Od dawna w fundacji krążą hasła, które pomagają w szybkiej komunikacji, eliminując tysiące zbędnych słów. I tak, kiedy sytuacja lub okoliczności, doprowadzają mnie do szewskiej złości brakiem wyobraźni opiekuna przez co kotu dzieje się krzywda, nikt nie dziwi się, kiedy grzmię: „Zaraz buta zjem.”. Albo w przypadku, gdy otrzymuję informację o totalnym bezmyślnym traktowaniu stada, które opiekun radośnie dokarmia i z początkowej grupki trzech osobników, po kilku tylko miesiącach ich ilość wzrasta kilkakrotnie, natychmiast pada oświadczenie: „Przyjdą moje dziewczyny i zrobią porządek!”. Albo, co już jest grubym paradoksem, w czasie ciszy adopcyjnej wydaję koty do lady spod adopcji. I to hasło: „Koty spod lady”, budzi u wielu sympatyków zdziwienie, czy są to koty w pewnym stopniu wyjątkowe, czyli mega atrakcyjne w sensie rasowe, maluszki czy jakieś wybitnie kolorowe. Otóż nie! Każda adopcja jest w taki sam sposób weryfikowana. Pierwszeństwo niezmiennie w każdym przypadku ma wolontariusz, sympatyk czy osoba przez kogoś z Kociej Mamy polecana, objęta klauzulą rękojmi.
Inni potencjalni zgłaszający się po koty bez różnicy w jakim wieku weryfikowani są przez prowadzących domy tymczasowe, wyjątek występuje, bo on zawsze w naszym przypadku być musi, kiedy rozważamy adopcję kota z działu trudnych, czyli trwale upośledzonych, nieuleczanie chorych bądź kalekich.
Zawsze każdego roku od piątego grudnia do pierwszego stycznia ogłaszam ciszę adopcyjną. Z troski o koty, by nie pełniły rolę gwiazdkowego prezentu, zawieszam na ten czas adopcję. I niestety to ja sama naruszam to ustalenie. Otóż, jak mam bowiem odmówić w tym okresie kota, kiedy dzwoni osoba z płaczem: „Pani Izo umarła mi kotka zabrana od Pani 20 lat temu, Święta za pasem, jak je przetrwać w domu bez mruczącego przyjaciela?”. Pytam tylko czy wybrała już kandydata do pokochania, czy mam któregoś polecić? Jeśli wcześniejszy był powiedzmy bury, to sugeruję inny kolor futra i płeć, by uniknąć porównań, przykrych skojarzeń, zostawić wspomnienia w sercu i nie nawiązywać ani tym bardziej odgrzewać. Pamiętać tylko wspólne miłe chwile, fajne zabawne sytuacje, a czas choroby więc cierpienia i bólu, skryć głęboko i pod żadnym pretekstem do trudnych zdarzeń nie wracać. Takie sytuacje, by właśnie ukoić żal, wypełnić nagłą pustkę wymuszają przyzwolenie do adopcji w trybie spod lady. W takich sytuacjach utrzymywanie nadal sztywno zakazu raczej podważałoby mój autorytet, bowiem rolą szefowej jest rozpatrywanie okoliczności w szerszym spektrum, a nie trzymać się bez sensu trybu, w tym przypadku raczej krzywdzącego dla chętnego.
Kolejnym przykładem adopcji spod lady są nie koty zdrowe, miłe, pachnące, a te, które dość istotnie skrzywdził człowiek bądź los. Nie muszę nikomu przypominać w jakich kotach najchętniej „robi” Kocia Mama, które są oczkiem w głowie, wchodzą na pokład w trybie z natychmiastowym zielonym światłem.
Na wyjątkowe traktowanie może liczyć każdy, kto żyje już z naszym kalekim kotem, a w trybie zakazu zauważa, że fundacja przyjęła kolejnego kociego dziwaka.
Wiele osób się zastanawia, dlaczego akurat Kocia Mama przoduje w adopcjach z cyklu koty trudne. Odpowiedź nasuwa się sama, ponieważ to my właśnie wolontariuszki otworzyłyśmy własne serca i drzwi naszych domów adoptując je. Doświadczenie, wiedza nabyta każdego dnia stanowi bazę wiadomości, które pomagają innym idącym naszym śladem. Informując szczerze o blaskach, ale i cieniach, nawet problemach wynikających z adopcji trudnego kota, eliminujemy tym samym przykre sytuacje, niepożądane zdarzenia czy inne niespodzianki. Wiedza pozwala odpowiednio reagować, ułatwia podołanie wyzwaniu. Nie czarujmy się, decyzja o adopcji kalekiego kota nakłada automatycznie określone obowiązki wiążące się z podawaniem leków, czasem zastrzyków czy nawet higieny. To od naszej empatii, wrażliwości zależy, ile sami sobie włożymy na barki. Osoba będąca opiekunką takiego kota automatycznie zdaje egzamin kwalifikacyjny.
Mam nadzieję, że moje wyjaśnienie w kwestii adopcji spod lady wszyscy przyjęli z uśmiechem zrozumienia na twarzy. Są sytuacje typowe, ale i wyjątkowe, i by zachować równowagę, żeby nikogo nie skrzywdzić ani kota, ani człowieka, zawsze należy kierować się oczywiście dobrem zwierzęcia, ale z intencją by nie skrzywdzić istoty na dwóch nogach. W życiu nie ma sytuacji zero-jedynkowych. Zawsze występuje pierwiastek, który zaburza procedury, wręcz zmusza dla dobra wszystkich do porzucenia rozwiązań typowych, klasycznych. Fundacja tylko wtedy „żyje” właściwie, kiedy procedury korelują z życiem. Jeśli te relacje są zaburzone i tępo powiela się szablon, nigdy nie będzie rozwoju, a już tym bardziej sukcesów w adopcji i rozwoju organizacji. Pozdrawiam serdecznie, wszystkich, którzy stanowią szczęśliwców żyjących z kotami spod lady!