w gorącym czasie my nieustannie w trasie

Stały o tej porze schemat i stał się on już niejako tradycją. Zaprzyjaźnione placówki z okazji świąt zbierają karmę dla kotów i potem zapraszają fundację po odbiór. Sytuacja jest o tyle miła i sympatyczna, że nie muszę wcale o kocim prezencie przypominać. Po pierwsze spaliłabym się ze wstydu, że po prawie 16 lat aktywnej pracy Kocia Mama nagle staje się organizacją żebraczą. Nigdy nie zginałyśmy karku, nic oprócz śmierci kota nie było nas w stanie rzucić na kolana. Od zawsze dumne, harde, świadome wykonywanej pracy, ale nie głupie, cyniczne ani nie buńczuczne. Wychodzę z założenia, że w każdej pracy najbardziej się liczy uczciwość, prosta, wyraźna komunikacja i dialog nie tylko o sukcesach, bo porażki, nawet jeśli ich nie chcemy, są nierozerwalnym elementem naszej pracy. Mam twardą rękę, wiem do czego zmierzamy, jednak zdaję sobie doskonale świadomość, że nie ma ani jednej osoby dumnej z faktu, że nie udźwignęła w fundacji wolontariatu. Specyfika relacyjności w Kociej Mamie nie opiera się na żadnej durnej hierarchii. Nikt nie oczekuje czapkowania, audiencji na kolanach, chcemy normalnie funkcjonować w trybie równych ról. Wyjątek, bo taki zawsze być musi, nawet w tak demokratycznie prowadzonej fundacji, stanowią obowiązki. Normą i koniecznością jest, że ja z tytułu roli, mam ich zawsze największy pakiet. Taka mininagroda za odwagę bycia szefową tak kolorowej pod każdym względem gromady.

Cała Łódź ma świadomość, jak zajęta jest szefowa Kociej Mamy, mimo to, zawsze w czasie poprzedzającym święta, mam dołożone nadprogramowe obowiązki. Wtedy to dziennikarze proszą o stosowne tematycznie programy, a szkoły zapraszają po zebraną karmę, ponieważ w odświętnej scenerii śliczniej prezentują się prozaiczne kocie puszki. Myślę, że nawet lepiej smakują, kiedy postały sobie troszkę pod szkolną choinką. Od kilkunastu lat, nie zliczę już ilu, szkoła podstawowa numer 120, pod skrzydłami cudownej Katarzyny, gromadzi dla naszych kociaków dary. Niezmiennie, wraz z prezentem, otrzymuję fajne zdjęcie i kartkę świąteczną, wykonaną przez młodzież szkolną. Miła tradycja, cieszę się, że jest kultywowana, a kolejne roczniki są edukowane w temacie, czym zajmuje się Kocia Mama.

Ta praca u podstaw, wyrabianie empatii już u najmłodszych, przekuwa się na życie dorosłe i nikomu nawet nie zrodzi się myśl, że można być złym czy czynić krzywdę. Rodzice gonią za pracą, za karierą. Dzieci mają niekontrolowany dostęp do źródeł, na które nie są jeszcze emocjonalnie przygotowane.

Same kształtują swoje charaktery, bo wracają do pustych domów, w których, o zgrozo, toczą się rozmowy wyłącznie na temat wpisów na Librusie. Mam i zawsze miałam doskonały kontakt, w takim samym stopniu, jak z kotami, tak z młodzieżą i dziećmi. Żal mi jest niektórych istotek, więc cieszę się, że są takie osoby jak Kasia, które w czasie pobytu w szkole przekażą wiele cennych wiadomości, porad czy wspierających wskazówek, jak się zachować. Blanka, z racji kursowania po mieście, a wiąże się to oczywiście z jej zawodem, pełni rolę kuriera.

Tym razem to ona odbierała podarunki od społeczności szkoły przy ulicy Centralnej. My także życzymy dzieciaczkom fajnych, rodzinnych świąt i wspaniałych prezentów pod choinką. Niech wszyscy będą radośni, dokładnie tak samo, jak nasze grubaśne koty!