To miejsce odwiedzałam nie raz. Te karmicielki znam od lat. Współpraca jest obustronna, spokojna, rzetelna. Każda ze stron zna swoje prawa i obowiązki. One codziennie karmią, monitorują zdrowie. Ja wydaję karmę, leki, ale czasem czynnie włączam się w pomoc. Kiedy to następuje? W sytuacjach, kiedy im brakuje mojego kociego doświadczenia!
Od kilku lat staramy się z różnym sukcesem ograniczyć populację bytującego w ogródku stada. W tym roku znowu podniosły opiekunki raban: Pani Izo, czarna się w psiej budzie okociła! Jedna z tych dwóch, których nie udało się w ubiegłym roku zabezpieczyć!
Nie pierwsza, nie ostatnia, pomyślałam, ale wiedząc, że przez pierwszy tydzień matka nie opuszcza z reguły gniazda, jest realna szansa, by pakiet odłowić i zabezpieczyć.
Jeśli akcja miała zakończyć się powodzeniem, nie mogłam zwlekać, a już tym bardziej liczyć, że opiekunki przeprowadzą ją skutecznie.
W niedzielne popołudnie zamiast cieszyć się słodkim lenistwem, mimo pogody bardziej zachęcającej do lektury ciekawej książki, wyposażona w odpowiednie akcesoria, uznając deszcz za sprzyjający czynnik, ruszyłam na polowanie. Bez trudu zablokowałam matkę w budzie, jednak usytuowanie bud wykluczało powodzenie. Musimy zmienić ustawienie kocich domków, tak, bym miała swobodny dostęp do wejścia. Niezbędną przestrzeń do przyłożenia kontenera.
Umówiłyśmy się na poniedziałek.
Jutro ostatnie i ostateczne podejście. Nie mam czasu na spotkania towarzyskie. Złapanie tej rodziny, to prosta sprawa – przerwałam biadolenie. Groźba musi być realna, skoro ma odnieść zamierzony efekt. A te karmicielki doskonale znają zarówno mój temperament, jak i wagę wypowiadanych słów.
Następnego dnia spotkałyśmy się tylko we dwie. Nasza przekochana panikara profilaktycznie została w domu. Super decyzja, pochwaliłam Izę.
Plan prosty, ja blokuję wejście, Ty czekasz w pogotowiu z kontenerem. Każdą czynność, każdy ruch uzgadniamy!
Synchronizacja musi być bez zarzutu. Jak ją i tym razem przepłoszymy, jest obawa, że przeniesie stado!
Mam ją! Teraz moment najtrudniejszy, przekładamy! A jak mnie podrapie? Nie wymyślaj! Ona jest bardziej przerażona niż my, nie dość, że uwięziona, to niepokoi się o dzieci!
Wolniutko przesuwałam blokadę w bok, natychmiast kotka wybiła się z budy, trafiając prosto do kontenera!
Teraz to już z górki! Pocieszyłam Izę. Na trzy – cztery, unosimy kontener w górę a ja zamykam drzwi, wiesz, co masz robić? Upewniam się, przed decydującym ruchem!
Kiwa głową, ale jest przerażona, pierwszy raz łapie w ten sposób.
Trzy- cztery- już!
Widzisz, jakie to proste, śmieję się kiedy skaczemy obie z radości. Jakie emocje! Ile adrenaliny! Wydłubuj proszę małe z gniazda, mam swoją sławną czapkę.
To dobra buda, wyjaśniam. Zanim wam ją przekazałam, ktoś inny w tej budzie w taki sam sposób kotkę złapał. Też była mega dzika, też była w pierwszym tygodniu od połogu, różnica polega na tym, że była odrobinę starsza, klasycznie szara i mimo pobytu 6 tygodniowego w lecznicy, nie chciała z ludźmi współdziałać.
Jakie będą losy tej kotki, nie wiem jeszcze. W tym momencie nie czas na wróżenie z fusów. Anna
z nią popracuje, nie boi się dzikich. Pakiet czarnych trafił do Filemona.
Przebadane, zważone, dostały swoją budkę i cichą przestrzeń w pokoju socjalnym. Kotka nie jest zamknięta w kennelu, mimo, że stoi w niej kocie pudełko. Ma swobodę, może nowe otoczenie zwiedzać. Czas działa na naszą korzyść, bo mimo iż sama już pierwszego dnia pokazała, że umie wyjść nawet z zamkniętej klatki, to sama do dzieci wróciła. Od zawsze mówiłam, że kotki, to najbardziej mądre, rozsądne matki!