Wsparcie adopcyjne jakie uzyskujemy od dwóch najściślej współpracujących z Kocią Mamą klinik, jest przeogromne, szalenie cenne, pomagające i umożliwiające płynność interwencyjną.
Zasada jest jedna i zawsze taka sama, pakiet matka plus dzieci wędruje do kliniki i tam następuje rozdzielenie, samodzielne kociaki przygotowywane są do adopcji, a matka w zależności od nastawienia do człowieka, po zabiegu przechodzi do domu tymczasowego lub wraca do swojego opiekuna i znanej sobie miejscówki.
Tak jest poprawnie, z korzyścią dla wszystkich zaangażowanych w działanie stron.
Niezmiennie każdej wiosny tworzymy listę zgłaszanych kotów, by w zależności od wieku umieszczać je w domach tymczasowych lub oknach życia, które to dwa funkcjonują w Centrum Weterynaryjnym Amicus i Gabinecie Filemon.
Lekarze dość ostro weryfikują potencjalnych chętnych, więc spokojnie przyjmuję ich decyzje.
Zresztą adoptujący najczęściej są wieloletnimi klientami związanymi z klinikami i kiedy dojrzeją do potrzeby zamieszkania z kotem ich kroki automatycznie kierują się do miejsca, gdzie przebywają nasze kocie pociechy.
Kiedy pewnego dnia zapytałam Szefa Amicusa czy mogę skorzystać z okna życia, bowiem „dojrzał” mi do samodzielności kolejny miot, prawie z krzesła nie spadłam, kiedy w odpowiedzi otrzymałam informację: „W oknie siedzi świnka morska!”.
I zdjęcia trzykolorowego prosiaka!
No nie wierzę, doktor Anna wybywa na urlop, ja przejmuję Jej kociaki czapkowe do karmienia, a okno życia, tak teraz na cito potrzebne, blokuje mi jakiś prosiak!
– Ja kiedyś przez Was oszaleję – staram się bardzo zachować spokój – skąd Doktor wytrzasnął tego prosiaka? Długo już okupuje moje okno?
– Mieszka już tydzień, jest dorosły, ktoś nam podrzucił pod klinikę, co mieliśmy zrobić? Próbujemy skorzystać z mocy okna, ale jak widać bez efektu – jak zwykle otrzymałam rzeczowe wyjaśnienie.
Mój mózg nie po raz pierwszy i nie ostatni zaczął szukać rozwiązania.
Sytuacja jest dość trudna, Paulina zagapiła się z łapanką i przekazała Ani dość niepokorne, mówiąc dyplomatycznie, kociaki. Jeden znalazł już dom, dwaj bracia są intensywnie oswajani, ale zbliża się termin wyjazdu i niestety muszę je odebrać w trybie pilnym od Anny.
Nie dołożę ich do prosiaka, bo może dojść do nieciekawej sytuacji, a przecież ideą jest pomaganie a nie budowanie konfliktu między gatunkami.
– A gdybym zabrała prosiaka? – szukam wyjścia z impasu – mogę zrobić podmiankę?
– Nie ma problemu – z ulgą słyszę w odpowiedzi.
I tym sposobem doktor Anna mogła spokojnie pakować się na zasłużone wakacje, prosiak odrobaczony z kocią książeczką zdrowia trafił do adopcji, a klinika przejęła gryzących łobuziaków.
Nie wiem, czy byli szczęśliwi z tej zamiany, bo prosiak nie polował z uporem na opiekunów, ale ja po raz enty spadłam jak kot na cztery łapki.