wyjątkowi pasjonaci

Edukacja jest zawsze niezwykłą atrakcją, zwłaszcza dla dzieci. Odwiedzając te same przedszkola i szkoły, budujemy nie tylko grono fanów kotów i Fundacji, ale także zespoły pomocowe. To ważna forma pozyskiwania wsparcia, ponieważ łączy dwie pożyteczne aktywności – podnoszenie świadomości i wiedzy o kotach oraz realną pomoc w postaci zapełniania kociego magazynu.

Dzieci, szczególnie te najmłodsze, znajdują się w odpowiednim momencie życia, by wskazać im właściwą drogę. Ma to kluczowe znaczenie w kształtowaniu empatii i otwieraniu się na wolontariat. Mam to szczęście, że w Kociej Mamie działają osoby o podobnych wartościach i potrzebach, które były dla mnie fundamentalne przy zakładaniu Fundacji.

Zawsze wychodzę z założenia, że dobra współpraca nie opiera się na wydawaniu poleceń czy rozkazów, ale na dialogu – dwustronnym, a jeśli wymaga tego sytuacja, nawet trójstronnym. Upieranie się wyłącznie przy własnym zdaniu nosi znamiona narcyzmu i wyklucza możliwość wyboru rozwiązań, które lepiej odpowiadają charakterowi i mentalności zespołu niż te narzucane z góry.

Często podczas wizyt w placówkach oświatowych spotykamy osoby, które próbują wymusić na Fundacji realizację swoich pomysłów. To wyjątkowo kłopotliwe sytuacje, ponieważ nie ma w nich dobrego wyjścia. Jeśli zachowujemy niezależność, budzi to złość, co niestety często prowadzi do zerwania współpracy.

Pamiętam sytuację sprzed kilku lat, kiedy Kotomanie miały inną formę. Jednym z punktów gali miał być występ dzieci z zaprzyjaźnionej szkoły. Pedagog odpowiedzialny za przygotowanie młodzieży z powodów osobistych zaniechał projektu. Na kilka dni przed imprezą dowiedziałam się, że żadne przygotowania nie zostały poczynione, a co gorsza – dyrekcja szkoły nie miała o tym pojęcia. Nie mogłam uwierzyć, jak można odebrać dzieciom prawo do nagrody i rozczarować Fundację, z którą łączyła nie tylko edukacja, ale także inne wspólne inicjatywy.

To było klasyczne zachowanie narcystyczne – „moje problemy i potrzeby są najważniejsze, inni się nie liczą”. Kiedy dałam upust swoim emocjom i powiedziałam otwarcie, co o tym myślę, niestety to dzieci zostały ukarane – współpraca z placówką została definitywnie zerwana. Nagle okazało się, że to nie Kocia Mama była ważna, nie idea, którą szerzymy, nie radość i zadowolenie dzieci. Liczyło się jedynie dobre samopoczucie organizatora kociej wizyty i splendor, jaki na niego spadał.

Kolejnym kuriozalnym przykładem jest epizod związany z elitarną Kotomanią – imprezą zamkniętą. Wybierając miejsce, jestem ograniczona wielkością pomieszczenia, dlatego, aby zapewnić gościom komfort, nie mogę usadzać jednego na kolanach drugiego. Każda lista gości jest starannie przemyślana, a mimo to zawsze czuję niedosyt, gdy muszę zrezygnować z osoby, którą chciałabym zaprosić. Dlatego proszę o potwierdzenie obecności – ta asekuracja pozwala mi w razie potrzeby zaprosić kogoś z listy rezerwowej.

Niestety, po raz kolejny spotkałam się z brzydkim zachowaniem. W dniu wydarzenia otrzymałam dwa SMS-y o dziwnej treści. Jedna z osób nagle zrezygnowała, tłumacząc się chorobą w rodzinie – sytuacją, która nie była ani nagła, ani niespodziewana, bo trwała już od jakiegoś czasu. Druga osoba zasłoniła się własnymi emocjami. To zachowanie w stylu: „Sama nie przyjdę, ale innym też nie dam tej szansy”.

Kultura i szacunek wobec drugiej osoby to nie tylko miłe słowa, ale także odwaga i uczciwość w kontaktach. Kolacje są dobrowolne i nigdy nie miałam problemu z tym, że ktoś nie ma ochoty na zabawę – jestem w stanie to zrozumieć. Jednak impreza jest planowana z dużym wyprzedzeniem, więc gdyby rezygnujący poinformowali mnie wcześniej w sposób kulturalny, miałabym czas na działanie.

Przytoczyłam te przykłady nie bez powodu, poruszając temat edukacji. W życiu zdarzają się różne sytuacje, na które nie zawsze jesteśmy przygotowani emocjonalnie, ale ważne jest, by w wyniku naszych problemów nie cierpiała osoba trzecia. Każdy członek zespołu edukacyjnego, oprócz działalności w Fundacji, ma swoje prywatne życie, mniejsze i większe kłopoty, rozmaite sytuacje w pracy. Mimo to, z uśmiechem na ustach, wchodzą do sal i klas, opowiadając dzieciom fascynujące kocie historie. Szanuję ich za to niezmiernie, bo bywa, że muszą puszczać mimo uszu niby dowcipne komentarze dorosłych, nonszalanckie zachowanie czy traktowanie z góry.

Edukatorzy często robią dobrą minę, mając świadomość, że prowadzą wykłady dla dzieci, i to one są w tym projekcie najważniejsze.

Cieszę się, że ponownie gościliśmy w fajnym przedszkolu. Odwiedzamy je od wielu lat i zawsze panuje tam ta sama przemiła atmosfera – zmieniają się tylko dzieci i koty. Życie każdy człowiek pokonuje, idąc wybraną przez siebie drogą; to jest normalna sytuacja. Są tacy, którzy brną na oślep, nieobciążeni żadnymi rozterkami, ale są też tacy, którzy, wyczuleni emocjonalnie, ciągle mają dylematy i wybierają nie wygodne schematy, lecz te, które są dla nich właściwe. Odkładając swoje wątpliwości na bok, działają, by sprawić innym radość. Takie zachowanie doskonale wpisuje się w określenie „pasjonat”!

Cieszę się, że tak wiele nietuzinkowych osób zasila i rozwija Fundację, która początkowo miała wyłącznie ratować koty. Przyciągnęłam do siebie niepokorne, niespokojne i niesforne dusze, ale dzięki temu wytworzyła się przecudna, wyjątkowa atmosfera. Tym razem odeszłam od klasycznej relacji z przeprowadzonej kociej edukacji, ponieważ z tym projektem łączą się okoliczności, o których nie opowiadamy podczas wykładów. Relację z poszczególnych odwiedzin czytają dorośli i ta wiedza jest tym razem im dedykowana. To, co powinny otrzymać od Fundacji dzieci, zostało wykonane podczas warsztatów – pojawiły się zjawiskowe koty, były makijaże, prezenty i cukierki. Wolontariuszki biegały między salami, a do pracy dzielnie stanęły te, które kiedyś bardzo obawiały się z powodu trudnej do opanowania tremy. Jak widać, Kocia Mama pomaga także dorosłym pokonywać własne traumy i ograniczenia.