Tułająca się kocia rodzina

O pomoc można poprosić, ale nie można o nią się wykłócać a już tym bardziej szantażować. Każdy, kto zaczyna wypominać mi przekazanie odpisu podatkowego 1% i to nie ważne w jakiej kwocie, od razu w dialogu ustawia się na pozycji przegranej. Nie znoszę wymuszania, kumoterstwa, plotek, ani snucia teorii spiskowych. Radykalnie odcinam się od każdego, kogo tylko przyłapię na fałszu. Doszłam do etapu, w którym już nie muszę za wszelką cenę potwierdzać swoich racji ani decyzji.

Zbyt wiele się dzieje w samej Kociej Mamie, zbyt wiele nowych ludzi dołącza, bym poświęcała swój czas na czcze, destrukcyjne rozmowy.
Dla każdego doba ma 24 godziny, jednak nie każdy ma tak różnorodny, kradnący czas zakres działań. Od zawsze buduję jasne, konkretne relacje z ludźmi, z którymi prowadzę kocie interwencje.

Agnieszka pojawiła się jakiś czas temu, przez przypadek. Typowo dla nas, pomyliła fundację, trafiła do mnie a chciała pomóc kompletnie innej. Jednak nić sympatii, ten sam próg empatii i wypadkową zabawnej sytuacji było pozyskanie bratniej, wspierającej mnie duszy.
Ściąga na Pchli Targ co tylko może. Nigdy nie jestem w stanie przewidzieć zawartości przekazywanych worków. Podczas selekcji mam dużo radości i czasem muszę odrobinę podumać w jaki sposób zachęcić klienta do kupna.
To, że obie jesteśmy kociarami, jest oczywiste.
Kilka miesięcy temu wydałam budę dla futra, które nagle pojawiło się w Jej ogrodzie.
Na końcu działki, w miejscu cichym i rzadko odwiedzanym zamieszkało kocie srebrne cudo. Pojawiało się i znikało. Czasem karmę zjadł kot, czasem jeż albo ptak.
W natłoku codziennych obowiązków wiele kwestii nam umyka, nic w tym nadzwyczajnego, dlatego też zawsze proszę opiekunów zgłaszających mi małe koty, by to oni pilnowali terminu przekazania ich do Fundacji.
Kilka dni temu Agnieszka zadzwoniła odrobinę przerażona. Iza, kotka mi się okociła, ma dwa małe, co mam robić?

Spokojnie, nie strasz Jej, idź i proszę zrób mi jakieś zdjęcia.
Wiem, że opiekunowie kotów są zawsze zdumieni moją postawą, zadziwia ich mój chłód, brak emocji i zero ekscytacji, ale na mnie po tylu latach robienia w kocim biznesie, informacja o matce ze smarkami nie robi kompletnie żadnego wrażenia.
Jest to o tej porze sytuacja kompletnie naturalna. Był marzec, było marcowanie. Urząd zdecydował, że w tym roku daje mruczkom zielone światło do rozmnażania, więc zastanawiam się ile interwencji udźwigną działające na terenie Łodzi i okolic kocie organizacje. Nie mnie palcem pokazywać do kogo mają się karmiciele zwracać. Ja swoich pomagaczy z pewnością bez wsparcia nie zostawię. Obawiam się, że kumulacja sytuacji wynikających z niedorzecznych decyzji urzędników i pandemii, przełoży się na wydajność pracy zwierzolubów. Ale nie będę krakać a już tym bardziej snuć katastroficznych wizji, jednak rozsądek nie rozwiewa niepokojących myśli.

No pięknie! Trzeba łapać i to natychmiast! Za moment małe, nieporadne gapy przemienią się żądne przygód dzikusy.
Procedury rozpoczynające akcję wdrożone zostały błyskawicznie, wydałam kennel, klatkę łapkę i wyznaczyłam lecznicę. Typowo, rutynowo, bez ekscytacji.
Mam matkę! Mam rudego! To ciemne uciekło do komórki! Tylko nie panikuj, na bank to dziewczynka dodałam z przekorą, jest bystrzejsza. Nawet na zdjęciu było widać, że kocurek jest flegmatyczny, nie obchodzi Go kompletnie co się wokół dzieje, spokojnie wisiał na maminym cycku.

Za to mała roztropnie rejestrowała co się dzieje w najbliższym otoczeniu, bystra, rezolutna, będzie z Niej fajna kotka. Skąd Ty to wszystko wiesz? Z doświadczenia- odparłam ze śmiechem. Blizny i rany na moich rękach, to nie błędy młodości a pamiątki z czasów, kiedy w ręce takie smarki łapałam a matki w ręcznik. Teraz to wszystko wymaga mniej sprawności, zręczności, refleksu.
Cóż pomoce techniczne wyręczają nas w pracy.
Rano złapały z córką i małą.
Pakiet rodzinny przebywa pod opieką kliniki Vetmed. Mają wszystko, wszoły, pchły, robaki i świerzbowca w uszach i koci katar na dokładkę.
Tak jak myślałam dymna jest dziewczynką.
O ile informacje o wieku matki pokrywały się z tymi, które uzyskałam podczas rozmowy od Agnieszki, o tyle wiek kociąt budził pewne obawy. Są puchate, więc wygląd może wprowadzać w błąd. By rozwiać wszelkie wątpliwości, uciąć gdybanie, nie wytrzymałam i pojechałam do lecznicy.
I warto było!

Nie dość, że miałam przyjemność wygłaskać małe cuda, to jeszcze zapoznałam się z prześliczną srebrną pięknością. Szalenie ucieszył mnie fakt, że Matka nie jest dzika! To bardzo przyjazna, przesympatyczna, umaszczona zjawiskowo kotka.
Kiedy dzieci staną się samodzielne, a Matka tradycyjnie zabezpieczona, poszukamy zjawiskowej rodzince fajnych domów.

Brawo Agnieszka! Brawo Paula! Pierwsze koty za płoty, egzamin na kociego łapacza zdałyście na piątkę. Jeszcze jedna kocia rodzina zaopiekowana, dziękuję pięknie!