Moje koty od zawsze pracowały dla Fundacji, w przenośni i dosłownie. Bez względu czy są zdrowe czy chore. Te grzeczne, łagodne, chętnie współpracujące biorą udział w edukacji, bo kocia obecność zawsze zmienia atmosferę na lepszą, pomaga nawiązać kontakt.
Dzięki tym chorym wspólnie z weterynarzami zdobywaliśmy nieocenioną wiedzę medyczną odnośnie działania leku w konkretnym przypadku i jakie są ewentualne skutki uboczne czy te dodatkowe, nieopisane w ulotce.
Tak było w przypadku porażenia rdzenia u Balbiny, które było następstwem urazu mechanicznego spowodowanego bestialstwem człowieka ale mieliśmy też przypadek porażenia wywołany urazem neurologicznym u Pitusia.
Czytaj dalej →