Ofiary pseudohodowli

Hodowcy i pseudohodowcy od lat powierzają mi swoje niechciane już koty.
Powód jest banalny: pieniądze.
Kiedy nie są zdolne, by rodzić czy być reproduktorem, kiedy chorują bądź sprawiają kłopoty, dziwnym trafem ich właściciele – świadomie nie używam słowa opiekun – znajdują do mnie drogę.

Czytaj dalej

Obiecanki cacanki

Myślałam, że tym razem będzie inaczej, że mogę zaufać danej obietnicy, że bycie pedagogiem w pewnym stopniu zobowiązuje do odpowiedzialności za słowa. Znam nauczycieli, którzy łączą dwa zadania: przekazywanie wiedzy ale i kształtowane charakteru młodego człowieka. Ja sama bynajmniej mam to szczęście, że kilku nauczycieli nadal, mimo upływu lat, jest dla mnie niepodważalnym autorytetem nie tylko w dziedzinie przedmiotu który wykładali.

W tej sytuacji jednak rozczarowałam się. Pani zwróciła się do Fundacji z polecenia, myślałam, że to ją w pewien sposób zobowiąże, ale jak widać nadal muszę kalkulować, że ludzie mamią ofertą pomocy, a po kilku dniach, kiedy przyjmę zwierzaka, nagle zapominają o deklaracjach, których nikt ich od nich nie oczekiwał.

Czytaj dalej

Smutny apel

Apel tym razem krótki, do wszystkich, którym odszedł kot. Wiem, że to najgorsze sytuacje, nie każdy umie dźwignąć ich ciężar, ale przyjmując pod dach zwierzę, musimy mieć świadomość, że kiedyś, prędzej czy później spadnie na nas nieuchronność, której nie jesteśmy w stanie odsunąć.

Czytaj dalej

Kłopotliwe sytuacje

Środek zimy, rogatki miasta, kwartał domków jednorodzinnych. Pewnego dnia w żywopłocie pojawił się kot.

Siedział dzień i drugi, w trzecim mieszkańcy domu wystawili mu miskę i zadzwonili do Fundacji.  Maryla poradziła to, co zawsze w podobnych sytuacjach: zabrać do domu, nakarmić, pozwolić się kotu wyspać a nam dać czas na zastanowienie.

Czytaj dalej

Trudne rozmowy, trudne decyzje

Pana Cerowanego kocha każdy, kto tylko ma z nim nawet minimalny kontakt. To przecudowny, przemiły, przekochany kot. Ufny niesamowicie wobec ludzi, dzieci, innych kotów i nawet psów całkiem pokaźnych gabarytów.Świetnie dogaduje się z trójłapkiem Michałkiem – kocim łobuziakiem, który nie przepuści żadnemu pacjentowi, dokucza wszystkim z takim samym zapałem, kotom zagląda do kontenerów, prowokuje swoim zachowaniem psy, paradując nawet dużym wilczurom ostentacyjnie przed nosem. Warczy, poluje i skacze na każdego kto tylko przekroczy próg przychodni. Mimo trzech łapek jest niesamowicie szybki i sprawy.

Jednak  odkąd w lecznicy pojawił się Pan Cerowany, Michałek jakby odrobinę zmądrzał, stał się mniej napastliwy, ewidentnie polubił nowego towarzysza. O ile rezydującej swego czasu Niteczce dokuczał z zapałem, o tyle z Panem Cerowanym śpi w jednym kojcu i pałaszuje posiłki ze wspólnej miski.
Czytaj dalej

Dramaty piszą się same

Takich sytuacji się nie planuje, życie pisze samo scenariusze. Z pięciu odłowionych pod Łodzią, żadna kotka nie była w stanie zdrowia nadającym się do adopcji. Cały pakiet był tak
słaby, że dość długo okupował dwa lecznicowe szpitale – w Perełce i Filemonie.
Kotka-matka, wściekła i dzika złośnica, miała obustronne zapalenie płuc. Trudności dotyczyły sposobu, jak podać jej leki, żeby nie zjadła lekarce ręki.
Gorzej się miały jednak jej dzieci przebywające w Filemonie. Z powodu kalcywirozy, dzielnie walczyły o swoje życie.

Czytaj dalej

Podsumowanie łapanki na Złotnie

To był wynik, te 24 koty odłowione na Złotnie.
Takie interwencje długo się pamięta, analizuje etapy, szczegóły.
To dla też był mnie miły sprawdzian, że nadal mam refleks, że nie zawodzi mnie instynkt, że mimo bycia Szefowa tak dużej Fundacji nie obrosłam w piórka, nie siadłam na laurach tylko nadal jestem tą samą kociarą, która z troski o koty wpakowała sobie taki ciężar na barki.

Czytaj dalej

Chudy i Gruby

W tym roku jest wyjątkowy urodzaj na czarne.

Nie przyjmuję kotów według chodliwych kolorów, nie prawdą jest bowiem, że rude i trikolory adoptują się szybciej. Myślę, że taką teorię uknuli ci z małą aktywnością adopcyjną, wolą przyjąć te nietypowe licząc na snobizm potencjalnych chętnych. Bure w różnych odcieniach zawsze mnie chwytały za serce, tak samo kruczoczarne, magiczne, mówią o nich, że przynoszą szczęście.

Czytaj dalej

Dziękując za zaufanie wyjaśniam

Kilka lat temu umarł na FIP mój ukochany Amorek.
Trwałam w bólu prawie dwa lata. Nie mogłam się pogodzić z jego śmiercią, z tym, że musiałam zanieść do Magdy swojego kota… Byłam z nim do ostatniej chwili, do momentu gdy wyprosiła mnie z gabinetu mówiąc „Idź do socjalnego pokoju”. Łzy płynęły same, ludzie patrzyli, większość mnie znała, nikt się nie odważył zapytać: „Co się stało Kocia Mamo?”

Czytaj dalej