wiedzę, w jakich konkretnie przypadkach należy po nie sięgać oraz jakie są skutki uboczne i reperkusje zdrowotne u pacjenta.

W czasie klasycznych dyżurów wydaję również do adopcji koty oraz wskazuję klinikę w przypadku, kiedy decyduję się refundować zabieg, terapię czy konsultację.

Przedstawiłam w zarysie specyfikę zagadnień, z którymi zgłaszają się kociarze.

Jak to w życiu, zdarzają się także interwencje alarmowe, kiedy to kontaktuję się z osobą, proszącą o pomoc dla niej i kota, przez wolontariusza Fundacji. Jest to sytuacja nie wprost, a pośrednia.

Niezmiennie powtarzam, że kocia społeczność jest specyficzna. To określenie opisuje okoliczności dość znamienne, od dziwnej blokady adopcyjnej, nałożonej bez racjonalnych przyczyn na osobę, zgłaszającą gotowość przyjęcia do swego domu kota, po odmowę w opłaceniu kosztownej operacji w zamian za przygarnięcie powypadkowego delikwenta.

O ile kwestię adopcyjną można rozwiązać telefonicznie, o tyle refundację zabiegu i związanych z nią okoliczności należy omówić osobiście. Przypadki, kiedy nie brałam w negocjacjach udziału, zawsze kończą się raczej sporem. Temat pieniędzy jest delikatny, mało kto umie o nim rozmawiać spokojnie, racjonalnie i rozsądnie.

Refundacja generalnie dotyczy kotów, które zostały znalezione. Koty właścicielskie leczymy na koszt Fundacji wyłącznie po podpisaniu zrzeczenia się prawa do dalszej opieki. W tych przypadkach koty po wyleczeniu przygotowywane są do adopcji lub, te cięższe przypadki, po ustawieniu profilaktyki, zostają w Kociej Mamie, mając status dożywotniego rezydenta.

Kocia Mama od samego początku kojarzy się z trudnymi interwencjami oraz przypadkami medycznymi.

Mając na sercu dobro empatycznych ludzi, którzy nie zawahali się ruszyć z pomocą poturbowanemu czy choremu kotu, jednocześnie dbając o kondycję finansową Fundacji oraz żeby mieć pieczę i bezpośrednią informację o rozwoju sytuacji medycznej, zostanie przygotowany kolejny dokument asygnowany logo Kociej Mamy. Niestety do założenia kolejnego segregatora zmusili mnie opiekunowie swoją niefrasobliwą postawą.

W ten sposób uporządkowana została płaszczyzna wypożyczania sprzętu czy wydawania kocich budek, teraz dojdzie następny dokument, dzięki któremu unikniemy sytuacji spornych.

W ten sposób Fundacja będzie miała wgląd w leczenie i bieżące wiadomości o stanie zdrowia pacjenta, a opiekun, podpisując dokument, będzie miał określone wyraźnie zasady, dotyczące zakresu leczenia, ale i swoich zobowiązań wobec organizacji.

Uważam, że każda okoliczność, nawet ta, która czasem jest kłopotliwa, powinna inspirować do jej analizy i dążenia do wyeliminowania w przyszłości podobnych zdarzeń.

Dokument wysłany na czat, skrzynkę pocztową czy sms-em, można przeczytać i podpisać w ciągu kilkunastu sekund, więc problem straty czasu w sytuacji zagrożenia życia zwierzęcia odpada, a partnerzy interwencji mają klarownie określone warunki.

Zakładając Fundację, ufałam, że każdy kto się zgłasza do Kociej Mamy, zawsze zachowa się z klasą i elegancko. Pracując z ludźmi, zaczęłam weryfikować swoje zachowanie wobec kociarzy. Zdarzało się, że znudziło się bycie wolontariuszem i nagle wraz z rozwiązaniem wolontariatu, zapomniano oddać sprzęt. Traciłam klatki łapki, kennele, kontenery, nawet kocie, medyczne torby iniekcyjne. To na szczęście były tylko sprzęty, jednak sposób, w jaki te osoby odeszły, świadczy o tym, że faktycznie Kocia Mama to nie była dla nich najwłaściwsza przestrzeń.

Im dłużej działam, tym więcej powstaje dokumentów. Najważniejszy sens i idea, jaką jest pomaganie kotom, zatraca się pośród sterty papierów, które muszę wypełnić, ażeby zabezpieczyć fundacyjne mienie. To zachowanie zgłaszających się po sprzęt zmusiło nas do druku ulotek, nakazujących zwrot czystego, nagminne gubienie klatek łapek wymogło pobieranie za nie kaucji, teraz dochodzi konieczność opracowania jeszcze jednego kwestionariusza. Rozumiem zasadność umowy adopcyjnej, jest to najważniejszy dokument, obrazujący naszą aktywność, jednak wszystkie pozostałe są wynikiem nieodpowiedzialnego zachowania zgłaszających się do Kociej Mamy kociarzy.

W zasadzie mogłabym postąpić wzorem innych. Odmowę przyjęcia zgłoszenia argumentować niedostatecznym budżetem, jednak tym samym naraziłabym wiarygodność Fundacji, jej kondycję, moc sprawczą oraz dobre imię. Dlatego mając na uwadze rodzaj zgłaszanych interwencji oraz profesjonalizm współpracujących z Fundacją ekip lekarskich, opracuję jeszcze jeden dokument, który będzie gwarantował spokojną pracę, bez zamieszania i sporów.