Z cyklu akcyjnie dla Kociej Mamy- wspiera nas DELL

Ta aktywność była moją ogromną zaległością. Często powtarzam, każdy kto odrobinę zna mnie, mój charakter i poczynania w roli Szefowej Kociej Mamy, ma świadomość, że w Fundacji nic nie jest wypadkową przypadku albo dzieje się bez powodu. Budowałam organizację rzetelnie, od podstaw. Najpierw zebrałam solidny i odpowiedzialny zespół. Stworzyłam Radę Nadzorczą, Zarząd, zespół koordynatorek i asystentek.

Podstawowe domy tymczasowe posiadają określone preferencje, pracują w oparciu o posiadane kompetencje. Wszystko jest w Kociej Mamie zaszufladkowane, uporządkowane.

Dziewczyny tworzą zespoły robocze, konsultują informacje, te pracujące w telefonicznym kontakcie, wymieniają pomysły rękodzielniczki, debatują nad trudnymi przypadkami fundacyjne lecznice. Jak w rodzinnym domu, bez konkurencji, bez przepychanek, spokojnie, z nastawieniem na wyrozumiałość, wsparcie, porozumienie.

O ile bez problemu uporządkowałam najważniejsze dziedziny naszego kociego życia, o tyle non stop miałam niedosyt odnośnie tematu dotyczącego pozyskiwania wsparcia.
W dobie, gdzie bardzo łatwo zakłada się stowarzyszenie czy fundację, zachęcenie sponsorów czy uzyskanie dotacji to temat bardzo trudny, oparty na kilku niezwykle ważnych aspektach.
W naszym przypadku, fizycznie brakowało osoby, która miałaby pomysł na stworzenie bazy danych, czas na budowę rozmaitych pism, chęć i wytrwałość, by pukać do rozmaitych drzwi.
Jedno co mogłam dać w zamian, by odrobinę ułatwić działanie, to pomysły kołaczące się w mojej głowie, wsparcie moralne i nasz fundacyjny dorobek czyli liczby opisujące najważniejsze interwencje: adopcje, operacje ratujące koty oraz godziny spędzone na edukacji.

Pewnego dnia w magicznym czasie tych najpiękniejszych Świąt, przyszedł mail, jakby w prezencie pod choinkę:
„Witam, jestem miłośniczką kotów, swoje posiadam dwa oraz sympatyzuję działaniom Kociej Mamy, z uwagi na stan zdrowia mam ograniczoną zdolność przemieszczania, ale chętna jestem do pracy z pozycji domu. Posiadam umiejętności księgowe, ładnie komponuję pisma, deklaruję aktywność w temacie pozyskiwania darczyńców i sponsorów, jeśli sądzi Pani, że moje kompetencje są wystarczające by rozpocząć wolontariat jestem do dyspozycji, czekam na informację zwrotną. Przesyłam serdeczności Iwona.”

Jak to ze mną bywa, tradycyjnie, ucieszyłam się jak dziecko, wpisałam w notes: „Rozmowa z nową dziewczyną”, Basi poleciłam dopytać o numer telefonu.
Minęło kilka dni. Basia ponaglała:
– Szefowa, nowa dziewczyna przypomina się!
O cholera, jak zwykle zabrakło mi czasu!

Pojechałyśmy na pierwszą wizytę obie z Joanną. Iwona z uwagi na moje zabieganie, dostała tradycyjnie fundacyjną opiekunkę, zanim pozna najważniejsze ścieżki, trybiki, panujące zasady, nauczy się docierać do informacji poza mną.

Cierpliwie, sumiennie, szalenie systematycznie i skrupulatnie rozpoczynała swoją niezwykle trudną pracę. Na efekty nie trzeba było długo czekać, pierwszym krokiem była udana zbiórka karmy i kiermasz kocich gadżetów w Firmie DELL.

Temat tak długo spychany na plan dalszy, teraz stał się priorytetowy. Zimą, przed wysypem, przed aktywnością skierowaną by ratować koty, mam wreszcie czas by ruszyć i uporządkować wieloletnią zaległość.

Pracujemy w jeszcze jednym zespole: Iwona i dziewczyny biegłe w pisaniu projektów, w pozyskiwaniu środków na konkretne cele. Iwona buduje bazy. Pieczołowicie, z właściwą księgowej pilnością konstruuje co rusz nowe tabelki, przed którymi jak tak bardzo się bronię.
Uzupełniamy się świetnie. Ja poddaję temat, on nadaje mu administracyjną formę, ubiera w paragrafy, zapytania, prośby.

 

Wniosek: nie trzeba popędzać Losu, trzeba robić swoje, być konsekwentnym, a jak widać sprzymierzeńcy sami się w końcu znajdą. Oczywiście o to zadbają koty. One mają najlepszą wiedzę ile zawdzięczają dziewczynom z Kociej Mamy!