Adopcje są podstawą właściwej pracy każdej Fundacji. Od kompetencji osoby prowadzącej DT, od jej zaangażowania, od dbałości o stan zdrowia mruczących podopiecznych, zależy dobre imię organizacji, jej prestiż oraz opinia, którą wystawiają jej ludzie mający koty.
Do mnie należy w zasadzie najmniej: opłata za leczenie oraz zabezpieczenie wyprawkowe. To, jaki kot jest faktycznie w codziennym życiu, jaki ma charakter i jakie wskazania powinien mieć stały dom, najlepiej weryfikuje opiekunka DT. Jej rzetelność w ocenie sobie wyłącznie wiadomych faktów ma ogromny wpływ na porządną, trafioną adopcję.
Płynność adopcji jest gwarancją możliwości pomocy kolejnym podopiecznym.
Dotąd do najważniejszych pytań weryfikacyjnych należały te odnośnie rodzaju domu (zamknięty czy z możliwością spacerowania) i rodziny (kto czeka na kota – czy są i w jakim wieku dzieci, czy żyją już inne zwierzęta, jaką przestrzeń kotek będzie miał dla siebie, to w kontekście jego terytorialnych potrzeb).
Pytania zadajemy w trosce o dobre, zgodne życie, z eliminacją niepotrzebnych atrakcji. Samotna matka nie jest dyskryminowana, ale w sytuacji kiedy ma pod opieką niemowlaka, staramy się jej wyperswadować adopcję malutkich kociąt, by nie było dylematu jak dostarczyć kota na wizytę w chwili, gdy dziecko też jest chore i na żadną pomoc zewnętrzną nie można liczyć. Staramy się, by przyszli opiekunowie oczywiście dostali kota swoich marzeń, ale też by adopcje były przemyślane.
Procedura jest zawsze taka sama: umowa adopcyjna, wsparcie, koszyk do transportu, przekazanie istotnych uwag żywieniowo – upodobaniowych tak, by zminimalizować stres zmiany domu, a opiekunom ułatwić aklimatyzację nowego członka rodziny.
Od chwili kiedy w Fundacji pojawił się Pan Rupieć, kiedyś zwany Rafaelkiem, dość zasadniczo uległa zmianie weryfikacja potencjalnych chętnych, bowiem kot żyje już 29 lat i nadal cieszy się dobrym zdrowiem. Dzięki niemu przemodelowałam sposób rozmowy adopcyjnej, uświadamiam, że nie można zakładać, że Rupieć jest jakimś dziwnym wyjątkiem, że koty dobrze zaopiekowane, a przecież liczę na wyłącznie właściwą opiekę moich adopciaków w nowych domach, mogą się cieszyć życiem 20 lat i więcej.
Obecnie rozmowy adopcyjne, szczególnie w przypadku kociaków 8-14 tygodni, wyglądają odrobinę inaczej. Jeśli potencjalny chętny jest w wieku bardziej niż średnim proszę, by wskazał osobę, która przejmie opiekę nad kotem w przypadku wystąpienia okoliczności, które mu sprawowanie dalszej opieki uniemożliwią.
Rupieć i jego długowieczność, ale i od kilku lat zgłaszane interwencje – prośby, groźby, emocjonalne szantaże zmierzające do wymuszenia przyjęcia przez Fundację kotów po zmarłych – spowodowały, że dość wyraźnie postawiłam granicę wiekową ale też, że dopytujemy o sytuację domową.
Dużo zmienia się w świadomości zwierzolubów. Cieszy mnie lepsza jakość życia, standard i komfort jaki zapewniają moim bezdomniakom adoptowalniakom. Ale mając też wiedzę, jak trudny jest los kocich sierot w przypadku, kiedy odchodzi ich jedyny opiekun, staram się wytłumaczyć moje zachowanie.
Co roku kilka lub kilkanaście zwierząt w wieku plus 16 lat zabieramy z piwnic, z komórek, błąkających się, ewidentne skazanych na bezdomność po stracie opiekuna. Potencjał przyjmowania i zabezpieczania tychże kotów niestety został już wyczerpany. Mamy kilka kotów zaopatrzonych w trybie ratowania życia, zaniedbanych zdrowotnie, bo opiekun w ostatnich latach swojej walki z chorobą bądź starością, o nie z przyczyn oczywistych nie miał już siły się zatroszczyć. Do mnie w ten sposób trafił Mopik, do Izy Pepek i Florka, do Ani Babka i Babeczka a u Anety siedzi Rudy. Adoptując te koty ratujemy ich życie. Chronimy przed tułaczką, samotnością.
Nowe restrykcyjne reguły dotyczą wszystkich.
Po ostatnich urodzinach zarządziłam: w moim domu mają prawo mieszkać już koty tylko na dożyciu. Wacek i Iwan zamykają listę adopciaków młodych.
Ostatnio dość trudną rozmowę adopcyjną przeprowadziłam z osobą mi bliską. Dotyczyła oczywiście zaopiekowania się młodym, rocznym kotem po dramatycznych przejściach.
Poprosiłam by do swojej daty urodzenia dodała wiek Rupiecia i obiecała mi, swoje dobre zdrowie i super kondycję przez ten okres. Jest samotna, a w domu oprócz mojego kota, mieszka jeszcze trójka odrobinę starszych ale nie łatwych komunikacyjnie. Nie musiałam silić się na żadne konwenanse z uwagi na wieloletnią przyjaźń, ale będąc szefową kociej Fundacji, z miłości do kotów właśnie, nie mogę być głucha na niebezpieczne szepty w mojej głowie. Z troski o los kotów, apeluję o rozsądek adopcyjny.
Uczulam o nie gromadzenie przez osoby samotne nadmiernej liczby zwierząt. Jako dokumentację swej troski i rangę problemu zalecam lekturę interwencji, które Fundacja podejmowała w latach ubiegłych, kiedy to proszona była przez zrozpaczone rodziny, gdy próbowali uporządkować sprawy spadkowe.
Mało która Fundacja wpakuje się na minę w rodzaju: 23 koty po zmarłej pani Basi, 12 kotów po pani prokurator czy 16 kotów pani X.
Kilka razy odrzuciłam twarde zasady, na podstawie których podejmuję decyzje, wierna postulatom wpisanym w statut. Jednak doświadczenie zakazuje mi milczeć, dlatego tylko zdecydowałam się poruszyć tak delikatny i wrażliwy temat.
Życzę każdemu dużo zdrowia, samych tylko pogodnych szczęśliwych dni, ale codziennie ocierając się o dramaty większe i mniejsze, przejęta losem tych, które z takim oddaniem ratuje moja przecudowna Kocia Mama, odważyłam się napisać te słowa.
Kochajmy rozsądnie, adoptujmy świadomie!
Tym optymistycznym akcentem zamykam temat.