Fakt, że Katarzyna czuje się jak ryba w wodzie w przyjętym niedawno zadaniu, chyba najmocniej odczuwa ekipa wolontariuszek, prowadzących kocie pogadanki. Nie dość, że każdy tydzień ma wpisane minimum jedno spotkanie, a wypadają przeważnie dwa, to na domiar tego zawsze umawiane są one w trybie pracy na dwa zespoły edukacyjne, działające równolegle.
Doceniam logistyczne umiejętności planowania zajęć. W tym samym czasie mamy okazję uczynić o wiele więcej i tym samym zebrać większą ilość karmy. Bywa jednak, że Katarzyna lekko się zagapi albo jest mało asertywna i wtedy my stajemy przed faktem, że musimy organizować się trzy razy w jednym tygodniu. Już słyszę delikatnie sugerujące szmery, co się nagle zadziało, że non stop latamy po Łodzi jak szalone. Zapraszają nas placówki, które dotąd odmawiały… Gdzie upatrywać nagle przyczyny tak dobrej koniunktury i restauracji edukacji? Nie wnikam, szkoda mi czasu, ale zgodnie z obietnicą, odrobinkę Kasię zastopowałam, prosząc o umawianie tylko dwóch zajęć w tygodniu. Moje wskazania to jedna kwestia, bowiem Kasia rozkłada bezradnie ręce, tłumacząc się, że nie miała serca zaplanować spotkania w przedszkolu, do którego uczęszcza Gabrysia, na kwiecień. To, rzecz jasna, mocny argument, ponieważ od zawsze panuje zasada, że placówki, do których uczęszczają nasze fundacyjne dzieci, nie czekają zbyt długo w kolejce.
Dorka wtrąca co kilka dni podczas naszej rozmowy, że Gabrysia nie może się już doczekać, kiedy będzie pracować z ciocią Izą. Zgodnie z panującą tradycją obiecuję, że dziewczynka będzie moją asystentką, ponieważ zawsze osobiście prowadzę spotkanie u naszego nieletniego wolontariusza.
Każdy jest bardzo zdziwiony, kiedy opowiadam, jak wygląda życie dziecka, jak ono się radykalnie zmienia w chwili, kiedy jego matka postanawia dołączyć do Fundacji. Dzieci automatycznie poznają znaczenie terminów: zbiórka karmy, zajęcia edukacyjne, kiermasz, akcja promocyjna, adopcja czy kocia interwencja. Chcą czy nie, chłoną wiadomości zasłyszane w domu w czasie rozmowy albo podczas długich narad telefonicznych. Taka jest nasza codzienność. Ogromna liczba zadań i rozmach działania przekłada się wprost proporcjonalnie na ilość naszych obowiązków. Kiedyś skupiałam się wyłącznie na ratowaniu kotów i świadomej adopcji, ale niebywała dotąd aktywność fundacyjna wymusza kolejne, liczne obowiązki.
Staram się, by zawsze zbudować miłą, sympatyczną atmosferę, aby zarówno dzieci, jak i ich opiekunowie, wynieśli coś dla siebie z moich opowieści, by ich rozwinęły i pokazały, jak magiczną i złożoną istotą jest na pozór zwyczajny i przeciętny, dachowy kot!
Przedszkole, do którego uczęszcza Gabrysia, nie liczy wiele grup. Małe, osiedlowe, przytulne,z szalenie otwartą ekipą pracujących w nim osób.
Gosia miała maleńki kłopot, ponieważ Dorka niechcący zaburzyła jej plan spotkania, wypuszczając Bazyla z kontenera bez uprzedzenia. Nikt nie ma do niej o to pretensji, bo nie uczestnicząc na co dzień w naszej pracy, nie mogła przewidzieć, że każda, nawet najciekawsza opowieść, momentalnie przestanie dzieci frapować, kiedy tylko zobaczą kota!
Kot zawsze wygra! Wzbudza największą sensację, aplauz i zainteresowanie.
My, kociary, często zapominamy, że są domy, w których nie ma żadnych zwierząt i właśnie spotkania z nami są jedyną okazją i szansą dla dzieci, by choć przez chwilkę mogły pobyć z kotem.
Plan wykonałyśmy chyba w 200%, bo oprócz typowych opowieści, malowania kocich wąsików i uszek, dzieci dostały mikołajkowe prezenty, by w ten sposób wyróżnić społeczność, w której funkcjonuje Gabrysia. Dobrze dzieje się w tym sezonie edukacyjnym. Nie było dotąd ani jednego słabego spotkania, nie było żadnej, nawet najmniejszej kolizji przy ustaleniu terminu, a co do ilości i jakości zbieranej karmy nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Mając w satelicie kilkanaście mało zasobnych kocich opiekunek, nawet karma z ciut niższej półki jest właściwie zagospodarowana, bo albo wędruje do dzikich kotów enklawowych albo do buszujących w łódzkich ogródkach działkowych. Marząc, by ktoś schował Kasi koci terminarz choć na kilka dni, byśmy mogły odpocząć i złapać oddech, jednocześnie szalenie się cieszę, że wolontariuszka tak cudnie prowadzi negocjacje spotkaniowe, a my jedziemy i edukując w nowym trybie, zbieramy zawsze tylko wyjątkowo pozytywne recenzje.