Myślę, że Fundacja w obliczu ostatnich wydarzeń pokazała wszystkim klasę z jaką działa, spójność decyzji z aktywnością, perfekcyjną logistykę i świetną organizację grupową. Pierwszy transport, w którym przyjechały 52 koty był chrztem bojowym! Sprawdzili się wszyscy, wolontariusze, lekarze, kurierzy i domy tymczasowe. Drugi mniejszy, bo składający się tylko z 14 już na nikim pracującym w i dla Fundacji nie zrobił najmniejszego wrażenia, dlatego kiedy zadzwoniła do mnie w sobotę dziewczyna oczekująca na granicy w Zosinie na koty ze schroniska w Łucku, bez wahania zgodziłam się przyjąć 5, co do których była pewna.
Wskazały mnie dwie znane mi lekarki z Łodzi, bardzo im dziękuję za taką rekomendację.
Tradycyjnie jak zwykle poprosiłam całodobowy Vet-med o gotowość.
Uchodźcy mogli spokojnie podróżować ponieważ znany był cel i kres ucieczki.
Ponieważ tym razem kurierem była dziewczyna nie raz pełniąca tę rolę zbędny był dyżur opiekuńczy. Nie czyniąc alarmu, nie robiąc zmieszania ani rabanu, spokojnie mogłam iść spać po uprzedzeniu Fundacji, iż oczekujemy na kolejne mruczki. Rano, około godziny szóstej zadzwoniłam do kliniki pytając o stan podróżników. Troszkę byłam zaskoczona, bo nieznacznie zwiększyła się liczba uchodźców do 9 osobników. Przyjechało troje kocich dzieci z okropnym kocim katarem i biegunką oraz trzy młodziaki przed rokiem i dorosłe około 3 letnie trzy cudowne kotki.
Jak zwykle spokojnie, grzeczne, jakby świadome, że właśnie ktoś nieznajomy ocalił im życie.
Przy tej okazji tej podróżnej interwencji, która w efekcie ocaliła kilka kotów, chciałam się podzielić maleńką dygresją. Szalenie doceniam zryw serca, chęć udzielenia pomocy aktywnej to bardzo duży wyczyn, jednak zawsze są jeszcze inne czynności towarzyszące, które niestety trzeba mieć również w świadomości i zaplanowane. W akcji pomocowej nie może panować chaos. Kiedy się jedzie z misją przewozu kotów, to zanim się w nią wyruszy trzeba być na 100% pewnym, kto i kiedy te zwierzęta dalej zabezpieczy. Nie pomniejszam tu w żaden sposób roli kurierów, spędzają długie godziny nie tylko w samej podróży, ale i oczekując na granicy. Jednak nie popieram sytuacji „kopania studni by ugasić pożar”, a tak dokładnie wygląda ostatnia misja przyjmowania uchodźców. Dziewczyna będąc już na granicy szukała Fundacji, które by te koty przyjęły. Nie muszę dodawać z jaką się spotykała przeważnie odpowiedzią. Takie sytuacje nie powinny się zdarzać. Zawsze konieczny jest plan, ale i plan awaryjny.
Jeśli nie jesteśmy pewni odbiorców nie porywajmy się na takie wyczyny. Mam świadomość, że wiele organizacji przy okazji stanu wojny, organizuje zbiórki by podratować fundacyjny budżet, dlatego wszystkim darczyńcom sugeruję by sprawdzili, ile faktycznie mają realnych futer pod opieką, a nie wyłącznie zapewniają opiekę tymczasową i przekazują koty dalej. Hotelowanie różni się od pełnej stałej opieki. Pierwsza forma sprowadza się wyłącznie do przetrzymania w bezpiecznej przestrzeni z pełną miseczką na określony czas. Druga natomiast wymaga realnych nakładów finansowych związanych z opieką weterynaryjną w całym tego słowa znaczeniu, czyli komplecie badań, testów i koniecznych zabiegów.
Dlatego skala potrzeb zdecydowanie rzutuje na budżet.
Doskonale rozumiem, iż darczyńca kierowany porywem serca, empatią i nęcącym wpisem na portalu społecznościowym nie zagłębia się w takie analizy, bo zwyczajnie nie zna zasad ani reguł pracy organizacji prozwierzęcych. Moje wyjaśnienie powinno wyczulić i zachęcić do analizy czytanych informacji. Wiemy, że w sytuacjach ekstremalnych ludzie zachowują się różnie, nie zawsze godnie, uczciwie i poprawnie. Zawsze tak się działo, kto choć odrobinę interesuje się historią, ma wiedzę, że wojna, to nie tylko ofiary poniesione w wyniku bezpośrednich działań, to pole popisu, dla tych, którzy najbardziej cenią swój interes i zysk. Z tego powodu zalecam ostrożność. Każdy, kto chce dołożyć swoją cegiełkę pomocową dedykowaną ukraińskim kotom, zapraszam do kontaktu z Kocią Mamą, telefony dostępne są na stornie internetowej. Form aktywności jest wiele, wystarczy tylko zgłosić chęć, a na pewno nikt nie zostanie odprawiony z kwitkiem.