świąteczny dzień w pasażu majewskiego

Wydarzenie z okazji Dnia Dziecka każdego roku odbywa się w innym miejscu. Nie mam pojęcia, jakie są przyczyny zmiany lokalizacji, ale skoro corocznie odwiedzają przygotowane stoiska tłumy łodzian, widocznie tradycja lokalizacji nie jest w tej imprezie najważniejsza, a medialne nagłośnienie oraz skuteczna reklama. Trzeba przyznać, z ręką na sercu, że włodarze miasta do tej okoliczności zawsze przygotowują się niezwykle starannie. Rozmaitość i różnorodność oferty kulturalno – rozrywkowo – sprzedażowej są tak bogate i interesujące, że dziecko w każdym dosłownie wieku znajdzie dla siebie coś fajnego. Dzieckiem jesteśmy do czasu, kiedy mamy rodziców, taka jest powszechnie utarta teoria, ale przecież wielu z nas w głębi duszy nadal skrzętnie pielęgnuje dziecinne, niespełnione marzenia.

W tym roku, wzorem lat poprzednich, każdy aspekt odbył się według fundacyjnego schematu. Ofertę sprzedażową przygotowywały wolontariuszki, które z reguły są aktywne na tego rodzaju imprezach i mają doskonałe rozeznanie, jaki asortyment jest tym, po który kupujący najczęściej sięga. Kocie makijaże są tym czynnikiem, który zatrzymuje odwiedzających przy stoisku. Jest to najlepszy czas na zapoznanie się z proponowaną ofertą, a słodkie krówki pomagają nawiązać miłą relację.

Na przestrzeni lat uczestniczymy w tego rodzaju imprezach i, co jest dla nas szalenie miłe, możemy się pochwalić dość liczną, stałą grupą odwiedzających i wspierających fundację systematycznie. Sympatycy doceniają nasz tryb pracy, nie jęczący z bezradności interwencyjnej i braku budżetu na realizację zadań statutowych, a solidny, gospodarski, z aktywnym działaniem w celu pozyskania zasobów materialnych.

Zakładając organizację, i nie jest to istotne, jaką formę wybierzemy, liczy się przede wszystkim pomysł na nią oraz na styl, w jakim gromadzimy pieniądze, które są najważniejszym czynnikiem, dającym samodzielność i niezależność. Żyjemy w trudnych czasach. Z przykrością rejestruję, w jakim tempie ogłaszają upadłość zwierzęce organizacje. Zaczyna się zawsze tak samo, najpierw wyciszają działanie publiczne, jednocześnie zasuszając interwencje, schodzą do podziemia, odcinając się od rzeczywistej pracy. Dlaczego tak się dzieje? Na pierwszym miejscu postawić trzeba charakter lidera, prowadzącego każdą grupę. Jeśli jest skłonny do wzniecania afer, konfliktowy społecznie, arogancki i bezczelny w wypowiedziach publicznych, zamiast uznania i zrozumienia szybko zbuduje sobie obóz wrogów i przeciwników.

Działacze nie rozumieją, iż jest ogromna różnica i przepaść między stanowczością, popartą wiedzą oraz doświadczeniem, a naginaniem okoliczności do własnych, dziwnych zachowań czy poglądów. I tak, najlepszym przykładem jest typowe zachowanie w przypadku usypiania ślepych miotów. U nas, w Kociej Mamie, każdy dosłownie wolontariusz, obudzony nawet w środku nocy, zapytany nieoczekiwanie, dlaczego nie poddajemy eutanazji niesamodzielnych kociaków, wyrecytuje jednym tchem: Bo każde życie jest bezcenne, bo nie mamy prawa bawić się w Pana Boga, bo skoro już są na tym świecie kocie dzieci, trzeba je chronić, bo morderstwo jest typowe dla barbarzyńców, bo skoro już tak się zadziało, widocznie Życie taki plan na nie miało i mogłabym jeszcze w nieskończoność podawać racjonalne przykłady na poparcie słuszności stanowiska. A jak tłumaczą się inni? Najczęściej chowają się za zapisem w Ustawie, na drugim miejscu stawiają problem z nadwyżką kociąt, a na końcu pojawia się kłopot z adopcją, a prawda ich decyzji jest zupełnie inna, brakuje im zwyczajnie pieniędzy!

Wychowanie miotu, takiego jeszcze z dyndającą pępowiną, to nie tylko zarwane noce, to przede wszystkim znaczące pieniądze, wydane z niewiadomym efektem końcowym. I właśnie na podjęcie tego ryzyka brakuje ewidentnie odwagi liderom zwierzęcych organizacji. Wolą iść klasyczną drogą na skróty, bezpieczną, ale w żaden sposób nie przekładającą się na opiekę czy autentyczną troskę o dobro zwierzaka.

Za swoje decyzje trzeba płacić, a te najbardziej kontrowersyjne zawsze wiążą się nierozerwalnie z dużymi obciążeniami, jednak w przypadku, kiedy realizuje się właściwie te cele, które inicjowały powstanie Kociej Mamy i wszyscy wolontariusze są świadomi, jakie są dla nas priorytety, bez wahania dokłada się swoją cegiełkę do wspólnej pracy, ponieważ za każdą aktywnością stoi realny kot, przeważnie z wirtualnych czy trudnych adopcji.

Wystarczy przyjrzeć się grupie kotów z tych działów, by docenić wachlarz medycznych tematów, nad którymi się wspólnie z weterynarzami skupiamy. Depresja, padaczka, białaczka, amputacje. Teraz urodziło się nowe zagadnienie, które nabiera realnych kształtów, a mianowicie Bank Krwi.
To Kocia Mama otwiera drzwi, do których inni nie mają nawet odwagi zapukać. Nie buta przeze mnie przemawia, a doświadczenie i pragmatyzm. Sukces u nas nie wiąże się tylko z szefową, to wynik pracy całej kociej gromady wolontariuszy, ich rodzin i znajomych. Fundacja sama się reklamuje i promuje poprzez swoje działania. Nie ma sytuacji odbijania problemu czy oglądania się za siebie, czy oczekiwania, że ktoś za nas coś zrobi.

Młoda kadra wolontariuszy wchodzi w te przestrzenie pracy, na które zwyczajnie nie mają czasu prowadzące kocie żłobki i przedszkola. Chętnie pomagają porządkować siedzibę, uczestniczą w bezpośrednich kiermaszach, a robią to rewelacyjnie, bo szybko łapią wspólny język z rówieśnikami, ale i dzieciaczkami, a ich rodzicom potrafią doskonale wytłumaczyć, dlaczego akurat trwają przy tej fundacji.

Jawność, przejrzystość, szacunek, troska, to tylko niektóre cechy, charakteryzujące nasze fundacyjne relacje.
Iwonka świetnie przygotowała logistycznie wyjście fundacji na Dzień Dziecka. Jak kotka matka pilotowała, by wszystko było dopięte na ostatni guzik.
Było burzowo, ale nawet lekki deszczyk nie zepsuł doskonale zaplanowanej imprezy. Humory dopisywały, klienci również, więc tradycyjnie uważam , że warto w takich wydarzeniach uczestniczyć. Najbardziej z kiermaszu cieszą się sprzedające, z ogromną dumą opowiadały, jakie przedmioty najlepiej się sprzedawały i jednocześnie już snują plany na przyszłość, wyciągając wnioski jakie klamoty dołożyć lub ująć z oferty.

Dziękujemy organizatorom za wpisanie Kociej Mamy na listę tych, których warto zapraszać na tego rodzaju imprezy, zawsze się staramy zostawić po sobie miłe wspomnienie.