Każdy zgłaszający się do Fundacji z zamiarem adopcji oczekuje, iż jest on przygotowany w określonym standardzie, zdrowy, odrobaczony, jeśli wiek pozwoli zaszczepiony oraz wykastrowany i ma rzecz oczywista do tych wymagań prawo. Fundacja musi gwarantować adopcję kota zdrowego, chyba, że kwestia dotyczy mruczków z kategorii kalekie. Wtedy tradycyjnie w aneksie adopcyjnym dodajemy notkę odnośnie zachowania organizacji w przypadku konieczności wprowadzenia leczenia lub rehabilitacji, tak postępujemy od lat w trosce o nasze koty, dlatego też drukujemy książeczki z naszym logo.
Koty Kociej Mamy są tym sposobem już od samego początku swego życia objęte rękojmią i opieką.
Przez lata udoskonalałyśmy adopcję od strony weterynaryjnej. Kiedyś, kiedy Fundacja była biedna i musiałam planować wydatki dosłownie z ołówkiem w ręku, nie stać mnie było na szczepienie maluszków, bowiem były to dla mnie wydatki nie do przeskoczenia, z uwagi na ilość jaką corocznie wciągamy na pokład. Obserwowałam podobne organizacje, czytałam ich dokonania, żadna nie mogła nawet w przybliżeniu pochwalić się podobną liczbą zaopiekowanych kotów.
Teraz, kiedy mam licznych pomocników, kiedy Fundacja jest największą w regionie, to ja stawiam wymagania chcącym działać osobom, bowiem na dziwne zamieszania nie mam już kompletnie czasu.
Skończyłam z wielokrotnym dawaniem szansy, przestałam przymykać oko na zaniedbania i uchybienia. Ten wolontariat jest szczególny, bo dotyczy żywych istot i na pomyłki ani opieszałość nie ma miejsca.
Generalnie trafiają do nas zawsze chore w mniejszym lub większym stopniu. Jak nie trzeba przeleczyć biegunki, to koci katar albo świerzbowca.
Środowiskowe zawsze coś dotyka, fajnie, jeśli są to typowe choroby wynikające z ich bezdomności, gorzej jeśli są konieczne operacje kostne, korygujące wygląd czy amputacje, wtedy koszty są horrendalne i przygotowanie delikwenta do adopcji jest ogromne.
Kiedy ludzie przychodzą na spotkanie adopcyjne, zawsze informuję wprost, że miłym akcentem jest wsparcie, które można wpłacić na konto lub podarować kociakom jakąś karmę. Nigdy restrykcyjnie nie optuję tylko za jednym rozwiązaniem pomocowym, zawsze daję alternatywę i możliwość wyboru.
Męczy mnie ta dziwna filozofia i przekonanie, że jedna z wolontariuszek jest nominowana do produkcji pieniędzy! Nie jestem osobą, dla której rozmowa o finansach Fundacji jest przykra czy kłopotliwa. Zawsze chętnie i rzeczowo wyjaśnię zainteresowanym skalę i poziom naszych wydatków, Fajne jest oczekiwać od nas leczenia i opieki na poziomie europejskim, ale zapomina się bardzo chętnie, że Kocia Mama nie posiada w swoim gronie sponsorów klasy Billa Gatesa czy któregoś z Panów Rockefellerów! Wymaga się i oczekuje finansowania kosztownych operacji, zabiegów, rehabilitacji, mówiąc bezdusznie: „to wy jesteście Fundacją!”. Ale mało kto zapyta: „jak wam pomóc?!”.
Mamy rocznie do 400 futer na stanie, w stopniu różnym odnośnie zdrowia. Wszystkie generują wysokie koszty, należy pamiętać, że wszelkie wydatki z nimi związane są po mojej stronie. Nie zmuszam wolontariuszy do troski o to, co włożą do kociej miski czy jak zdobędą pieniądze, by opłacić leczenie miotu, którym się opiekują w prowadzonym przez siebie domu tymczasowym. Grupa autek powstała, by rozwozić kocie wyprawki. Odbieram tylko od wolontariuszek sygnały: brakuje mi mleka, skończyły się podkłady, nie mam mokrej karmy, poproszę o żwirek, potrzebny mi „Gentamicin”, potrzebny „Unidox”, kociaki skutecznie zamordowały wszystkie zabawki, właśnie kompletnie popsuł się drapak.
Nie żałuję, że założyłam Kocią Mamę. Nie było lepszej opcji ratowania kotów, ale nie dam sobie wmówić, że całość kosztów związanych z działaniem Fundacji ma leżeć wyłącznie po naszej stronie! Wszystkie podobne organizacje opierają się na darczyńcach, żadna nie posiada takich dochodów by pełnić misję charytatywną na podstawie tylko przez siebie zgromadzonych zasobów. My jesteśmy w tej komfortowej sytuacji, że czas pracuje dla nas. Tylko konsekwencja i spokojne działanie ośmieszy niesprawiedliwy hejt i bezpodstawne insynuacje, rozgłaszane przez ludzi, którym nie dałam wejść sobie na głowę.
Dopóki na mnie w 100 % będzie spadała odpowiedzialność finansowa Kociej Mamy, dotąd ja sama będę wybierała doradców i osoby, z którymi nurtujące mnie problemy chcę przedyskutować.
Sytuacja jest trudna, wirus ponownie szaleje, dlatego może by warto docenić fakt, że nawet w tak niesprzyjających okolicznościach my nadal trwamy w pogotowiu gotowe ratować bezdomne koty.