Myślę, że nadeszła pora, by podzielić się z Państwem drobnym, aczkolwiek niezwykle ważnym spostrzeżeniem, a mianowicie dotyczącym kwestii respektowania ustaleń odnośnie komunikacji na linii Szefowa – karmiciel bądź osoba zgłaszająca koci problem. Na stronie internetowej od lat widnieje zapis, w jakich konkretnie godzinach prosimy o telefon. Nie jest to z naszej strony żadna wyniosłość, a komunikat, który, szanowany, nie wprowadza kolizji ani zamieszania w nasze życie zawodowe czy prywatne.
Dodam, iż fakt nieustannego dzwonienia do Fundacji w porze, kiedy pracujemy, nie tylko utrudnia nam życie, ale zmusza nas do odrzucania połączeń, co nie jest ani grzeczne ani miłe dla obu stron.
Niefrasobliwe zachowanie powoduje, że bardzo mało wolontariuszek chce przyjąć pracę w kontakcie. Nikt z powodu pełnienia wolontariatu nie ma ochoty psuć sobie opinii w miejscu pracy, narażać się na uwagi przełożonych czy niespodziewane przerwy. Od lat proszę, by zrozumieć tryb działania w Kociej Mamie. Nie tworzą tej społeczności osoby w wieku emerytalnym, znudzone brakiem codziennych zajęć, wyczekujące, by o każdej porze dnia i nocy przyjąć i poprowadzić interwencję.
O ile wolontariuszki zwyczajnie, dla własnego spokoju, mogą zostawić telefon fundacyjny w domu, bo dyżur każdej rozpoczyna się od godziny 18, o tyle ja, szefowa, skazana jestem na ataki nie tylko telefoniczne, bez jakiejkolwiek zapowiedzi, ale i na spontaniczne wizyty. Mało kto szanuje moje prawo do odpoczynku w niedzielę czy święta, a każdy, kto adoptował ode mnie kota na przestrzeni ostatnich 20 lat, sądzi, iż ten fakt zwalnia go z umawiania się na spotkanie i wpada na moment uradowany, dosłownie kiedy mu pasuje, ponieważ akurat ma po drodze albo przy okazji.
Nie umiem się odnieść do braku wyobraźni, szczególnie, kiedy te naloty odbywają się w niedzielne południe. Skoro nie mogę liczyć na odrobinę wyczucia, o inteligencji już nie wspomnę, powiem otwarcie, mimo bycia szefową Kociej Mamy, mimo iż kocham koty nad życie, nie godzę się na takie traktowanie. Moi drodzy, każdy, kto będzie łamał reguły i zasady, będzie bez pardonu odsyłany! Dość mam już naruszania mojej przestrzeni bez zapowiedzi, jak się takie sytuacje nazywają, proszę niech każdy sobie sam dopowie! Nie pracujemy na kocim etacie, każda aktywność jest wynikiem naszej dobrej woli, a ja mam prawo do wypoczynku i relaksu!
Ostatniej niedzieli powtórzyła się niestety po raz kolejny sytuacja, która dopełniła czary goryczy.
Godzina 12.30 ja w kuchni, bez opatrunku na oku, po przebytym w czwartek zabiegu chirurgicznym, wyglądam okropnie, bo nie dość, że opuchnięta, to jeszcze sina, z krwawą raną po cięciu, czuję się bezpiecznie i swobodnie, aż tu nagle dzwonek : Ja do Pani Izy, leki po zmarłym kocie przywiozłam! I zaraz kolejne pytanie: Czy mogę obejrzeć kociaki, które prezentuje Pani do adopcji?
Powiem szczerze: normalnie mnie zatkało!
Tak z buta, bez zapowiedzi, bez uprzedzenia, osoba chce sobie złożyć mi wizytację, bo taki ma kaprys!
Moi drodzy, kto z Was chciałby być narażony na takie incydenty? Kto marzy o tym, by nie mógł czuć się bezpiecznie w swojej domowej przestrzeni? Kto chciałby patrzeć z obawą, kiedy się intruz pojawi bez zapowiedzi, kiedy tylko uchyli się brama?
Zachowanie Państwa nie jest w żadnym aspekcie zabawne, a raczej niezwykle przykre, iż w ten sposób odbieracie naszą kocią aktywność, oddanie misji i troskę o koty środowiskowe.
Nie rozumiem dlaczego w przypadku Kociej Mamy zapominacie o fundamentalnych zasadach dobrego wychowania? Apeluję o odrobinę wyobraźni! Wejdźcie proszę w moje buty chociaż na moment, wtedy zrozumiecie dlaczego piszę te gorzkie słowa! Tak się nie da spokojnie żyć!
Ostatnio usłyszałam, kiedy Pan wparował dokładnie w obiad, że nie mógł się wcześniej telefonicznie umówić, bo musi osobiście popatrzeć w oczy osobie, której przekaże swoje koty. Ciekawa interpretacja najścia. Czy w porze dogodnej dla obu stron wyczytałby coś innego? Bo akurat w tym momencie w moich oczach raczej była złość i wściekłość!
Zastanawiam się ostatnio bardzo często, jaka wiedza jest odpowiedzialna za tak egoistyczne wybryki? Czy osoby nie mają dystansu do siebie? Czy uważają, iż mogą bezkarnie łamać panujące w życiu cywilizowanych ludzi zasady? Co nimi kieruje, że postępują wobec innych dokładnie odwrotnie niż sami by chcieli być traktowani!
Jak dotąd żaden kot nie ucierpiał, nie odmówiłam pomocy czy porady, a komunikacja w określonej porze stymuluje tylko pozytywnie i pomaga spokojnie oraz fachowo poprowadzić interwencję. Zapewniam z ręką na sercu, że swoje kocie dyżury traktuję odpowiedzialnie i sumiennie. Zapraszam do zapoznania się ze zrozumieniem, kiedy i w jakim trybie można się bez kolizji dla wolontariuszek kontaktować z Fundacją.