Mówią o nich koty patrzące sercem…

Odczekałam kilka dni. To był konieczny czas na uspokojenie emocji. Na ochłonięcie.
Każdemu. Dla Werki, dla mnie, dla weterynarzy. Miałam już koty ślepe, ale nie tyle jednocześnie.

Sobota.
Narada.
Daria, szefowa Vet- Medu:
– Kiedy weszłam na szpital, zamurowało mnie, pierwsza myśl, to eutanazja, ale kiedy przeczytałam pod czyją opieką są te kociaki, natychmiast zrozumiałam, że przede mną i zespołem jeszcze jedno trudne wyzwanie.
Ja, szefowa Kociej Mamy:
– Cóż. Doktor jaki mamy plan?

Czytaj dalej

Chrzest bojowy

Wreszcie jakiś słoneczny, ciepły dzień. Siedzieliśmy w ogrodzie, tym razem moim.
– Ile ich jest? – zaczęłam rutynowo. -Masz do dyspozycji całodobową lecznicę. Dokumenty wypisane, jakby co podrzucisz, uzupełnię, w sumie pełen komfort pracy.

Dziewczyna miała niewyraźną minę, coś jej ewidentnie krążyło po głowie, brwi „pracowały” góra- dół, patrzyła niepewnie.
– No mów, odważnie – zachęciłam – Żebyś mi potem nie dzwoniła po nocy.
Profilaktycznie starałam się uniknąć domowego gęgania, że 24 godziny na dobę pełnię fundacyjny dyżur. Miałam świadomość, jaki będzie tryb łapania. Pracuje do 18, zanim zamknie i ogarnie swoją wypieszczoną kwiaciarnię, zanim dojedzie, odsapnie, nastawi klatki łapki, zanim te upiory wejdą, jak nic koło godziny 22 będzie w lecznicy, przy dobrych sprzyjających okolicznościach.
– Masz czat, jakby co to pisz, a rano nawet bladym świtem możesz dzwonić, i tak pierwsza wstaję, w moim przypadku z kotami!

Czytaj dalej

Nikt dramatu nie wróży…

Zawsze tak jest. Kiedy otrzymało się pomoc raz i to skutecznie, chętniej się znowu do znajomych drzwi stuka.

Trzy lata mijają odkąd prowadziłyśmy interwencję w Uniejowie.

Znamy wszyscy sławne już termy, nieopodal położony jest Borysew z mini zoo i ciekawymi zwierzakami, wioska indiańska z atrakcjami, zamek Cystersów, rzeka Warta zapewniająca ukojenie nerwów dla wędkarzy i fajne grzybowe lasy i w tym wszystkim tkwią niestety kociarze kompletnie skazani na samych siebie.

Kiedy działała Filia w Szadku znaleźli drogę do Kociej Mamy.
Czytaj dalej

Cztery dni wycięte z życia i niestety nieostatnie takie

– Hej, mam desant smarków z Filemona, pozdrowienia od dr. Anny –  tymi słowami Danuta wręczyła mi kontener. – Są samodzielne, stabilne, mają koszmarny apetyt, całe pakują się do misek, korzystają z kuwety, odrobaczone, wchodzą w piąty tydzień, proszę, oto ich książeczki zdrowia. Przypominają małe pterodaktyle – rzuciła na do widzenia i już jej nie było.

„A jak mają wyglądać?” pomyślałam lekko rozbawiona „Jakby nikt nie zabrał im matki, to by były domyte.”

Trzy małe upaprane, poklejone mlekiem i karmą kocie dzieci patrzyły na mnie z napięciem, no może bardziej z ciekawością.

„Hej, to ja! Wasza nowa mama!” Pogładziłam brudne łebki. „Nie przejmujcie się tym, co powiedziała Danuta, ona zajmuje się raczej dużymi kotami, nie domyśla się nawet jakie wyrosną z Was cuda”  pocieszałam tą przemową chyba bardziej siebie, pakując maluchy do jednej z moich słynnych kocich czapek.

