Od lat pracuję wspierając się kalendarzem. Ten zwyczaj przeniosłam do Fundacji. Tradycyjnie, każdego roku terminarz otrzymują wolontariuszki, ale te, które zakres pracy faktycznie obliguje do posiadania takowego. Kalendarze nie są prezentem, fanaberią, miłym wyróżnieniem, są kolejnym narzędziem niezbędnym do wykonywania rzetelnie pracy.
Moje prywatne kalendarze są skarbnicą przeogromnej wiedzy, bezcenną pamięcią dotyczącą zdarzeń, ludzi, informacją, do której często wracam.
Ubiegłego roku dnia 28 sierpnia dokonałam wpisu: „O godzinie 16.30 spotkanie w teatrze Y z dyrektorem X odnośnie organizacji 11 urodzin Fundacji.” Ten zapis przejdzie do historii Fundacji Kocia Mama jako początek fantastycznej anegdoty opowiadającej o tym jak to pracuje się obecnie z niektórymi panami menadżerami, jak fenomenalnie potrafią zepsuć sobie opinię, a zarazem będzie moją odpowiedzią dla każdego, kto robi dziwną współczującą minę reagując na informację, że w pracy moim największym wsparciem są kobiety.
Teatr spełnił warunki organizacyjne: położony w centrum Łodzi, z dużym parkingiem obok, czysty, zadbany. Zaczęło się krzywo, bo na umówione spotkanie pan dyrektor nie stawił się, nawet nie był uprzejmy uprzedzić, spotkanie oprowadzające poprowadził asystent.
Mimo to uległam namowom Emilki i podjęłam dalsze negocjacje.
Wstępnie zarezerwowałam dwa terminy: pierwszy i ostatni weekend lutego. Ostateczną decyzję precyzującą datę miałam podjąć po poznaniu grafiku zajęć Emilki, bowiem w tym roku rozpoczęła podyplomowe studia.
Sumiennie przypominałam dyrektorowi o zabukowanych datach.
Emilka wiedząc, jak istotne jest klepnięcie terminu, nieustannie sprawdzała informacje publikowane przez uczelnię.
– Jest plan zajęć sesji zimowej – dzieliła się nowiną – Chwilkę zajęło nam wybranie daty. Musiałam zgrać jej zajęcia, z feriami szkolnymi i planami występujących artystów.
– Zatem świętujemy 2 lutego – radośnie potwierdziłam dyrektorowi.
– Pani Izabello, super, ale dostępny jest trzeci, drugiego lutego o 18 gramy spektakl, wynająłem już komuś innemu tego dnia teatr.
Zamurowało mnie!!!
– Nie wierzę!!! Ale jak?! Dlaczego!? A nasza wstępna umowa?
Na to pytanie nie dostałam sensownej odpowiedzi.
Rozumiem trudność finansową teatru, ale skoro menadżer tak nieprofesjonalnie działa, nie buduje to dobrego wizerunku, a co więcej, psuje opinię i odstrasza potencjalnych kontrahentów.
Ta rozmowa odbyła się na początku listopada i ja tak zapobiegliwa i skrupulatna miałam datę wydarzenia, przygotowujących się artystów ale nie miałam odpowiedniej przestrzeni.
Zaczynałam wszystko od początku.
Tradycyjnie uruchomiłam Asię, Anię i Renię.
– Dziewczyny, zanim oszaleję, znowu szukamy miejscówki! Super menadżer chciał przechytrzyć zmuszając mnie do zmiany terminu, ale niestety nie mogę zaakceptować z przyczyn organizacyjnych i logistycznych.
Wściekła i zdruzgotana zachowaniem pana byłam nie tylko ja. Każda wolontariuszka pracująca przy organizacji Gali była lekko przerażona.
Urodziny Fundacji to nie zwyczajny bankiet, który może być zorganizowany w jednej z łódzkich restauracji, KotoMania to ogromne charytatywne wydarzenie. Odwiedzający nas to znani politycznie i społecznie Goście, wspierają imprezę prestiżowe Firmy, udział biorą artyści, którzy są przedstawicielami nietuzinkowych formacji.
Gala jest koncertem urodzinowym ale i wydarzeniem promującym inne działające na terenie miasta organizacje. To nasza Gala dała początek idei współpracy między fundacjami, to my uczyłyśmy partnerstwa i pozbawionej konkurencji współpracy. Zaszczytem jest brać w niej udział.
