Czasy są wyjątkowe, rzekłabym wręcz trudne i specyficzne. Staram się zachować spokój i pracować normalnym trybem, jednak bywa, że i ze mnie ucieka energia, kiedy spotykam się z kłamliwym hejtem, graniczącym wręcz ze szkalowaniem. Przeraża mnie krótkowzroczność takiego zachowania, bowiem przeciętni ludzie tracą zaufanie do wszystkich pracujących społecznie. Wobec takiej postawy, nie należy się wcale dziwić, że w naszym mieście kwestie dotyczące zwierząt spychane są przez polityków i urzędników na dalszy plan, bowiem niemożliwe jest utworzenie koalicji, która by wspólnie walczyła o dobrostan zwierząt i zabiegała o wprowadzenie postulatów zapewniających ich ochronę i obronę prawną.
Środowisko kociarzy jest małe, a Łódź jest dużą wioską, w której jeżdżą tramwaje, natomiast informacje „niby” przekazywane w tajemnicy stają się publicznymi momentalnie.
Kocia Mama nie komentowała i oceniała pracy innych. Wychodzimy z założenia, iż każdy ma prawo do swojego własnego, indywidualnego pomysłu na działanie społeczne. Powiem więcej, nie mam żadnych obiekcji by wspierać inne, mniej dynamicznie pracujące organizacje, dlatego niekiedy przejmujemy interwencje lub wypożyczamy sprzęt. Wdzięczna jestem każdemu, kto się pochyla nad bezdomnym, chorym kotem i jeśli tylko nie koliduje to z zasadami naszej pracy, które to i mnie obowiązują, mimo iż jestem szefową, staram się zawsze pomóc a nie szkodzić.
To, że środowisko kociarzy jest specyficzne wiemy od zawsze. Kociarze są bardziej wrażliwi, empatyczni, niektórzy wręcz przesadzają z personifikacją zwierząt, stawiając je w tym samym szeregu co ludzi. Są i tacy, którzy popadają w obsesyjne przekonanie, że tylko oni jedyni na świecie potrafią zapewnić „bezdomniakowi” właściwą opiekę i finalnie gromadzą w swojej przestrzeni taką ilość futer, że sytuacja wymyka się spod kontroli. Nie da się ogarnąć właściwie nadmiernej liczby mruczków i nie mam tu na myśli tylko kwestii higieny i czystości domu. Nikt, pracując na etacie albo z pozycji domu, co obecnie jest przeważnie stosowane, nie jest w stanie właściwie monitorować stanu zdrowia przygarniętych zwierząt. Lata pracy utwierdziły mnie tylko w przekonaniu, że styl, który promuje Fundacja jest właściwy, bowiem staramy się izolować naszych podopiecznych, by zdrowe mioty nie egzystowały obok chorych. Zasada ta pomaga w rytmicznym przyjmowaniu zwierząt, szczególnie małych kociaków i ślepych miotów, a pamiętając, że w tym roku organizacje zostały bez wsparcia ze strony włodarzy miasta, więc koszty związane z opieką w 100 % spadają na Fundację.
To jest rok prawdy! Łatwo się pracuje, kiedy można korzystać z darmowych wizyt w ramach akcji, kompletnie już inaczej kiedy opłaty dopisują się do faktur!
Cieszę się, że wolontariuszki potrafią jak kameleony dostosować się do sytuacji. Pandemia nie przestraszyła nas, nie schowałyśmy się do kąta, wręcz przeciwnie! Nastąpiła reorganizacja i szukanie pomocy na innych płaszczyznach, bowiem w tym roku szkolnym nie możemy liczyć na wsparcie wynikające z przeprowadzania zajęć edukacyjnych w placówkach oświatowych.
Mądre mam wolontariuszki i z tego jestem mega dumna. Są elastyczne, ale przede wszystkim są inteligentne! W lot zrozumiały, że koty, które schowałam w dziuplach, by spokojnie rosły przy Matkach, za moment trzeba przygotować do adopcji, a Matki sterylizować, więc chcąc mi pomóc przejrzały zasoby w swoich domach, ale i znajomych i przekazały na Pchli Targ, bym miała czym handlować.
Iwonka natomiast dwoi się i troi w gromadzeniu konkretnych zasobów czyli karmy.
To dzięki Jej wytrwałości do grona darczyńców wpisujemy kolejną firmę. Tym razem wsparła nas produkująca niezwykle chętnie spożywaną przez naszych niejadków Dolina Noteci.
Każda ilość karmy jest dla mnie ogromna pomocą. Fundacja należy do tych nielicznych organizacji, która zapewnia ogromny komfort pracy domom tymczasowym, więc nie należy się dziwić, że są chętni do ich prowadzenia.
Rok pomału zbliża się do końca, ale przed nami czas najtrudniejszy, czas jesiennych miotów.
Na szczęście wiosenne i letnie nie chorowały prawie wcale, nie było przewlekłych kocich katarów, grzybicy czy uporczywego świerzbowca. Niebawem zaczną się jesienne słoty, deszcze, wichury i tu jest obawa o stan zdrowia kotów, które będą zgłaszane.
Wdzięczna za każdą przekazaną puszkę, za każdy worek karmy cieszę się, że mam pomocników i sprzymierzeńców. Takie sytuacje pokazują, że ludzie doceniają to, co robi Fundacja Kocia Mama. Dziękujemy serdecznie w imieniu wszystkich kotów!