Z pozycji szefowej. Cz. 2, Granice empatii

Wakacje płyną, ludzie się przemieszczają, koty także, więc zdarzają się wypadki. Kolejny kwiatek o tym, jak instrumentalnie zachowują się ludzie zwracający się do Fundacji.
Miejsce zdarzenia: mała miejscowość, gdzieś na granicy województw mazowieckiego i łódzkiego.
Przypadek typowy, gdzieś na poboczu znaleźli potrąconą kotkę, zabezpieczyli, poszli do weterynarza, a że sami mają koty, wiedzą, jak postępować w takiej sytuacji. Ocena nie była fajna, złamanie kości udowej, kotka otrzymała stosowne leki i opiekunowie zaczęli pisać prośby o pomoc, rzecz jasna, w opłaceniu zabiegu. I zachowanie typowe dla mnie. Poprosiłam o zdjęcia i ustaliłam z Kliniką datę przyjęcia, a zadaniem znalazców było tylko dostarczenie kota.


Dziś, kiedy piszę ten reportaż, kotka już naprawiona, przebywa u mnie w domu i bardzo się nudzi więc dołączy do niej inna nasza kocia inwalida, trzyłapki Pirat Bzyk. Są w podobnym wieku i obojgu będę szukała wymarzonego, cudownego domu, niekoniecznie wspólnego. Koty powypadkowe traktowane są wyjątkowo, o adopcję ich mogą ubiegać się osoby wyjątkowo odpowiedzialne, które mają świadomość z ograniczeń i obowiązków wynikających z opieki nad takim cudakiem.

Adelka, bo takie otrzymała imię, jest przesłodka, milutka i szalenie mruczy już tylko na widok człowieka. Obecnie mieszka w mojej łazience, ponieważ nakazana została izolacja, mająca na celu ograniczenie ruchowe, wynikające z nakazów pooperacyjnych. Ponieważ w moim domu klatka kennelowa nie jest mile widziana – źle się kojarzy ze zniewolonymi zwierzętami, łazienka zawsze pełni rolę większego kennela. Jest to, rzecz jasna, kolejny element utrudniający domowe życie, bowiem za każdym razem korzystania z niej, trzeba niezwykle uważać, by kociak nie czmychnął na zewnątrz, ale, mając na uwadze ustalenia Kliniki i empatię domowników, zawsze wybieram rozwiązanie optymalne dla wszystkich. Tak więc przez kilka tygodni, dzięki mieszkańcom łazienki, będziemy doskonalić refleks.

Taki humorystyczny akcent, mam nadzieję, że nie rozmydli tematu nadrzędnego.
Od poniedziałku kociczka przebywa pod skrzydłami Fundacji. Do momentu przekazania, komunikacja była rewelacyjna, opiekunowie natychmiast reagowali na moje prośby, błyskawicznie je spełniając. Jednak i w tym przypadku mam pewien niedosyt. Do tej chwili nie zapytali, jaki jest stan małej i jakie są dalsze rokowania co do jej sprawności. Musimy wiedzieć jedno, to jest przewlekły uraz, koszty operacyjne przerosły znalazców, a żadna z lokalnych organizacji nie pochyliła się na kocim dzieckiem.
Chirurg operator nie uratował główki w biodrze, uraz był zbyt stary, a wiemy wszyscy, że maleńkie kosteczki szybko się zrastają. Resztę poskładał i teraz, licząc na regenerację typową dla młodych organizmów, mamy nadzieję, że Adelka nie będzie kuleć.
Najważniejsze jest już za nami, o zdjęcia pooperacyjne nie muszę się martwić, w tym zadaniu pomoże mi jeden z Wolontariuszy, którzy codziennie pojawiają się w siedzibie. A że magazyn, siedziba i mój dom usytuowane są na tym samym podwórku, problem rozwiązuje się sam.
Z punktu widzenia czystej ludzkiej ciekawości, kiedy to ja bym była na miejscu ratujących kotkę, zadałabym jedno proste pytanie : Proszę napisać, jak mała zniosła zabieg, co z Nią stanie się dalej?

Nie oczekuję deklaracji pomocowych, bo takowych ustaleń nie czyniłam, podejmując interwencję, ale, kierowana zwykłą przyzwoitością, nie umiałabym tak radykalnie zamknąć drzwi. Nie raz tłucze się w mojej głowie pytanie: Czy ja zbyt dużo od ludzi wymagam? Czy tak trudno iść za ciosem dobrych w sumie uczynków i do końca postępować tak, by zostawić po sobie fajne wspomnienie? Dlaczego ludzie postępują poprawnie tylko do pewnego etapu interwencji, a kiedy zdejmuje się z nich problem, podając bezinteresownie rękę, sami psują dobrą atmosferę? To było by na tyle w temacie Adelki.