To od lat bardzo prestiżowa i obserwowana w mieście impreza. Objęta patronatem Najwyższej Izby Kontroli, Prezydentów Łodzi i Tomaszowa.
Reasumując był początek listopada byłyśmy w punkcie wyjścia ale z ustalonym terminem.
– Nie ruszę projektowo bez miejscówki, plakaty, zaproszenia, wybór scenografii… – Emilka była chyba najbardziej przerażona.
– Mam tego świadomość.
– Jest temat do sprawdzenia – powiedziała Asia podając mi telefon do innego teatru.
Zaczęłam od sprawdzenia czy jest wolny termin.
Kolejny krok to spotkanie z dyrektorem.
Powiem tak, było ono wyjątkowe, pan kompletnie nie mógł się skupić na prowadzonej rozmowie, bowiem był podekscytowany czekając na kolejnego gościa. Ustalić z nim tego dnia cokolwiek graniczyło z cudem, bujał w obłokach, z trudnością nadążał za prowadzoną przeze mnie rozmową, kompletnie nie słuchał pytań organizacyjnych Emilii. Wyszłyśmy z ustaleniem, że w środę poznam cenę najmu teatru.
– Jutro obdzwaniam kolejne teatry – powiedziałam na pożegnanie.
Emilka popatrzyła zaskoczona.
– Z tej mąki chleba nie będzie, nie mamy już czasu, zaraz połowa listopada.
W środę po dość zawiłym wstępie o wspólnej komunikacji usłyszałam propozycję, która ubawiła mnie do łez: „Wynajmę teatr za darmo, ale wykupi Pani dla Fundacji i Gości bilety na spektakl, który zagrają moi artyści, potem w foyer możecie zrobić sobie ten bankiet…”
– Nie tak zapewnia się pensje swoim artystom, pan żartuje czy nie zrozumiał idei KotoManii? Ja mam swoich artystów!
Teraz przerażone byłyśmy już wszystkie.
Dziewczyny milczały z napięciem obserwując moje poczynania. Z miną pokerzysty wertowałam oferty.
– Jest miejsce. Teatr Pinokio! – zakomunikowałam zainteresowanym.
– Jesteś pewna? – zapytała Ania wiedząc, że dość już namąciłam artystom w głowach, nieustannie podając nowe lokalizacje…
– Tak Anula! Jestem pewna! Tym razem menadżerem jest kobieta! Marta, to mię dobrze wróży, Marty to zazwyczaj rzeczowe i sensowne osoby!
Tym razem poszło jak z płatka. Ostatni tydzień przed Bożym Narodzeniem, już po wcześniejszych wstępnych ustaleniach, zapytałam:
– Pani Marto, kiedy mogę Emilce przestrzeń pokazać?
– Nie pasuje mi wtorek, czwartek…
– Emila ma zajętą środę, czwartek, piątek w sobotę wyjeżdża na prawie dwa tygodnie… A dziś? – zareagowałam błyskawicznie, dopasowując się do sytuacji. – Emilka kończy pracę o 16.
– Dobrze, zostanę dłużej, poczekam na panie.
Kamień z serca, wreszcie przerwany impas.
Dedykuję opowieść o staraniach zmierzających do ustalenia miejsce Gali wszystkim menadżerom, którzy uważają, że negocjacje prowadzone z kobietą rządzą się innymi prawami, że nie obowiązuje ustna umowa, że można zmieniać terminy lekceważąc potrzeby i wymagania klienta.
Powiem wprost, cierpliwie wysłuchałam wywodów obu panów na temat trudności związanych z prowadzeniem przez nich obiektów, zarówno finansowych jak i osobowych. Kompletnie nie dziwią mnie ich problemy. Wynikają z arogancji, ignorancji, z braku odpowiedzialności i zawodowego profesjonalizmu.
Podawane za przykład podobne placówki za granicą, które cieszą się dobrą koniunkturą, wynikają z faktu, który jest z premedytacją pomijany otóż one są właściwie zarządzane, to taki maleńki ale niezwykle istotny szczegół. Obaj poznani przeze mnie panowie menadżerowie niestety preferują styl bycia, który jest kompletnie niemożliwy do zaakceptowania w obecnych realiach.
Myślę, że miejscem artysty jest scena a nie fotel menadżera! Zdecydowanie nie spina się dusza twórcza z koniecznym przy takiej pracy umysłem analitycznym.