Wędrując po mieście, a nawet i w promieniu kilkunastu kilometrów, nawiązujemy kontakty, które mają dwojakie zakończenia, oba przyjmujemy ze stoickim spokojem, chociaż jednego kompletnie nie rozumiemy. Zawsze po wizycie albo jesteśmy wpisane na listę ulubionych i konsekwentnie przez kolejne lata ponawianie są zaproszenia, albo, czego nie jestem w stanie przyswoić, dalsza komunikacja umiera śmiercią naturalną, bez podjęcia próby reanimacji.
Niby zawsze schemat jest taki sam, staramy się, by każde spotkanie było atrakcją nie dla dorosłych, a dla dzieci, jednak nie mam kompletnie świadomości, jakie i w którym momencie edukatorki popełniają błędy, iż znajomość nie ma ciągu dalszego. W tym przedszkolu gościmy od lat. Nawet kiedy byłam niedysponowana po operacji, w odwiedziny pojechały wolontariuszki, a społeczność miała okazję poznać osobiście zjawiskowego kota Natalii, sfinksa Kobrę.
To, że partnerami podczas edukacji są rasowe koty, nie wynika ze snobizmu, tylko z faktu, w jakich przestrzeniach fundacja prowadzi interwencje. Nie wszystkie dotyczą kotów środowiskowych, niestety. Rynek dotyczący kotów rasowych skupia się na tych zdolnych do reprodukcji, a błędy genetyczne czy trudne do wyleczenia infekcje, które wywołane są złym krzyżowaniem, nie zapewniają przychodu, a dość wysoką stratę. Te koty na szczęście przekazywane są do fundacji. Staramy się, by każde wyjście zespołów edukatorek było dobrze przemyślane i zaplanowane. Koty zawsze towarzyszą nam odpowiednio weterynaryjnie zaopiekowane, odrobaczone, zaszczepione, po zabiegach stosownych do płci, eliminujących rozmnażanie. Kastracja to nie tylko eliminacja niechcianych miotów, to zabieg wpływający dość mocno na psychikę, koty są spokojniejsze, wyciszone i mimo, iż pełnią swoje misje, nie sprawiają opiekunom kłopotów, które są wypadkową rujki. Nie tylko kocurki są sprawcami brzydkich zapachów w domu, dokładnie tak samo kotki zachowują się, że zostawiając ślady, dokładają nam niepotrzebnej pracy. Fizjologia kotów często jest tematem, po który chętnie sięgamy podczas wykładów, ale zawsze musimy pamiętać o fakcie najważniejszym, żeby wiadomości przekazywane były adekwatnie do wieku dzieci.
Podczas niektórych zajęć, szczególnie u bardzo małych słuchaczy, które mają problem ze skupieniem, wprowadzamy elementy kociej gimnastyki. Nie tylko podnosi to jakość spotkania, ale jest doskonałą, kontrolowaną przerwą, podczas której maluszki uwalniają nadmiar energii. Odwiedzając takie przestrzenie mamy też ogromny komfort i jeśli z przyczyn niezależnych modyfikacji ulegnie planowany skład zespołu, nawet jedna osoba może poprowadzić wykład, ponieważ nauczycielki znają scenariusz i wchodzą w rolę nieobecnej edukatorki. Wszyscy mamy jeden cel, żeby dzieciaczki wyniosły ze spotkania nie tylko wiadomości o kotach, o fundacji, o jej pracy, one mają przede wszystkim być radosne, zadowolone z faktu, że miały okazję poznać zjawiskowe koty. Przytulić je, pogłaskać, poczuć zapach i miękkość futra.
Zyskiem dla nas zawsze jest zbiórka dla fundacji. Kiedy wracamy systematycznie w to samo środowisko, wiele punktów podczas ustalenia terminu pomijamy. Skraca to w zasadniczy sposób ilość czasu przeznaczonego na ustalenie szczegółów. W tym roku szkolnym wybrałam do pracy trzy moje prywatne koty. Nie pytam je niestety o zgodę, nie proszę o akceptację decyzji. Tak się złożyło, że dwa z nich pozostają ze sobą w przyjaźni, Ytuś i Laluś, dwa przemiłe cudaki. Na ich wybór ogromny wpływ miał nie tylko charakter oraz łagodne usposobienie, ale i fakt, iż jeden nie ma futra, a sierść przypomina welur, a drugi zamiast sierści ma włosy, czyli oba koty mogą pracować, nie wywołując u alergików uczulenia. W ten sposób żadne dziecko nie jest wykluczone z ciekawych zajęć.
Jak było tym razem? Tradycyjnie, jak zawsze, świetna atmosfera, roztropne dzieciaczki, przemiłe opiekunki. Prezenty, jak zwykle, wpisane w nasze potrzeby. Sucha i mokra karma, żwirki, jakieś krople do oczu czyli wnioskuję, że przekaz wyszedł do rodziców przemyślany, wynikający z wiedzy o naszej pracy.
