Kilka lat temu ujęta apelem Wioli, postanowiłam dziewczynie pomóc. Jak się potoczyły nasze losy dalej, dobrze wiemy. Z duszą na ramieniu otworzyłam Filię w Szadku i ruszyła społeczna praca. Aktywność stosowna jak w Łodzi, sterylizacja, świadoma adopcja, edukacja, akcje społeczne na rzecz chorych dzieci. Tylko o ile w Łodzi mogę liczyć na wsparcie Urzędu Miasta, w Szadku wsparcia nie miałam żadnego.
Od 2015 roku składałyśmy w imieniu FKM pisma z prośbą o rozpoczęcie wspólnych działań. Odpowiedzi zawsze były dyplomatycznie odmowne, wręcz sugerujące, że zabiegam w Gminie o środki na działanie Fundacji. Urząd zdawał się kompletnie ignorować fakt, że zabezpieczam ich lokalne koty.
Kiedy po 4 latach pracy oddałam do adopcji ponad 100 kotów, zabezpieczyłam przed rozmnażaniem blisko 200, zaopatrzyłam DT Wioli w niezbędny sprzęt do opieki nad kotami, zbudowałam psi kojec, kiedy interwencje dotyczą terenu całej Gminy, a Urząd odpisuje mi, że „problem bezdomności kotów nie występuje”, wreszcie straciłam cierpliwość. Po 4 latach przeszłam do konkretnego działania.
– Wiola, skończyły się żarty, masz 18 kotów z interwencji wrześniowej, nie będę dalej tolerować takiej polityki Gminy. Tu trzeba radykalnie zacząć działać, jest stosowna Ustawa, ma zatem Gmina zobowiązania. Fundacja może się włączyć, ale nie może być jedynym sponsorem.
Nie przyjmuję wymówki, że budżet generowany jest wyłącznie na zabezpieczenie psów.
Umawiaj nas na najbliższą Sesję Rady, umilimy im obrady!
No i Wiola nas umówiła.
Środa od zawsze była moim ulubionym dniem w tygodniu. Jakość tak dziwnie się składa, że tego dnia dzieją się w moim życiu rzeczy mniej lub bardziej ważne.
Pogoda była fatalna, padał śnieg z deszczem, słyszałam niepokój w głosie, kiedy padło tradycyjne pytanie:
– Z kim jedziesz?
– Z Bożenką.
– Tylko nie gadajcie po drodze, niech się skupi na drodze .
– Zawsze jesteśmy ostrożne – odpowiedziałam uznając, że nie czas na dalsze dyskusje.
Oczywiście dotarłyśmy spóźnione kwadrans.
Sala była wypełniona po brzegi, Wiola siedziała jak na szpilkach, pełna obaw. Poklepałam ją po ramieniu i powiedziałam:
– Odpręż się, przecież nas nie zjedzą.
– Masz przygotowane jakieś przemówienie?
Bożenka zlustrowała zebranych i minę miała raczej średnią.
– Nie, jak zwykle polecę talentem, mam argumenty: nasz dorobek.
Ale wiedziałam co ją przerażało, zdawałam sobie sprawę ze skali trudności dzisiejszego spotkania i zadania jakie przede mną stało.
Zaczęłam jak zwykle:
– Nazywam się Iza Milińska, prawie od 10 lat jestem szefową Fundacji Kocia Mama, od 18 działam społecznie, a na terenie gminy od ponad 4. Działam w oparciu o własne środki, do pomocy mam 4 pracowite dłonie – Wioli i Maćka – obecni tu ich znają, bo korzystają z ich pomocy. Na samym wstępie powiem, że znam środowisko wiejskie, moja rodzina ma korzenie w Uniejowie, mama urodziła się na Kościelnicy, nie przyjechałam tu nieświadoma, wiem jak rozwiązywano kiedyś i obecnie problem nadmiernej populacji rodzących się zwierząt, szczególnie kotów. Wasze dzieci opowiadają mi o tym na edukacji, którą tu realizujemy. Potencjał dobrej woli jest, podejmujemy wspólnie akcje, ale dziś proszę o konkretne decyzje, bo dalsza współpraca musi opierać się na partnerstwie, nadeszła pora by połączyć siły. Oczekuję zatem propozycji.
Za plecami usłyszałam szepty, najwidoczniej ubawiłam panów swoją przemową. Ja im o kotach, o empatii, o edukacji opowiadam jak oni przyszli by prosić o drogę. Zamilkłam, zrobiłam dość wymowną przerwę, odwróciłam się i zapytała :
– Czy ja może panom przeszkadzam?
Zamurowało wszystkich. Zapadła totalna cisza, więc wyjaśniłam, że dzieci podczas edukacji też przywołuję do porządku, jak się zapomną!
– Nie o marzeniach dziś mówię drodzy państwo, a o konkretach! – kontynuowałam – Ja was nie namawiam, byście pod kołdry schowali koty, wiem jakie obowiązki mają zwierzęta w gospodarstwie. Ale jako szefowa Fundacji, mam prawo zabiegać o szacunek dla nich, niech łapią myszy i szczury, niech pełnią swoje misje, ale nie może być społecznego przyzwolenia, by topić ślepe mioty. Przez te 4 lata realne pieniądze tu wydałam, jest tysiące gmin w Polsce, nie muszę działać akurat w Szadku. Dziś jest dzień zero, panie Burmistrzu, czekam na propozycje.
Mądrego ma włodarza gmina, od razu zrozumiał siłę moich argumentów, stanowisko i żądania.
Nikt już protekcjonalnie się nie uśmiechał, już zrozumieli, że ta z pozoru delikatna blondynka tylko tak zwiewnie wygląda, umie walczyć o swoje racje i jest przeciwniczką, której nie da się zlekceważyć.
Wracałam szczęśliwa. Wreszcie przerwany został marazm, padły konkretne ustalenia. Burmistrz określił środki, a do moich zadań należy opracowanie trójstronnej umowy między Urzędem, Fundacją i lecznicą, w której przeprowadzimy zabiegi. Podjęliśmy współpracę, poznaliśmy się, dalej już będzie tylko łatwiej!
Dobrze wróżę dalszym działaniom, bo jest zrozumienie, jest dobra wola, jest świadomość, że jest Fundacja, a ona jest wyjątkowym dla Gminy szczęściem, bo ma doświadczenie, jest skuteczna i co najważniejsze, jej praca daje dobre efekty.