O tym, że kolejny rok żyjemy w dziwacznym zawieszeniu, nie muszę nikomu przypominać. Jak zwykle, tradycyjnie, organizacje nie wpisujące się w dziwne ruchy, trendy czy aktywności są, mówiąc wprost, zwyczajnie spychane na plan dalszy. Nic nie ma do rzeczy fakt, że w przypadku aktywności w branży zwierząt, wszelkie pomysły na zmianę jakości i wydźwięku wartości codzienności, mające na uwadze ludzi, nas wykluczają z automatu, to ponadto za ten stan rzeczy to my ponosimy winę i karę, bowiem odcina się nas od wszelkiej pomocy. Lubię nowatorskie pomysły, kampanie, programy, ale tylko do etapu, w którym obecność Kociej Mamy jest zasadna i ma finalnie przełożenie na dobrostan zwierząt lub wpływ na relacje na linii opiekun – zwierzę lub na globalną edukację.
Pragnę przypomnieć wszystkim, że kiedy inni ze wstydu chowali głowę, cichym głosem wypowiadając hasło: Parada Równości, to na Paradzie w Warszawie Fundacja, wraz z jej organizatorami, jechała na głównej, pierwszej platformie, dumna z faktu, że właśnie dzięki niej prawo do ochrony i godnego życia zwierząt zostało wpisane w manifest, który składał się z 10 najważniejszych postulatów. Umiemy skutecznie walczyć, gdy tego wymaga okoliczność, ale nie widzę powodu, by marnować energię bez sensu, jak parę w gwizdek. Nie ma co machać szabelką, kiedy zdobyty bastion. Jedna sprawa została skutecznie zamknięta, pochylamy się nad drugą.
To, że zablokowany mamy dostęp do wszelkich grantów, wszyscy wiedzą, ponieważ dość często o tej dyskryminacji przypominam. Podczas rozmów z urzędnikami słyszę od niejednej pseudospecjalistki: ustalcie etaty! Oczywiście ani przez chwilę nie biorę tej sugestii poważnie. Właśnie mam wątpliwą przyjemność rejestrować obecnie, jak ogłaszają upadłość organizacje z długim stażem. Przyczyna prosta. Zjadły ich opłaty ZUS i płace za etaty, wynajmy powierzchni lokalowych od miasta, magazynów oraz przestrzeni do pracy. Rad i podpowiedzi słucha się od mądrych ludzi, od nich zaszczytem jest przyjmowanie wskazówek i nowatorskich rozwiązań. Od dziwacznych, wręcz dziecinnych, uciekam jak najdalej.
Zawsze byłam szczera aż do bólu, fundacja nie jest moim prywatnym folwarkiem, nie mam prawa blokować informacji, a wręcz mam obowiązek dzielić się spostrzeżeniami, kiedy widzę, że źle się dzieje.
Stoi od grudnia Pchli Targ. Kompletnie zamarły zakupy. Akcje na portalu Ratujemy Zwierzaki, mówiąc naszym żargonem, leżą i kwiczą. Zbierają się na nich jakieś drobne, mało pomocne grosze. A cele są znakomicie opisane, z pełną dokumentacją i ujmującą historią kota. Nic nie przemawia do serc, do portfeli, nawet do rozsądku. Znając mnie i obserwując styl pracy, tylko kompletny dyletant i arogant ignoruje wysyłane przeze mnie sygnały. Nigdy nie ubarwiam, dzielę się wiadomościami adekwatnie do sytuacji, więc ewidentny brak wsparcia przełoży się na ograniczenie interwencji.
To jest prosta, wynikająca z ekonomii decyzja.
Mam świadomość, że wszyscy przyzwyczaili się do niebywałej mocy sprawczej Kociej Mamy, ale jest to wypadkowa nie tylko szalonej umiejętności odnajdowania dobrych rozwiązań dla kotów, ale suma rozsądku, analizy i dokonywania optymalnych wyborów. W obecnej sytuacji, na ten moment, stopuję wszystkie interwencje wspierające pseudohodowle. Od czegoś muszę zacząć ograniczać budżet na leczenie, więc uważam, że nikogo taka postawa nie dziwi. Nie jesteśmy organizacją od wyciągania z tarapatów ludzi, bezdusznie zarabiających na rozmnażaniu niewinnych futer, więc nie czuję się nawet moralnie źle z takim postanowieniem.
Zmiany budżetowe od czegoś trzeba zacząć, ja wybrałam najmniej dla fundacji ważną przestrzeń. Jakie będą dalsze ustalenia, będę informować w zależności od rozwoju okoliczności.