Po latach konsekwentnej walki prowadzonej z godnym podziwu uporem doczekałam się traktowania kotów określonych statusem: miejski, z szacunkiem i należną im troską.
Od zawsze tłukłam do głów, że dziki nie oznacza gorszy, że kot ma prawo do decydowania o własnym losie a my kociarze powinniśmy każdą decyzję uszanować i zapewnić mu optymalnie do warunków bezpieczne życie. I tak jeśli dorosły kot zdecyduje iż znudziło Mu się pieskie życie, szwędanie w poszukiwaniu karmy i walki z innymi o teren i przetrwanie, zgodnie z Jego wolą łapiemy delikwenta i włączamy czynności adopcyjne. Ale jeśli kot ma inny pomysł na życie, nadal nie chce z ludźmi się bratać, to mądry i dojrzały opiekun tylko Go weterynaryjnie zabezpiecza, stawia budę w miejscu bezpiecznym od psich intruzów, zapewnia pełną miskę i cieszy się z Jego wolności, monitorując podczas karmienia zdrowie.
Dlaczego poruszam ten temat ? Otóż moi drodzy kociarze, kilka ładnych lat Fundacja ponosiła koszty zabiegów zwanych około sterylizacyjnych.
Program zabezpieczenia kotów miejskich nie obejmował odrobaczenia, odpchlenia, likwidacji świerzbowca i grzybicy, o leczeniu kociego kataru nie było mowy, a o koniecznych korektach chirurgicznych połamanych ogonów czy zajętych chorobą oczu nawet nie mogłam marzyć.
Wychodząc z założenia, że mamy pomagać nie szkodzić, równowartość zabiegu przeznaczałam na czynności niezbędne, by w swoje środowisko wrócił kot dziki ale zdrowy.
Inaczej społeczeństwo, nawet to mało przyjazne kotom reaguje na obecność pięknego lśniącego dzikusa niż zaropiałego jest to kwestia oczywista i nikomu nie muszę tłumaczyć obaw jakie pojawiają w głowach ludzi mających mizerną wiedzę na temat chorób odzwierzęcych.
Konsekwentnie prowadzony dialog z urzędnikami opracowującymi program zabezpieczania kotów miejskich pozwolił przygotować pakiet badań i zabiegów, które powiem szczerze wreszcie faktycznie pozwala na solidne przebadanie i zabezpieczenie.
Nie dość, że leczony jest koci katar to jeszcze opiekun ma ten komfort iż nie musi przetrzymywać kota po zabiegu. Kot opuszcza lecznicę w drugiej dobie po zabiegu, kotka po czwartej.
Dlatego apeluję o aktywność!!! Kociarze są jeszcze lecznice weterynaryjne, które niestety mają ogromną pulę pieniężną na zabiegi i jest obawa, że jeśli jej nie wypracują w przyszłym roku urząd okroi koci budżet. Wiem z doświadczenia, że najszybciej kończą w akcji lecznicze o dobrej miejskiej lokalizacji z łatwym dojazdem środkami publicznymi, ale z uwagi na dość realne przesłanki potwierdzone przez moje wiarygodne źródło, skorzystajmy z usług tych przychodni, które położone są nawet dość daleko od nas.
Fundacja chętnie użyczy jak zwykle niezbędny do odłowu i transportu sprzęt.
Proszę o aktywność, bo każdy zabezpieczony kot to jeden bezdomny miot mniej !
Zapraszam do lecznic:
Futrzak Przychodnia Weterynaryjna, ul. Okoniowa 6, tel. 42 230 99 41
Amicus Centrum Weterynaryjne, ul. Tatrzańska 63, tel. 48 730 500 250