Zgodnie z umową, w środę punktualnie o 18 wyświetlił się znany mi już numer, telefon zaczął grać moją ulubioną piosenkę, którą śpiewa Zaz. Maleńki zbieg okoliczności?
Po kurtuazyjnym powitaniu, kilku grzecznościowych zdaniach, słowem nie zasugerowałam, że wiem z kim mam przyjemność rozmawiać. Każdy wie, że w Fundacji wszystkich obowiązują takie same prawa, obowiązki, ale i są sytuacje, które wymagają odstępstwa od sztywnej procedury.
– Są sami, wiadomo, wiek piękny, ale on powoduje, że kurczy się grono rodziny i znajomych. Stanisław jest podporą, ale i On ma swoje lata… Jestem przerażony, od ostatniej wizyty martwię się ogromnie o Mamę i Tatę. Będę wdzięczny za każdą sugestię czy podpowiedź, dlatego dzwonię do fachowca -bo tak mnie zapewniła koleżanka, Ona powiedziała, że tylko Pani może pomóc!
– Proszę nie wierzyć we wszystko, co opowiadają ludzie – od razu zaserwowałam Panu zimny prysznic. – Ich opinie często bywają delikatną manipulacją, w zależności od formy i rodzaju kontaktu z Fundacją. Żebym mogła działać, muszę poznać szczegóły, proszę opowiadać. To, że Pana rodzice kochają koty pomińmy, gdyby było inaczej nie było by ich tyle na podwórku. Mnie bardziej interesuje dlaczego akurat moja Fundacja ma robić porządek i na jakie wsparcie mogę liczyć z Państwa strony, czego faktycznie oczekujecie?
– Bardzo szczęśliwy bym był gdyby Pani zabrała wszystkie koty!
Zamurowało mnie!
– Żartuje Pan! Nie prowadzę schroniska! Nie zniewalam dzikich kotów, nie wiem w jakim zastane je zdrowiu, to są szalone koszty – już załączyło się moje mackawczenie. – Mam pełne domy tymczasowe, koty mi chorują, młodych mam po kokardy, a Pan oczekuje, żebym o tak sobie zabrała bagatela 30 kotów??? – Kipiałam.
– Pani Izabello, tak by było najkorzystniej dla moich Rodziców – tłumaczył łagodnie nie zrażając się moim złowieszczym sapaniem. -Próbowałem szukać pomocy w schronisku, ale nie mogę zgodzić się na ich propozycję, koszty proponowane są dla mnie i Rodziców zbyt wysokie…
I wprowadził mnie w szczegóły. Przyznałam Mu rację.
– Zabiegi kastracji są opłacane przez Urząd Miasta, to głupie, że tak się zachowali. Dodatkowo lecznice hospitalizują koty po operacji, to jest czas dla nas ważny, pozwoli ocenić chęć socjalizacji – zmieniłam ton.
Zawsze irytuje mnie indolencja i niekompetencja połączona z kłamstwem, w jakim celu bowiem świadomie nie udzielono informacji o bezpłatnych zabiegach? Kompletnie bez sensu! Nie znam filantropa, który ot tak, bez bólu wyda kilka tysięcy, by zabezpieczyć wolno żyjące karmione przez siebie koty.
– A inne Fundacje? – jeszcze miałam nadzieję, że Pana przekieruję.
– Po ostatniej akcji pomocowej, kiedy to organizacja współpracującą z lecznicą położoną w pobliżu – tu padła nazwa – wyłapała a następnie uśpiła w ramach czystki 11 kotów, Rodzice pojawienie się kolejnych trzymali w tajemnicy. Dopiero moja wizyta przerwała zmowę milczenia. Konspirowali we trójkę z obawy o moją reakcję i los kotów.
– Nie dziwię się! Muszę zobaczyć wszystko sama. Nie mam czasu na wycieczki, zatem proszę o adres, telefon kontaktowy i by kotów nie karmić! Rezygnujemy z kolacji w niedzielę i śniadania dnia następnego, jak już się udam na drugi koniec miasta, złapię jakieś koty przy okazji. Mile byłaby też widziana pomoc w transporcie albo wsparcie na konto, bym mogła wolontariuszce zwrócić koszty paliwa, chyba nie muszę bardziej wyjaśniać?
– Porozmawiam z Rodzicami i pozwolę sobie przekazać odpowiedź, dobrze ?
– Proszę pamiętać, jeszcze nic nie obiecuję!
I na tym rozmowa mogłaby się zakończyć, ale nie wytrzymałam:
– Mam pytanie – musiałam się upewnić. – Czy Pan to Pan?
W słuchawce wyczułam lekkie zaskoczenie.
– W sensie?
– No radio, znam ten Głos!
– Tak, to ja! A mogę teraz ja zadać?
– Proszę.
– Jak Pani rozpoznała? Odkąd Pani wie?
– Od odsłuchania sekretarki, nie mam w domu telewizora, non stop słucham radia.
– No tak, to wszystko wyjaśnia – śmiał się.
Tego samego dnia, jakoś wieczorem, przyszedł kolejny sms: „Zgodnie z umową podaję numer telefonu do Taty, adres oraz uprzejmie informuję, że oczekują w poniedziałek o 10, dziękuję za przemiłą rozmowę MB.”