Nie wyrywaj się z wygłaszaniem opinii i wydawaniem sądów. Czasem lepiej milczeć, by nie powiedzieć za dużo! Ta sentencja czy motto jak kto woli, przyświeca mi od początku bycia szefową Fundacji. Mam świadomość swojej zdecydowanej, odważnej, niespokojnej i niepokornej natury. Jeśli wiem, że prawda leży po mojej stronie, nigdy nie opuszczę pola bez walki, jednak nie ja pierwsza inicjuję konflikty.
Często przymykam oko, puszczam mimo uszu kąśliwe wpisy, opinie, uwagi.
Rejestruję wszystkie aktywności dotyczące pośrednio Kociej Mamy, jednak nie zawsze na nie od razu reaguję.
Czekam jak polująca kotka aż delikwent odsłoni swoje intencje, wystrzeli wszystkie argumenty, ośmieszy się w swej małości, a wtedy, jak już sytuacja dojrzeje, czasem zabieram głos na forum, ale dopiero wtedy, kiedy zignorowane zostały moje wcześniejsze ostrzeżenia.
Od lat tłumaczę, że w przestrzeni społecznej, lider organizacji, człowiek modelujący pracę grupy, frontman nie może być osobą kapryśną, zmienną czy wywołującą awantury. Nie powinien publikować nieprawdziwych, niesprawdzonych czy niepotwierdzonych opinii, dla swojego zysku rozsiewać plotki, oczerniać inne organizacje wynosząc ponad resztę swoje dokonania.
Pamiętajmy, to ludzie nas oceniają poprzez rezultaty, wyniki interwencji, zdolność adopcyjną, ale i komunikację bezpośrednią.
Bardzo uważnie pilnuję by Kocia Mama nie była uwikłana w żadne bezsensowne awantury, do tego stopnia, iż od samego początku pracy fundacji, podziału ról i zadań, to w mojej gestii leżało zawsze przyjmowanie skarg, zażaleń i pretensji. Nigdy tego nad wyraz odpowiedzialnego zadania nie zrzucałam na Radę, Zarząd czy Koordynatorki. Wychodzę z założenia, że Wolontariusze mają mieć z mojej strony zapewniony komfort pracy, a wszelkie kłopoty i problemy spadają zawsze na osobę, która nad wszystkim trzyma pieczę, modeluje i stymuluje.
Doskonale wiem, że obsługujące poczty wolontariuszki nie raz kręcą głową, kiedy czytają w jaki sposób interpretuję niektóre wiadomości.
Nie jestem nieomylna tak jak każda osoba tworząca Kocią Mamę, kiedy uznam, że wina leży po naszej stronie, umiem nie tylko ponieść konsekwencję, naprawić błędy i przeprosić, jeśli sytuacja tego wymaga.
Takie zachowanie jedni nazywają odpowiedzialnością, a inni klasą.
Jednak, mimo iż nie wdaję się w konflikty, nie pozwolę nawet pośrednio szargać naszej dobrej opinii.
Zawsze reaguję na brzydkie pomówienia, kiedy czytam wpisy w stylu: „Pomocy odmówiły wszystkie łódzkie fundacje!”.
Co to znaczy wszystkie? Nagle każda jedna bez wyjątku jest do kitu? To jakaś nowa reguła mająca wzbudzić do piszących litość? Opluwając bez dowodów innych, w jakim świetle siebie i swoją prawdomówność stawiają? Czy piszące te bzdety osoby nie mają poczucia wartości własnej aż tak bardzo, że przy najmniejszej okazji siebie stawiać na piedestał, a wbijać w glebę innych. Uniosłam się wtedy lekko, oczywiście nie na forum, ale prywatnie, zadałam pytanie, dlaczego i Kocią Mamę w ten sposób napiętnowano?
I co usłyszałam w odpowiedzi?
Jakiś stek bzdur, który mnie kompletnie nie przekonał, że to było „tylko” albo dla mnie „aż”: stwierdzenie bez personalnego wskazywania. No właśnie to jest najlepszy przykład, jak manipuluje się bezkarnie opinią publiczną.
Nie skorzystano z określenia: organizacje prozwierzęce w Łodzi albo kociarze działający na rzecz zwierząt. Centralnie atak skierowany był w określonym kierunku. Miało być ze wskazaniem i było. Tylko, że tym razem płazem nie puściłam. Udostępniłam szkalujący post z adnotacją: „Fundacja Kocia Mama nie otrzymała takiego zgłoszenia.”.
Nie musiałam moim znajomym tłumaczyć zachowania, znają mnie i wiedzą, dlaczego i w jakich sytuacjach zabieram tak zdecydowanie głos. Walki nauczyło mnie życie, bycie głową Fundacji, osobą ponoszącą konsekwencje wynikające z każdego dnia społecznej pracy.
Jak zawsze działanie wiąże się z pasem kłopotów, są rzecz jasna i sukcesy, ale nimi trzeba się dzielić umiejętnie, a nie puszyć i wywyższać nad innych.
Jest jeszcze jedna rzecz, o której chciałam się przy tej okazji podzielić z Sympatykami, ale i tymi, którzy zamiast rozsądkiem kierują się dziwną emocją zachęcającą do kłótni.
W obecnych czasach, w dobie wujka Google niestety pewne wiadomości wbite są w internet na twardo, nawet jeśli usuwamy wpisy, czyścimy swoje czaty i tablice, są one niestety zapisane i jak dotąd nie ma metody, by je skutecznie wymazać. Dlatego radzę się dobrze zastanowić, zanim wejdziemy w niepotrzebne sytuacje, w swoich wypowiedziach powiemy o jedno zdanie zbyt dużo.
Pracy na rzecz kotów jest jeszcze ogrom, nie ma co się obrzucać epitetami, pomniejszać zasług czy koniecznie kreować na jedynego cudownego kociego zbawcę! Róbmy porządek, każdy na swoim małym podwórku. Kiedy między nami, kociarzami nie będzie rywalizacji i wyścigu, jest szansa, że kiedyś ogarniemy trudny temat kotów bytujących w środowisku.
Plucie na inne organizacje usztywnia też darczyńców i sponsorów. Ludzie nie lubią się wikłać w przykre incydenty.
To, że wyrazimy o kimś złą, a przeważnie niesprawiedliwą opinię przekłada się na ostrożność pomagaczy. Mając zasygnalizowany problem, zaczynają do prawdy drążyć. I wtedy odsłaniają się prawdziwe intencje. Jakie moce mieć może mała zaczynająca formacja budująca dopiero swój dorobek, z molochem ratującym koty od ponad 25 lat!
Mały każdy kiedyś był, Kocia Mama też. Tylko zawsze bardzo uważnie pilnowałam, by nie stracić wiarygodności, zaufania i szacunku działających z fundacją na co dzień i okazjonalnie ludzi.