Styczeń to jest ten niezwykły czas, kiedy składamy sobie i bliskim życzenia, deklaracje, obietnice, postanowienia.
Z Nowym Rokiem jakoś tak dzieje się dziwnie, że mamy wrażenie, jakbyśmy zaczynali kompletnie nowy rozdział swojego życia, wchodzimy weń z optymistycznym nastawieniem, staramy się to co złe, przykre i bolesne odciąć grubą kreską, ale mimo szczerych chęci, tego co minęło, nie da się całkowicie wykreślić z pamięci. Wspomnienia to jest bagaż na całe życie. To, czym napełnimy swoją walizkę, będzie do nas wracało.
Zastanawiające jest, że najczęściej w pamięci zapisują się przykre sytuacje, gdy my doświadczyliśmy krzywdy albo nasze zachowanie sprawiło ból innym. Jako szefowa Kociej Mamy nigdy nie zachęcałam swoich wolontariuszek do bojkotu innych organizacji, do wszczynania internetowych awantur, szkalowania czy wywoływania kłótni.
Nie wchodzę w forowe spory, nie dyskutuję na grupach, nie reaguję na zaczepki.
Mam świadomość hejterek, tych bzdur, które wypisują, ale uważam, że i takie osoby są potrzebne szczególnie, kiedy się tak jak Kocia Mama, działa w sferze nie tylko zwierzęcej.
Często spotykam się z sytuacją, że osoby zaangażowane społecznie przy okazji życzeń noworocznych ostentacyjnie kierują do swoich wrogów przekaz, że mówiąc kolokwialnie mają w nosie ich opinie i nie zamierzają żadnej krytyki brać pod rozwagę. Ja mam jak zwykle kompletnie inne zdanie, życzę swoim hejterom by uważnie śledzili wszelkie aktywności Kociej Mamy, te stricte dotyczące zwierząt, ale i edukacyjne, marketingowe mające za cel zebrać na działanie pieniądze, wspierające osoby z niepełnosprawnościami i chore, a przede wszystkim te promujące wspólne działanie z innymi organizacjami z terenu Łodzi.
Wypracowałam kompletnie inny styl zarządzania. Lata miną zanim moi przeciwnicy ochłoną na tyle z zawiści, by zrozumieć, że oszczerstwa i kłamstwa przede wszystkim ich stawiają w złym świetle. Nie może być dobrym przywódcą człowiek, który chowa w sobie urazy, rozpamiętuje przykrości bądź nawet złe zachowanie najbliższych mu osób. To, że krytykę czy upomnienie każdy z nas inaczej przyjmuje to fakt nie podlegający dyskusji, ale jakie są dalsze reperkusje komunikacyjne i przyjęta postawa to już jest wypadkową naszego charakteru.
Weźmy na przykład mnie, krytykowaną za inność, za nowatorskie prowadzenie i budowanie Fundacji, za niegodzenie się na bezsensowną eutanazję, za zwracanie wolności dzikim, za ochronę narodzonego. Wszystkie te ataki przeanalizowałam bardzo starannie, rozważałam opcje przyjmowane przez ogół, ale wnikliwa analiza skutków moich decyzji, dyskusja z lekarzami, z behawiorystkami i opiekunkami DT złożyła się finalnie na utrzymanie panujących w Fundacji zasad.
Nigdy nie upieram się bez sensu przy własnym zdaniu z racji faktu, że jestem szefową. Pokora powinna być nieodłączną towarzyszką każdego sukcesu, bo pycha zawsze kroczy przed upadkiem.
O sukcesie swoich pomysłów można nieśmiało wspominać dopiero po takim czasie, jaki przetrwałyśmy my, kociomanine weteranki. Teraz zbieramy żniwo naszego zachowania, umiaru, dystansu, spokojnej harmonijnej pracy.
Ten sukces nie był łatwy. Kilka lat budowałam podwaliny Kociej Mamy. Następne kilka trwało zanim utworzyła się obecna ekipa.
Sobie i innym życzę, bym nadal mogła pracować w oparciu o sympatię, zrozumienie, wzajemny szacunek i co najważniejsze świadomość przyświecających nam zadań i celów. Myślę, że przeogromnym osiągnięciem Kociej Mamy jest współpraca z kilkoma psimi organizacjami, dzięki postawie ich prezesów wreszcie przełamujemy dziwny impas, który trwał przez kilka lat w zwierzęcym świecie.
Dziękuję za zdrowy rozsądek tym, którzy odrzucili chorą rywalizację, dostrzegli korzyści wynikające ze współpracy i wspierania się wzajemnie.
Z optymizmem wchodzę w kolejny już rok mojej społecznej pracy, bo dostrzegam, że kiedyś postrzegane jako dziwne moje pomysły i wizje wreszcie urealniają się dając początek nowym społecznym relacjom.