Czytaj dalej

Po raz kolejny tropimy kocie sierotki!

Jeszcze trochę roztrzęsiona, jeszcze zła na ludzką głupotę, trochę wściekła z bezsilności, próbowałam nie tyle złapać dystans, co równowagę. Kilka pytań wracało uporczywie. Zastanawiałam się dlaczego tyle lat obserwacji pracy Kociej Mamy nie nakłoniło innychdo refleksji i weryfikacji metod postępowania, czy sama Kocia Mama może zmienić kocią przykrą rzeczywistość?
Jaka miłość pozwala na zabijanie? Gdzie jest miejsce na szacunek dla kotek matek? Gdzie się zagubiła ich misja ochrony kotów, że sięgają po rozwiązania aż tak radykalne i nieodwracalne? Eutanazja powinna być czynem ostatecznym, a nie sposobem walki z bezdomnością!

Czytaj dalej

Wyścig z czasem

Po pierwszej burzy i wstępnym zamieszaniu, w chwili, kiedy karmicielki spostrzegły, że odłowione koty jednak wracają na swój teren, atmosfera wyraźnie stała się mniej napięta.
Mam świadomość, że Kocica Mama ruszając odławiać dzikie, trafia na mur niechęci karmicieli, którzy z obawy, że powielimy proceder typowy dla pewnej organizacji, odmawiają bądź utrudniają współpracę.

Czytaj dalej

Korzenie czyli kolejny desant czarnych kotów

Kiedyś chodziłam po wsi i pożyczałam koty. Jeden kot to zbyt mało.
Potem Babcia wpadła na pomysł, poradziła bym pożyczała koty dla Ciotki…
I tak przez kilka kolejnych wakacji ktoś z rodziny był wyróżniony, aż dorosłam i zrozumiałam jaką im sprawiałam „przysługę”.

Koty się rozmnażały, selekcja była naturalna. Jak to na wsi, cenne jest tylko zwierzę pracujące lub przynoszące dochód, wyjątkiem jest pies z racji pełnionych obowiązków, a kot darmozjad mógł liczyć na resztki z psiej miski. Dobrze znam realia wiejskie. Może to było jedną z przyczyn, że zawoziłam do ciotek i znajomych koty po zabiegach, by ich przekonać, do zmiany nawyków.

Kiedy założyłam Filię w Szadku, wrócił dzięki lokalnym kociarzom temat uniejowskich mruczków.
Czytaj dalej

Apel o szczególną ostrożność!

Tak jak przypuszczałam, zbieramy żniwo opieszałości urzędników, ich nonszalancji i kompletnej niewiedzy o cyklu życiowym zwierząt.

Ta akcja organizowana jest w stylu dziecka, które sprząta pokój pod presją rodziców: ma przykazanie zrobienie porządku, więc upycha klamoty gdzie popadnie, do szafy, pod łóżko, tak, by zachować pozory, że wypełniło nakaz-prośbę. Tak samo jest z wprowadzeniem w życie przepisów wynikających z Ustawy o ochronie zwierząt.

Czytaj dalej

Na nowej drodze życia

Pobyt w Fundacji zawsze zaczyna się od wizyty w lecznicy.
– Mamy desant! Miks kolorów i charakterów – powiedziałam do Ani na powitanie, podczas gdy Paweł wnosił koszyki. – Wszystkie domowe, choć niektóre bardzo wycofane, szczególnie te starsze. Podejrzewam, że tata dewon nie ma łagodnego charakteru i głupio się nimi zabawiał.
– Tyle dzieci o tej porze? Trafiłaś jakąś pseudo?
– Prawie! To miksy po dachowych buraskach i morelowym dewonie. Wszystkie mają znamiona rasy, wąskie pyszczki i długie uszy oraz ogony. Ale to nie koniec, jeszcze jeden czteropak rośnie, mają dopiero dwa tygodnie.

Czytaj dalej