Żeby ocenić wkład pracy, włożony w przygotowanie naszej wizyty, wystarczy ocena efektów, a te raczej nigdy nie zakłamują rzeczywistości. Widzimy przecież, jakie produkty i w jakiej ilości pakujemy do auta. Szacunek to nie tylko słowa, to przede wszystkim postawa, działanie. Obraz zastępuje tysiąc słów i bezlitośnie dokumentuje rzeczywistość czyli wysiłek włożony w działanie, które, jak wiemy, w obecnych czasach jest produktem deficytowym.
W pamięci skrywamy projekcje czyli segregujemy wspomnienia.
Każdej placówce dajemy kilka szans, jednak jesteśmy tylko ludźmi i trudno uwolnić się od konkluzji. W fundacyjnym słowniczku mamy swoje zabawne określenia dotyczące także projektu edukacyjnego. Kiedy umawiamy kolejną wizytę, gdy ustalam zespół i edukatorki, zadaję pytania, pomagające przypomnieć społeczność, często używam nam czytelnych skrótów, mówiąc: Praussa u pani Małgorzaty, szkoła na końcu świata u Kasi, Dinusiowe przedszkole, czy Dzień Kota u Pani Beaty. W tym natomiast przypadku zawsze powtarzam: przedszkole, mieszczące się na końcu mojego bloku i wszyscy wiemy dokładnie, do kogo tym razem jedziemy.
Takie zwyczaje są miłe. Są dowodem i potwierdzeniem, że w Kociej Mamie z uporem wypracowałyśmy inny styl pracy i komunikacji zewnętrznej. Zniknęły bariery proceduralne, zminimalizowane i zmodyfikowane zostały do niezbędnych.
Dowolność tematu, kreatywność podczas wykładu oraz swoboda w wyborze kociego partnera podnosi atrakcyjność prelekcji. Nigdy nie przepytuję wolontariuszek, z którymi kotami przybędą, ponieważ nawet te przyzwyczajone do pracy, potrafią akurat tego dnia mieć inny pomysł na rozrywkę i stanowczo odmawiają współpracy. Każda z nas potrafi doskonale i trafnie ocenić kondycję psychofizyczną swojego przyjaciela i z kocich oczu wyczytać, czy spotkanie z dziećmi jest zajęciem, które wpisuje się w harmonogram dnia. Mając świadomość, że koty chadzają własnymi drogami, nie decydujemy się na sprzeciw, ponieważ konsekwencje bywają czasem trudne do akceptacji, a zwyczajnie zaburzają pracę. O ile koty Ady i Natalii są spokojne i grzecznie uczestniczą w zajęciach, o tyle moje są rozgadane, muszę to przyznać otwarcie, rozpieszczone do przesady. Moje koty potrafią bardzo mocno wyrażać sprzeciw, brak zgody na współpracę. Laluś potrafi naburmuszony, z miną pod tytułem „Nie lubię nikogo”, przez całe spotkanie siedzieć w kontenerze, a jeśli już sprawię, że opuści azyl, to spaceruje po klasie i tak jęczy, ze uszy bolą, a ja własnego głosu nie słyszę, dzieci tym bardziej mają kłopot z przyswojeniem wiadomości. Iwan natomiast, pracując na smyczy, wywija młynki, wyprawiając przekomiczne akrobacje i wywołując salwy śmiechu. Najbardziej popisuje się Ytuś, biegając od dziecka do dziecka, miaucząc przy tym. Wskakuje na krzesła, szafy, przez co swoim zachowaniem komika również skuteczne dzieci rozprasza. Moje koty doskonale potrafią rozłożyć mi każde spotkanie. Jednak z uwagi na niebywałą urodę i fantastyczną komunikację, wolę już godzić się na takie sytuacje, ponieważ z nich są także określone korzyści. Wypadkową każdego spotkania powinna być dostateczna zbiórka karmy, ale i wartość ważniejsza czyli dotarcie do dzieci z przesłaniem, że koty to wyjątkowe, specyficzne zwierzęta i życie z nimi pełne jest radości, niespodzianek i atrakcji. Moje koty pośrednio wyświadczają mi niebagatelną przysługę, dokumentując snutą opowieść. Kociaki karmione przez Natalię to kolejna perełka edukacyjna. Malutkie okruszki są wielką atrakcją dla wszystkich, ponieważ generalnie trzytygodniowych kociątek nie widuje się codziennie.
W ten oto sposób mieszają się fundacyjne przestrzenie. Wolontariuszki prowadzące domy tymczasowe, biorąc udział w pogadankach, nie muszą się przygotowywać ani pisać konspektów, wystarczy, że opowiedzą krok po kroku, na jakich zajęciach upływa im każdy dzień.
Widujemy się tradycyjnie w każdym roku kalendarzowym, taki panuje rytuał. Myślę, że jest to najlepsze rozwiązanie, ponieważ kontynuacja pozwala na ugruntowanie wiedzy, ale i małymi kroczkami podnoszenie poprzeczki poprzez wprowadzanie nowych wiadomości.