Koty duże i małe, bure i kolorowe, grzeczne, ale te do ułożenia, to nasza codzienna praca. Nikogo w sumie nie dziwi, skąd przybywają, ile jest w miocie i w jakim wieku.
Tag: leki
Głodno, chłodno, nieprzyjemnie
Listopad to najsmutniejszy miesiąc w roku. Chłodny, wietrzny, mokry, przykry dla zwierząt i ludzi. Ciemny i ponury, szalenie nieprzyjemny, nie skłania do marzeń, a raczej do nostalgicznych refleksji.
Laluś jelitowiec
Teren warsztatu samochodowego, punktu skupu złomu i ogrodu nieopodal był systematycznie monitorowany przez wolontariuszkę. Chodziła na przymusowe spacery do momentu, aż nie wydłubała spod sterty niepotrzebnych gratów wszystkich maluchów.
Czytaj dalej
Okupacja lecznicy Oaza, czyli Fundacja zmienia się w mini szpital
– A mówiłaś, że ten rok będzie dobry – zaśmiała się Renata analizując faktury i słuchając raportu o stanie i liczbie rezydujących kotów.
W kilku domach koty chorują, co raczej nikogo nie dziwi, bo sensację fundują te z trudnych adopcji bądź przewlekle chore.
Dziki kocur z Rudy
Ruda, dzielnica na skraju Łodzi. Niezwykła, malownicza, klimatyczna. Zielona, położona na pagórkach, bogata w tajemnicze ścieżki spacerowe. Godzinami można wędrować podziwiając stare, przedwojenne wille, perełki architektury tak unikatowe, że objęte ochroną konserwatora. Lubię tam bywać, szczególnego uroku dodają szemrzące niewidoczne strumyki, ukryte w gąszczu liści rosnących dziko bluszczów i krzaków.
Szadkowskiej kociej epopei część kolejna, czyli zaczynamy leczyć zaropiałe towarzystwo!
– Facet źle policzył kociaki – usłyszałam któregoś dnia w słuchawce telefonu. – Dwie trikolorki są podobne.
– Cóż, jedziesz! I mała prośba: przejrzyj dokładnie komórki i opłotki, zobacz, może jeszcze jakieś lata?
Liczę w myślach Wioline futra i mówię:
– Coś mi się zdaje, że ich 20 uzbierałaś?! Chyba już czas, byś się odrobinę opamiętała, bo mnie rachunek za ich leczenie doprowadzi do zawału!
Z cyklu: pokażę palcem
– Mam zgłoszenie, jutro przed pracą zrobię rekonesans, dziewczyna z wioski nieopodal Szadku zgłosiła trzy małe kociaki, które niedawno przyprowadziła nieznajoma kotka. Mieszkają w stodole, ludzie je karmią, ale zostać nie mogą w tym gospodarstwie.
– Wiola jesteś zakocona po kokardy. – delikatnie upomniałam. – Nie wyrażam zgody na żadne przyjęcia, adopcje stoją, lato… wakacje… A oprócz Ciebie nikt z miejscowych kociarzy nie deklaruje pomocy i odciążenia w pracy!
– Szefowa, może to tylko kwestia poprowadzenia za rękę, pokazania drogi, pomoc w adopcji i zabiegu…
Ach ta Wiola i jej optymistyczne nadzieje – myślałam, głośno zaś powiedziałam:
– Nie ma co pisać scenariuszy. Jedź, popatrz, oceń sytuację, wtedy wrócimy do rozmowy.
Na krawędzi wytrzymałości psychicznej czyli widmo epidemii
Wycieczka po leki
Za mój tegoroczny wiosenny wyjazd winę od początku do końca ponosi Magda z Żyrafy. To dzięki Niej zrodził się plan, pokuszę się nawet o stwierdzenie, że z tego powodu, powinna także partycypować w mojej chorobie będącej wynikiem wyprawy, przynajmniej solidarnie mnie wspierać.