Wchodzimy w kolejny, piętnasty już rok pracy na rzecz kotów i nie tylko. Płaszczyzn jest wiele, przenikają się, przeplatają wzajemnie. Sprawnie, sumiennie, bezkolizyjnie działają poszczególne tryby. Logistyka działa perfekcyjne, eliminując wpadki czy błędy. Każdy wie doskonale, jakie ma zadania i trzyma się swoich torów działania. Rady i sugestie przyjmuję chętnie, ale korzystam tylko z tych, które nie naruszają obowiązujących bezwarunkowo ustaleń kodeksu, w myśl którego działa Kocia Mama. Wypracować obecny stan komunikacji było dość trudno. Zawsze znajdą się osoby, mające wobec mnie egoistyczne zapędy i uśpione moim przyjaznym na co dzień zachowaniem, próbują manipulacji czy wymuszania decyzji, według własnego uznania. Błąd straszny w odbieraniu mojego ich traktowania.
Bycie szefową nie zwalnia mnie z obowiązku bezstronnej oceny pracy każdego wolontariusza, nie ma najmniejszego znaczenia staż bycia w fundacji czy też pełnione funkcje. Liczy się praca, jej jakość, forma realizowania zadań oraz styl komunikacji z resztą pracujących w Kociej Mamie.
O reklamę, o rozgłos zabiegać już nie muszę. Każdy kociarz wie, jak wygląda codzienna praca i wachlarz realizowanych usług.
Ramy są mocno i jasno sprecyzowane, bowiem w ten sposób unikamy niepotrzebnych konfliktów czy niedomówień.
Jednak od zawsze twierdzę i życie na każdym kroku to potwierdza, że fundacja pracuje w zasadzie w oparciu o niebywałe paradoksy.
Z tego powodu rzadko, ale i ja pojawiam się w mediach. Niby ich unikam, niby się bronię przed udziałem wszędzie, gdzie tylko mnie zaproszą, ale są osoby, którym nie chcę zaproszenia odmówić. Do nich należy Iza, dziennikarka z Radia Łódź. Znamy się długo, lata całe. Gościłyśmy na wywiadach jeszcze przed powstaniem fundacji. Brałyśmy udział w audycjach na żywo, ale i tych nagrywanych, do wykorzystania na potem. Do historii już przeszła sytuacja, kiedy to Emila, podczas rozmowy „na żywo”, wypaliła beztrosko: Nasza szefowa to jest laska! Wszyscy, biorący udział przy realizacji programu, płakali ze śmiechu. Iza jest zresztą przyzwyczajona do konwencji naszych spotkań. Nie martwi ją temat przewodni, nie musi trudzić się, by przygotować scenariusz audycji czy wstępny konspekt. Ma świadomość, przekonanie i zaufanie, że każda osoba, z którą przyjdę na wizytę, pięknie odnajdzie się w nowej dla niej sytuacji. To też jest paradoks, stymulujący naszą pracą. Nie uzurpuję wyłącznie sobie prawa do reprezentowania fundacji. Także wolontariuszki uczę pełnienia roli reprezentacyjnej. Pomagam, trzymając pieczę, odnajdywać się w nowych sytuacjach, mierzyć się z tremą, z blokującymi barierami. Przeciwnie do innych liderów różnych organizacji, lubię kiedy to wolontariusze przejmują obowiązki reprezentowania Kociej Mamy.
Pierwsza w nowym roku wizyta w radiu poświęcona była rzecz jasna nie tylko okrągłym urodzinom, ale generalnie paradoksom, które mają wpływ na działanie.
I tak, stricte kocia formacja, weszła bardzo mocno w obszar pomocy najbiedniejszym, realizując projekt z Carrefourem, fundując stypendium im. Pitusia dzieciom uzdolnionym z Centrum Zdrowia Matki Polski, a także sukcesywnie, od lat niezmiennie, zbierając korki i wszelkie nakrętki dla Marcelka. Odkąd trafiliśmy na to dziecko i poznaliśmy cudowną walczącą rodzinę, zapadła decyzja o permanentnej akcji dla niego. Rehabilitacja i środki na kolejne konsultacje jeszcze długo będą stałym obciążeniem finansowym dla rodziny, więc nasza pomoc również będzie regularnie płynąć.
Poruszyliśmy dość delikatny dla niektórych ludzi temat, a mianowicie, jakie skutki uboczne przynosi praca, oparta o całkowity wolontariat. Mało kto ma świadomość, iż wybór formy działania bez świadczenia płatności czyli brak pieniężnego wynagrodzenia za wykonywane zadania, uniemożliwia nam aplikację do grantów czy programów finansowanych z budżetu miasta. Kocia Mama, jako prywatna fundacja, musi pracować wyłącznie za pieniądze, które sama pozyska, zgromadzi albo wypracuje. Ten paradoks jest niestety szalenie krzywdzący. Kuriozalny jest fakt, iż sprawdzona, doświadczona, stabilna organizacja, mająca ogromny wkład w ograniczaniu populacji zwierząt środowiskowych, nie tylko na terenie miasta, ale i w regionie, jest niewidzialna dla włodarzy miasta. Nie mam na myśli nagród czy wyróżnień, ale brak jakiejkolwiek chęci pomocy nam czy też współpracy. Indolencja w temacie zwierząt nadal bardzo kłuje w oczy. Jeśli tylko jest pretekst, zawsze środki właśnie na cele pomocowe dla zwierząt zostają blokowane bądź mocno okrojone.
Uważam, że, jak zwykle, spotkanie było inspirujące do bliższego zapoznania się z pracą fundacji, do analizy wiadomości przekazanych podczas programu. Po tylu latach działania mam ten komfort, iż nie musze się mierzyć z wahaniami słuchaczy, czy jest to kolejna, jeszcze jedna próbująca się reklamować organizacja. Za nami stoją mocne rezultaty, wyniki i osiągnięcia. Teraz możemy pokazywać drugą stronę medalu, wypadkową decyzji urzędniczych. Nie jesteśmy „modną” ani też „wygodną” politycznie fundacją. Wolne od układów, z jasno sprecyzowanymi zasadami, realizujemy się, mając na uwadze wyłącznie dobrostan zwierząt. Ta audycja po raz kolejny otworzyła niektórym oczy na tematy dotyczące metod naszej pracy.
Tym razem miałam przyjemność gościć w radiu z Blanką, kolejna wolontariuszka zdobyła nową dla siebie sprawność. Odnalazła się cudownie w studiu, bez odrobiny tremy, bez skrępowania, opowiadała o tym, jak się pracuje w Kociej Mamie, jak wygląda w jej przypadku wolontariat i jakie ma bezpośrednie przełożenie na jej życie, życie rodziny, przyjaciół i najbliższego otoczenia.
Jak zwykle było przesympatycznie, swobodnie, dowcipnie i ciepło. Dziękujemy Izo i do zobaczenia!