Tobołkowa łapanka

– Usiądź- poprosiła Maryla.
– Spokojnie, nic nie jest w stanie mnie zadziwić. Opowiadaj, ja sobie będę układać klamoty, zrobiłam tu niezły bałagan mówiąc bardzo delikatnie.
Każda coś przynosi i zostawia, a ja potem mam dwa wyjścia: albo spędzam godziny porządkując siedzibę albo zapraszam blisko mieszkające dziewczyny. Wtedy praca wre i oczywiście przy okazji omawiamy wszystkie bieżące kwestie.
– Byłam na spacerze. Znajoma Doroty mnie zaprosiła.
– O fajnie, że masz czas na takie dziwne rzeczy.

– No i mam trzy miejsca, gdzie trzeba koniecznie podjąć interwencję: wszędzie mnożą się bez kontroli koty, karmicielka jest po udarze, tyle dobrego, że systematycznie je karmi. Panowie z ochrony chętni do współpracy, na moje  kotów jest około 30!
– Jak znam życie trzeba brać małą poprawkę – wtrącam swoje trzy grosze – Pewnie jakieś łazikują i pokazują się przy stołówce okazjonalnie. O małych nie wspominali ? Skoro nie jest zabezpieczone stado, muszą być małe! Coś się nie zgadza.
– Dziś idziemy na rekonesans w porze karmienia, zobaczymy ile się ich odliczy.
– Nie widzę powodu by chodzić bez sensu, weźcie na wszelki wypadek łapkę i jakieś kontenery… I może należy uprzedzić Pawła? – doradziłam swoim zwyczajem planisty-łapacza.

Okazało się, że moja rada się przydała.
– Mamy cztery dorosłe, ale są i małe… Na oko około 6 tygodni… Co mam z nimi począć? – raportowała Maryla.
– A jednak! – nie mogłam się powstrzymać.

Dziewczyny były tak zaaferowane, że kompletnie zapomniały o dokumentacji do reportażu. Tym razem byłam wyrozumiała, ale kiedy przed kolejną łapanką moje wskazówki puściły mimo uszu, wtedy rozpętała się burza.

– Albo respektujecie ustalania – stwierdziłam twardo – Albo radzicie sobie same! Nie proszę o zdjęcia, bo mam taki kaprys!!! – grzmiałam – Inne fundacje palcem nie ruszą zanim w świat nie polecą żałosne fotki, potrafią zabiegać o wsparcie i wzbudzać litość, a co za tym idzie i chęć pomocy. U nas nie dość, że zawsze największe obłożenie mruczków, to jeszcze mam utrudnione możliwości zabiegania o fundusze. Teraz darczyńcy żądają zdjęć, w tym dziwnym świecie słowa jakoś mało znaczą, bo ludzie zwyczajnie kłamią lub konfabulują.

Przykro mi o tym mówić, ale takie są fakty, prośby o pomoc krążą po necie jak stare zgrane płyty, dotyczy to zabiegania o wsparcie w każdym rodzaju stowarzyszenia czy fundacji, nieważne czy ludzkim czy zwierzęcym! Wiem, ze kiedy wszystko podane jest na tacy, pewne kwestie robią się mniej ważne, ale skoro Fundacja ma pełnić właściwie swe zadania, ustalenia muszą być respektowane. Prawo do zapytania ma każdy, prawo do niewiedzy, nawet pomyłki, ale nie wolno marnować wypracowanej opinii. Wszyscy musimy pamiętać o pewnym dość istotnym fakcie, mianowicie Fundacja Kocia Mama na dzień dobry otrzymała od grupy kocich opiekunek przepiękny prezent: Status OPP. Zakładając Kocią Mamę miałyśmy za sobą tyle lat skutecznej pracy, że w sumie w formie wyjątku otrzymałyśmy OPP. Skoro zatem na wariackich papierach, bez Zarządu, Rady Nadzorczej i grona koordynatorek umiałyśmy rytmicznie i spójnie działać, to teraz efekty powinny być tym bardziej wymierne.

Dostałam kilka zdjęć i obietnicę, którą będę egzekwować bezlitośnie! Dla dobra przede wszystkim kotów.