Wiele się mówi o wieku postrzeganym jako bardzo dojrzały. Granica, kiedy weń wkraczamy, w sumie jest bardzo trudna do określenia. Każdy bowiem inaczej układa się z czasem, który zostawia za sobą. Różnie patrzymy na swoje życie, jedni mówią: kiedyś to…. i mimo dość młodego wieku, zachowują się jak dostojni emeryci snując opowieści jakby już więcej nie mieli od życia żadnych oczekiwań. Inni, mimo iż niekiedy mocno doświadczani przez rozmaite okoliczności, nadal mimo swego znaczącego pesela głowę mają pełną fajnych pomysłów, marzeń no i ogromną listę zadań przed sobą.
Jedni boją się niepełnosprawności, braku samodzielności. Inni panikują dramatycznie na temat zdrowia. W sumie mało znam ludzi pogodzonych ze swoją rzeczywistością. Radość życia mało ludzi w sobie nosi. Generalnie przeważają malkontenci, jakby bycie szczęśliwym było wstydem albo czymś nagannym.
Ci, którzy przez życie idą bez problemów, nie bardzo potrafią docenić radości dnia codziennego: obecność zaufanych przyjaciół, wyrozumiałej pomocnej społeczności, w której żyją czy też braku większych zmartwień.
Największym dramatem każdego człowieka nie jest bieda, nie jest jakaś lekka choroba, nagła starta pracy, dramatem jest bycie samotnym!
Samotność, tego najbardziej każdy z nas się obawia.
Czas nie stosuje taryfy ulgowej dla nikogo. Płynie, nieubłaganie, codziennie odliczając kolejne dni z naszego życia. Nadchodzi pora, że nagle uświadamiamy sobie, że następny telefon naszych znajomych milknie bezpowrotnie, zdumieni dostrzegamy, jak bardzo nagle kurczy się nasze towarzyskie grono.
Są ludzie, którzy mało, że są sami, to jeszcze choroba zabrała im to, co dla każdego człowieka mimo wszystko jest najcenniejsze: wspomnienia. Mamy je różne, dobre i złe, ale mamy je, tkwią w pamięci i zawsze możemy dzięki nim zmienić na moment swoją czasoprzestrzeń.
Od prawie dwóch lat wracamy do zaczarowanej przestrzeni, do podopiecznych Majki, którym staramy się pomóc poukładać z nową dla nich rzeczywistością. Aktywność związana z Łódzkim Towarzystwem Alzheimerowskim nie była w żaden sposób definiowana czy modelowana. Wszystkie wspólne działania są podejmowane w sumie przypadkowo, pod wpływem chwili, nastroju, emocji bądź jako konsekwencja rozmowy. Styl i sposób komunikacji określony został przez czynniki od nas niezależne czyli emocje pensjonariuszy i sympatię jaka nawiązała się między nami. Odwiedzamy ich w składzie stałym: Ja, Renata, Iza. To też wiele ułatwia.
Spotkania stały się w pewnym sensie terapią dla nich, a dla nas wyzwaniem, by tak je planować, aby zachęcić do aktywności i jeszcze większej otwartości. Oprócz kotów i psiaków, naszych czworonożnych sprzymierzeńców, staram się wprowadzać inne elementy pobudzające ich do aktywności i zmuszające lekko uśpiony umysł do wysiłku. Jednym z prezentów od Fundacji, jest stare, zabytkowe pianino, przy którym odbywają się teraz zajęcia muzyczne.
Podczas ostatniego spotkania podopieczni ŁTA otrzymali ogromny worek klocków, stare albumy, klasery ze znaczkami i żurnale mody z lat siedemdziesiątych. Im dłużej jesteśmy z nimi, tym bardziej doceniamy pracę zatrudnionych w ośrodku terapeutów, ich zaangażowanie, troskę, oddanie i pasję, by ich pensjonariusze przeszli godnie przez ten trudny dla nich, dla rodziny i dla ich przyjaciół czas.
Pełna podziwu, pod ogromnym wrażeniem zespołu opiekuńczego, po raz kolejny cieszę się, że Kocia Mama spotkała na swej drodze pasjonatów, co prawda z innej bajki ale także oddanych całym sercem pracy, która przy okazji jest ich życiową misją.