Od lat Dzień Kota jest dla kociej fundacji nie tylko okazją do świętowania, ale i pewnym wyzwaniem, ponieważ zwłaszcza przedszkola oczekują, że Kocia Mama złoży im wizytę, aby wspólnie ze społecznością celebrować święto mruczących przyjaciół.
Generalnie ten wyjątkowy dzień jest zarezerwowany, mówiąc naszym kocim żargonem, dla przedszkola przy ulicy Morcinka. Zespół edukacyjny, podobnie jak wiele innych działających w Fundacji, wypracował swoje komunikacyjne skróty. I tak Ela z Anią nie tracą czasu na kurtuazyjne formułki w stylu: „Czy szanowna koleżanka ma czas poprawić reportaże napisane przez szefową?” Ich rozmowa wygląda raczej tak:
— Ela, robisz? Mam dużo pracy.
— Działać będę po 15!
I wszystko jest załatwione!
Zasada regulująca wizyty z kotami w przedszkolach i szkołach od lat pozostaje niezmienna – w jednym tygodniu zapisujemy maksymalnie dwa spotkania. Taki limit nie tylko wprowadza porządek, ale także pozwala nam w miarę normalnie funkcjonować zarówno jako edukatorzy, jak i w życiu zawodowym oraz rodzinnym.
Ponieważ w gronie naszych przyjaciół jest społeczność z ulicy Morcinka, to dla nich z góry rezerwuję dzień 17 lutego, zapisując ich na stałe. Inni, nawet jeśli są niepocieszeni czy rozczarowani, muszą pogodzić się z tą decyzją.
Do przedszkola przy ulicy Małachowskiego trafiliśmy dzięki zaproszeniu od pani Aliny, której dziecko uczęszczało do placówki przy ulicy Morcinka. W ten sposób kółeczko zgrabnie się zamknęło. Już od pierwszej wizyty nawiązaliśmy świetną komunikację z personelem opiekującym się dziećmi. Otwarci, przyjaźni, sympatyczni – ich pozytywne nastawienie szybko przełożyło się na dobrą współpracę.
Po pierwszym wykładzie wiedziałam, że będziemy systematycznie wracać w to miejsce. Kończąc listę uczestników, co było częścią realizacji umowy wynikającej z dotacji, ponownie zaproponowałam organizację warsztatów. Oprócz pięknych prac plastycznych przedstawiających koty czekała na nas także zbiórka karmy – każdą okazję wykorzystywali, by wesprzeć Kocią Mamę.
W tym roku pani Alina zwróciła się z prośbą o wykłady właśnie w pobliżu Dnia Kota. Wpisałam zajęcia, pomijając tradycyjną kolejkę, kierując się nie tylko sympatią, ale i fundacyjną „prywatą”. Tak się złożyło, że w tym przedszkolu czas, gdy rodzice są w pracy, spędza Alicja – córka opiekunów prawnych Fundacji.
Gosia i Krzysztof bardzo wtopili się w życie Fundacji – są jej integralną częścią, a nasze wzajemne relacje nie ograniczają się wyłącznie do kwestii prawnych. Podczas ostatniego spotkania wspólnie ustaliliśmy nową zasadę organizacji wizyt. Planując rok, automatycznie uwzględnię wykłady tak, aby w okolicach tego szczególnego dnia odwiedzić obie placówki – te przy ulicach zaczynających się na „M”, czyli Morcinka i Małachowskiego.
Życiu nie trzeba pomagać na siłę – pewne sprawy same się układają i unormują, wystarczy przyjmować je ze spokojem i zrozumieniem.
Odpowiedzialność i sumienność, troska o drugą osobę oraz dotrzymywanie obietnic to fundamenty stabilności w Fundacji. Jako szefowa tak dużej organizacji mam niezwykle wymagające obowiązki, które czasem bywają przytłaczające.
Od lat stoję na rozdrożu – jedną nogą na ścieżce prowadzącej do rodziny, pracy i własnych radości, a drugą na fundacyjnym szlaku, który z każdym krokiem staje się coraz bardziej wymagający. Zadań, obowiązków i sytuacji wymagających mojej interwencji czy decyzji nieustannie przybywa.
Nigdy nie mam wolnego, bo stale obracam się wśród ludzi, dzieci i zwierząt. Pełniąc ten wolontariat, doświadczam tych samych emocji co inni – radości, lęków i niepokojów – ale muszę je odkładać na bok. Nie mogę sobie pozwolić na okazywanie słabości.
Ta wizyta była inna niż wszystkie, a jej nietypowy przebieg zawdzięczamy panującej grypie. Ferie i epidemia sprawiły, że uczestników było znacznie mniej, co pozwoliło nam na sprawne przeprowadzenie wykładów. Kasia prowadziła zajęcia z Rysią, ja działałam z Iwanem, a Ania, biegając między salami, pełniła rolę fotografa-reportera oraz pomocnej dłoni w eliminowaniu drobnych kolizji.
W życiu każdego z nas są chwile, gdy nie liczą się słowa i deklaracje, lecz obecność, wyczucie i sympatia. Zawsze zachęcam do próby wejścia w buty drugiego człowieka i chwili zadumy – jak my sami odbieralibyśmy w nowej dla nas rzeczywistości komunikaty, którymi jesteśmy nieustannie bombardowani. Czasem warto pewne tematy okryć ciszą.
Cieszę się, że edukacja w tym składzie osobowym przyniosła dzieciom wiele radości. Dla mnie ogromną satysfakcją jest uznanie dorosłych słuchaczy – zarówno wobec mojej kociej wiedzy, jak i zespołu, którym mam zaszczyt zarządzać.